Sk±d siê bierze fascynacja motocyklem?
Zapewne wielu z Was, kiedy jesteście wśród ludzi spoza motocyklowego towarzystwa, spotyka się z pytaniem: dlaczego właściwie jeździcie motocyklem, skoro jest to niebezpieczne? Odpowiedzi na to pytanie jest wiele. Ja najczęściej w takich sytuacjach odpowiadam, że jazda motocyklem jest jak latanie tylko bez odrywania się od ziemi. Zaraz potem mówię, że przez życie na dwóch kołach dorobiłem się sporej kolekcji połamanych kości, ale dzięki temu mój system immunologiczny jest sprawny i dobrze wytrenowany, a poza tym, jazda motocyklem "znakomicie wpływa na głowę".
Rozmawiając z "ludźmi z branży", często pytam, jak zaczynali i dlaczego w ogóle zaczynali? I w tym temacie odpowiedzi są różne: jeden odziedziczył motocyklową pasję od ojca, inny zaraził się motocyklowym bakcylem od kumpli na podwórku, jeszcze inny zafascynował się po obejrzeniu filmu albo relacji z wyścigów. W moim przypadku było tak, że najpierw fascynowało mnie lotnictwo i jako dzieciak marzyłem o tym, by zostać pilotem myśliwca. Pod sufitem w moim pokoju wisiała kolekcja modeli samolotów z II Wojny Światowej, a obudzony w środku nocy mogłem z pamięci wyrecytować dane techniczne Spitifire’a czy Messerschmita. Jednak kiedy osiągnąłem wiek przedpoborowy, zorientowałem się, że po pierwsze z latania nic nie będzie, bo nie dysponuję koniecznym do tego końskim zdrowiem, a poza tym armia to nie jest miejsce, w którym chciałbym spędzić życie. Wtedy pomyślałem, że zamiast latać, mógłbym jeździć motocyklem, bo przecież jednoślady pokonują zakręty w lotniczym stylu.
Prawo jazdy zrobiłem w wieku 17 lat. Mimo że było to jeszcze w czasach głębokiej komuny, kiedy widok nowoczesnego motocykla światowej marki był zjawiskiem, delikatnie mówiąc, niecodziennym, to miałem szczęście. Otóż ojciec kolegi z podwórka, który woził całą rodzinę Pannonią z koszem, pracował w redakcji "Motoru". Z tego względu miał w domu całą kolekcję numerów niemieckiego czasopisma "Motorrad", które pożyczał nam, młodym zapaleńcom. Jak to rozbudzało naszą fascynację! A jacy byliśmy wtedy oblatani w nowościach światowego motocyklizmu! Zrodzona w tamtych czasach fascynacja spowodowała, że zostałem motocyklowym redaktorem, kiedy tylko było to możliwe. Z tego co się zdążyłem zorientować, to u wielu motocyklistów z mojego pokolenia wątek lotniczy przy przejściu do fascynacji motocyklem nie był wcale wyjątkiem. A jak to było u Was?
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze