Rozegrana 05-06 sierpnia V runda Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski była pod kilkoma względami niezwykła. Zapraszamy na relację! Rozegrana 05-06 sierpnia V runda Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski była pod kilkoma względami niezwykła. Po pierwsze ze względu na niepowtarzalną aurę pogodową. Nie przypominam sobie aby w ciągu ostatnich trzech lat pogoda była aż tak niezmiennie zła. Po drugie to dzięki tej aurze motocykle klasy Superstock pokazały, że mogą być równie mocne jak Superbike. Ale zacznijmy od początku...
Treningi dowolne...jeszcze mżawkaWzorem dużych międzynarodowych imprez w tym roku zawodnicy mogą trenować także w czwartek i piątek na zorganizowanych treningach dowolnych. Niestety od samego początku były już podejrzenia, że pogoda nie będzie ich rozpieszczała. Po iście afrykańskiej serii upałów tym razem miało cały czas padać. Dane nam było poznać chyba wszystkie znane rodzaje deszczu. Od delikatnej mżawki, poprzez siąpiący non stop deszczyk, po ulewę taką, że nie było wiadomo z której strony pada. Na taką pogodę może być tylko jeden właściwy wybór opon - deszczówki. Biada tym, którzy tego typu opon nie mieli. Jeśli znaleźli się tacy pechowcy, to albo nie brali udziału w zawodach, albo zajmowali końcowe miejsca (z niewielkimi wyjątkami). Już w czasie dowolnych czwartkowo-piątkowych treningów niektórzy z zawodników mogli odczuć niepokorność toru przy mocno deszczowej pogodzie. Jednym z pierwszych był Sebathius (WSM), który po przepałowaniu i zbyt dużemu opóźnieniu hamowania na prostej startowej opuścił tor pięknym uślizgiem lądując daleko w zielonym. Na treningach pokazali się pechowcy z poprzedniego wyścigu. Bartek Wiczyński, jak się okazało całkowicie przemielił skrzynię w poprzednim motocyklu. Zjawił się Sławek Graussam, którego motocykl w pocie czoła przygotowywał mechanik przez prawie tydzień. W rezultacie startować miał na niemal seryjnej maszynie, ponieważ poprzedni superbikowy silnik nie nadawał się, póki co, do reanimacji. Pojawił się także na świeżo odbudowanym sprzęcie Adam Kropiwnicki. Nie zobaczyliśmy zaś na torze Marka Szwarca, który nie otrząsnął się jeszcze z wydarzeń minionego weekendu. Kwalifikacje... wciąż siąpi deszcz.W sobotę, dniu kwalifikacji miały oprócz czasówek rozegrać się jeszcze dwa wyścigi. Pierwszy z podwójnej rundy Superstock 600 oraz wyścig w Pucharze R1. Ten pierwszy był o tyle interesujący, że wygrana Marcina Kałdowskiego dawała mu już tytuł Mistrza Polski. Oczywiście, nic nie może być tak łatwe, jeśli pogoda jest pod psem, a na plecach czuć gorący oddech Piotra Kaczora czy Maćka Kubackiego. Od samego startu na kole Kałdosia siedział nieugięcie Kaczor raz po raz go atakując. Niestety po pięciu tak emocjonująco przejechanych okrążeniach popełnił błąd, który zakończył się opuszczeniem przez niego asfaltowej części toru i wyeliminowaniem go z dalszej walki. Maciej Kubacki, mimo że trzymał się w bezpośrednim sąsiedztwie Kałdowskiego nie mógł nawiązać z nim równorzędnej walki. Piotr Kaczor, natomiast po wyścigu tłumaczył wypadek niewłaściwym doborem opon. Ze względu na delikatnie przesychającą nawierzchnię toru zbyt szybkiemu zużyciu uległa założona deszczówka. Tak więc już po sobotnim wyścigu klasy Superstock 600 mogliśmy oklaskiwać Marcina Kałdowskiego jako Mistrza Polski. Jednak, mimo zdobycia tego tytułu, Marcin obiecał nam walkę do końca sezonu. Niespodziankę w klasie Pucharu R1 sprawił dotychczas nie wygrywający wyścigów Szymon Dziawer. On to na swojej wyróżniającej się żółtej Yamasze w sobotę sięgnął po najwyższe miejsce na podium. Tor natomiast, w niechlubnym stylu, opuścił do tej pory świetnie jeżdżący Robert Kowalski. Drugie miejsce w wyścigu zajął ze stratą 2.5 sekundy do prowadzącego Henryk Kwaśniewski, a trzecie Rafał Waliłko (Wallrav RS). Zawody... ulewa na maxa!Sobotnie siąpienie deszczu przeszło w niedzielę nad ranem w prawdziwą ulewę. Zawodnicy w obawie o swoje zdrowie oraz maszyny troszeczkę protestowali przeciwko zawodom w takich warunkach, lecz na wiele się to nie zdało. Regulaminy nie określają maksymalnego opadu deszczu potrzebnego do przerwania zawodów, ani też maksymalnej wielkości kałuż na torze. Tuż po otwarciu zawodów zawodnikowi Wallrav Racing - Sławkowi Graussamowi wręczono paterę. On to w czasie wyścigu w Moście jako pierwszy ruszył na pomoc w sytuacji zagrożenia życia rywalowi i spod motocykla wyciągnął Marka Szwarca. Hyosung & GS500Jako pierwsi na pożarcie ulewie zostali rzuceni, jak już się utrwaliło, zawodnicy połączonego wyścigu Puchau PZM GS500 i Hyosung. Trzeba było nie lada odwagi, aby na sprzęcie nie do końca do sportu przeznaczonym, na drogowych gumach wystartować w tak fatalnych warunkach. Zadziwiające było przede wszystkim to, że wszyscy myśleli, że wyścig będzie spokojny, nie da się wyprzedzać, a rozłożenie wg. czasów startowych będzie obowiązywało także na mecie. Nic bardziej mylnego. Zawodnicy podeszli do wyścigu niemal tak, jakby rozgrywał się na suchej nawierzchni, za dużą patelnią nie było jeziora wody a w poprzek drogi przed niemieckim nie płynął dwu metrowej szerokości strumień. Na przeszkodach tych zawodnicy mogli na własnej skórze przetestować istnienie zjawiska aquaplaningu. Trzymianie gazu powodowało bowiem znaczny wzrost obrotów tylnego koła na skutek utraty przyczepności do asfaltu przy przejeżdżaniu przez wodę. Na mecie wyścigu w Hyosungach nie zameldował się tylko jeden zawodnik Jarosław Gozdalski. Reszta szczęśliwie dojechała do mety. Jako pierwszy jej linię przekroczył Mikoslav Beznoska, z przewagą 1,3 sek nad Xavierem Retatem. Na trzecim miejscu wpasował się Łukasz Marszałek, i wydaje się że tytuł wicemistrza w klasie ma juz wywalczony.
| |
Komentarze 3
Poka¿ wszystkie komentarzesiema ile kosztuje taki sport tez bym chcia³ sie poscigac na ¶cigaczak od dziecka mi sie to marzy co czeba zrobiæ zeby sie dostac na taki to i wygrywaæ i przegrywaæ prosze o odpo to jest spe³nie ...
Odpowiedzpowiem wam ze jest to fajna zabawa ale nie bezpieczna,sam raz mia³em wypadek na wodzie.
OdpowiedzWow, zajebista pogoda. Fajne foty i fajna relacja! Tak trzymac.
Odpowiedz