Jak to jeździ?
Wrażenie ciężkości obu motocykli znika w momencie zajęcia miejsca za kierownicą. Oba sprzęty bardzo łatwo podnieść z bocznej podstawki, choć minimalnie lżej czynimy to na Triumphie.
Pozycja na obu motocyklach odbiega znacznie od optymalnej, choć na Rockecie jest ona zdecydowanie bardziej wyprostowana. Szeroka kierownica Rocketa poprowadzona bliżej prowadzącego. W wysokiego kierowcy jest ona umieszczona minimalnie za wysoko, co powoduje nienaturalne ugięcie łokci. Generalnie – siedzi się jak na kanapie. Odpalenie silnika jest sygnalizowane zgaśnięciem kontrolek olejek i… to tyle. Żadnych wibracji, żadnego stukotu, żadnych niespodzianek, nic się nie trzęsie, nic nie klekocze. Odrobina bujania na boki przy dodawaniu gazu nie przeszkadza.
Od tego obrazu odbiega skrzynia biegów, która pomimo prób z różną pozycją dźwigni sprzęgła rzadko zaskakuje bez nieprzyjemnego klekotu, a i w czasie jazdy daje wyraźnie znać, że następuje zmiana biegów. Przyzwyczaić się trzeba do sterowania pięta-palce, ale to zajmuje 5 minut i posługujemy się tym nie zwracając na to uwagi. Dzięki takiemu sterowaniu znalazło się miejsce na wygodne, szerokie podesty na stopy.
Jeżdżąc Rocketem trzeba zwracać uwagę na sterowanie manetką. Blisko 90% momentu obrotowego dostępne jest już przy 1800 obrotach na minutę, więc każde mocniejsze odkręcenie powoduje przyspieszenie, jakiego może chyba zaznać człowiek – kula armatnia. Fabryka chwali się, że ten motocykl podczas przyspieszania generuje przeciążenia do 1,2G. Warto uważać podczas wychodzenia z zakrętów. Motocykl potrafi na 2 biegu przy mocnym odkręceniu bez wysiłku podnieść przednie koło, a to nie jest najlepszy ku temu moment. Przy spokojnej jeździe to poręczny motocykl jak na swoją klasę.
Inaczej sprawa ma się z Intruderem. Potężny, szeroki zbiornik, daleko przesunięte do przodu podnóżki i równie szeroka kierownica wymuszają charakterystyczną cruiserową pozycję. Na równych drogach czy w trasie nie jest ona dokuczliwa, ale przy jeździe po nierównych miejskich drogach, czy koleinach potrafi dać w kość miejscu, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Kanapa może uchodzić za wzór komfortu, a siedzenie pasażera, jak już pisaliśmy, można zamienić na zgrabną nakładkę jeszcze wygładzającą linię motocykla, łagodnie przechodzącą w tylny błotnik. Do czego można się przyczepić, to kłopot z widocznością prędkościomierza umieszczonego w konsoli w przypadku osób jeżdżących w kaskach integralnych. Wymaga to, niestety, pochylenia głowy i oderwania wzroku od drogi. Można się również nauczyć obrotościomierza, co nie przychodzi trudno, biorąc pod uwagę, że zmiany biegów można wykonać do prędkości 60-80 km/h. Powyżej tej wartości na ostatnim, piątym biegu motocykl dysponuje dostatecznie dużym momentem pozwalającym sprawnie przyspieszać.
Włączony silnik generuje wibracje charakterystyczne dla dużej fałki. Nie są one jednak dokuczliwe dla osób przyzwyczajonych do tego typu silników, a podnóżki w dużym stopni je absorbują. Przyspieszenia są słabsze niż w Rockecie, co jest spowodowane trochę niższą mocą i momentem obrotowym. To wciąż jednak świetne parametry pozwalające na szybkie przyspieszanie. Przy tym dźwięk wydobywający się z tłumików budzi uśmiech na twarzy każdego fana cruiserów.
Motocykl prowadzi się bardzo stabilnie, nawet przy małych prędkościach nie ma tendencji do normalnego dla cruiserów walenia się w zakręt. Przy wyższych prędkościach w łuku jest bardzo stabilny i przewidywalny, co pozwala na bezstresowe przycieranie podnóżków. To dziedzina, w której Intruder wygrywa z Rocketem. W każdym winklu sunie całkowicie neutralnie.
Zaskoczyło nas spalanie. Spodziewaliśmy się po takim silniku sporej paliwożerności, ale w trasie przy prędkości przelotowej rzędu 120-140 Suzuki zadowalało się zużyciem benzyny poniżej 6,5 litrów paliwa. W mieście wartość ta rosła do ok. 7-7,5 litra – czyli zadowalająco. Wszystko to sprawia, że wielbiciele klasycznych linii nie zawiodą się na krążowniku Suzuki, budzącym zazdrosne spojrzenia innych uczestników ruchu a gangiem silnika powodującym rozstępowanie się korka w mieście.
Podsumowując
De gustibus non est disputandum. No właśnie, o gustach się nie dyskutuje, wiec skupiliśmy się na obiektywnych charakterystykach tych maszyn. Rocketowi nie można odmówić mocy, odejścia, przyjemności z jazdy, lecz jego wygląd nie każdemu musi się podobać. To oryginalny, niepowtarzalny motocykl, który spodoba się motocyklistom chcącym wyjść z szeregu, wyróżniać się w każdym miejscu, na drodze, w miescie czy pod knajpą.
Intruder to klasyczne linie zadziwiające osiągami i kulturą w czasie jazdy. To motocykl budzący podziw sylwetką i zaskakujący zaklętymi w silniku rozwiązaniami. Podczas testów przeprowadziliśmy ankietę stawiając przed alternatywą wyboru jednego motocykla z obu prezentowanych. Pytanie trafiło i kierowców motocykli turystycznych, ścigaczy, nakedów jak i Panie. Zdecydowana większość respondentów stwierdziła, że wybrałoby Intrudera. Podczas przyspieszania na miejskich ulicach Rocket III po prostu z ulicy znika, Intruder znacz swój ślad włączającymi się alarmami w zaparkowanych samochodach. Sami zdecydujcie co was bardziej pociąga!
|
|
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzeFajny artykuł. Akurat udało Wam się zesparingować moje dwa ulubione motocykle. No 1 Suzuki Intruder 1800 (na który odkładam karzdą złotówkę z mojego skromnego kieszonkowego) , no i po przeczytaniu ...
Odpowiedz