Silk Way Rally: Arek Lindner zmuszony do podjęcia bardzo trudnej decyzji
Reprezentant Łódzkiego Klubu Offroadowego na długo przed dojazdem do strefy tankowania musiał wielokrotnie zatrzymywać się i walczyć z uciekającym z uszkodzonego koła powietrzem. Jedna z felg dosłownie zmieniła kształt na sześciokąt.
Czwarty dzień azjatyckiego Dakaru zafundował Arkadiuszowi Lindnerowi kolejny, jak dotąd najpoważniejszy sprawdzian umiejętności radzenia sobie z rajdowymi przeciwnościami losu. Wczoraj na trasie 470-kliometrowego oesu maratońskiego, polski kierowca quada z numerem #103 został zmuszony do podjęcia bardzo trudnej decyzji - czy próbować dotoczyć się do mety i mieć nadzieję, by błagający o poważny remont quad wytrzymał kolejny dzień bez pomocy serwisu, czy jednak wezwać pomoc, godząc się na wszelkie przewidziane w regulaminie kary, ale za to móc poświęcić więcej czasu na eliminację wszystkich usterek i powrócić na trasę rajdu. Arek, który zaledwie dzień wcześniej zarzekał się, że nie będzie jeździł "śmieciarą", zdecydował się skorzystać z pomocy, by móc walczyć w kolejnych dniach.
Do sytuacji tej doprowadziły piętrzące się problemy m.in. z felgą oraz łożyskiem w kole, na których całkowite wyeliminowanie, pomimo ciężkiej i wielogodzinnej pracy serwisu, najzwyczajniej zabrakło czasu. Reprezentant Łódzkiego Klubu Offroadowego na długo przed dojazdem do strefy tankowania, musiał wielokrotnie zatrzymywać się i walczyć z powietrzem uciekającym z koła, które na koniec zmieniło swoją geometrię w sześciokąt. Na dodatek pojawiły się trudności związane z utratą mocy silnika. Ich zidentyfikowanie wymagało dostępu do komputera i specjalistycznego oprogramowania, co w przypadku etapu maratońskiego było niemożliwe.
- Z wielkimi trudnościami dotarłem do strefy tankowania. Nie wiem ile razy musiałem pompować oponę. Pogięta felga zmieniła kształt na sześciokąt. Do tego miałem rozwalone łożysko, którego nie zdążyliśmy wymienić, po tym jak na 2. etapie jechałem na kwadratowym kole. Jakby tego było mało, quad zaczął tracić obroty, moc, a przez to prędkość. Nawet gdybym dojechał do mety dzisiejszego oesu, to w zamkniętym parku maszyn, bez dostępu do komputera i wszystkich narzędzi, nie byłbym w stanie nic zrobić. Dlatego podjąłem decyzję, by odpuścić i wezwać pomoc. Wolę naprawić się i powalczyć jeszcze w Chinach, niż jechać resztę rajdu jak ciapek. Czeka nas ciężka praca, ale odbudujemy się i wrócimy - podsumowuje łodzianin.
W czwartek przed Arkiem i całym zespołem Lindner Team bardzo trudny i pracowity dzień. Przemieszczą się 340 km z Ułan Bator do miasta Mandalgowi, gdzie mieścić się będzie baza rajdu 5. etapu. Tam czeka ich wiele godzin ciężkiej pracy nad renowacją quada i przygotowaniem go do pozostałych pięciu dniu rajdu Jedwabnego Szlaku.
Komentarze
Pokaż wszystkie komentarze