Triumph Tiger - nowy drapieżnik w stadzie
Jest nowy, większy, silniejszy i świeższy. Czyli taki, na jakiego od dawna wszyscy czekali. Poznajcie nowego szefa w stadzie - Triumph Tiger 1050 już jest.
Trzeba powiedzieć to jasno - Angole poszli na całość. Po tym, jak od samego początku produkcji staremu Tygrysowi zarzucano zbyt wiele wad, jak na eksplorera terenów nieznanych, producent robił wszystko, by to zmienić. Efekty były jednak mało satysfakcjonujące, a w porównaniu z japońską konkurencją wręcz mizerne. Trzeba było coś zmienić, a najlepiej...wszystko.
Poprzedni Triumph Tiger, mimo wielu niedomagań, cieszył się dobrą opinią sprzęta niezawodnego, co w przypadku dużego, podróżnego enduro ma ogromne znaczenie. Ostatnie wersje z silnikiem od Daytony 955i już całkiem nieźle dawały sobie rade z konkurencją. Produkowany bez większych zmian od 1999 roku model zaczął już mocno trącić myszką i od jakiegoś czasu wręcz sam domagał się zmiany na warcie.
Triumph Tiger na sezon 2007 to już całkowicie nowy motocykl. Wygląd zgodny z panującymi obecnie trendami i światowym standardem plus, jak to u Triumpha, coś extra. Widelec upside down, radialne mocowanie zacisków hamulcowych, 115KM i 100Nm z silnika o pojemności ciut ponad litr. Wszystko, opakowane w lekką aluminiową ramę z lekkim aluminiowym wahaczem, waży na sucho 198kg. Może nie jest to rewolucja, ale na pewno rewelacja, szczególnie w porównaniu z poprzednikiem. A więc nowy „tygrys" nie pozwoli, by podskakiwał mu byle kto.
Anglicy zmienili jeszcze jedną rzecz, choć ta zmiana nie wydaje się już tak przekonywująca. Nowy Triumph Tiger obuto w całkowicie szosowe opony i wyposażono w typowo szosowe podwozie z tym, że mocno podwyższone. Czyżby Tiger nie chciał już buszować po buszu? A może okazało się, że motocykle tego typu tak rzadko zjeżdżają z asfaltu, że nie ma większego sensu zakładać standardowo opon o bieżniku lekko terenowym? Kolejnym mało słusznym posunięciem jest zastosowanie ogromnego tłumika końcowego i poprowadzenie go do samej góry. Nie ułatwi to montażu sakw podróżnych.
Reasumując, Triumph Tiger już jest, ale jest dziwnym motocyklem, pełnym sprzeczności. Z terenowego, twardego podróżnika stał się ogromnym supermoto z możliwością wypadów turystycznych. Czy to się przyjmie na rynku, okaże się już za rok!
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeJak dla mnie wygląd super, choć faktycznie z podróżnego enduro poza wygodną pozycją to chyba niewiele już zostało....Zastanawiam się, czy nie jest za bardzo podobny do Sprinta ST, coraz mniej ...
OdpowiedzPolicjanci będą w takie wyposażeni ,strach się bać hehhe pozdrowienia dla moto riderów
Odpowiedz