tr?id=505297656647165&ev=PageView&noscript=1 Red Bull X-Fighters - Madryt 2007
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG
NAS Analytics TAG

Red Bull X-Fighters - Madryt 2007

Autor: Zuzanna Błasiak 2007.08.06, 11:24 1 Drukuj

Już na długo przed godziną zero, czyli 21:30 wyznaczającą początek tych niecierpliwie wyczekiwanych przez wszystkich fanów FMX zawodów, na Plaza del Toros gromadziły się tłumy ludzi. Czterdziestostopniowy upał ściskał wszystkich na nielicznych początkowo skrawkach cienia rzucanego przez wielkie mury osławionej areny. Dla tych, którzy do ostatniej chwili nie mogli się zdecydować, czy chcą uczestniczyć w tych prestiżowych zawodach, wciąż była możliwość kupienia biletu wstępu zarówno w kasie, jak i u miejscowych handlarzy, u których cena wyjściowa wynosiła o 20 euro więcej niż normalnie. Jednak łatwo się z nimi negocjuje, więc co bardziej przerażeni długością ciągnącej się kolejki, mogli szybko nabyć bilet za niewiele wyższą kwotę. Ekscytacja tłumu rosła wraz z mijającym czasem i napływającymi grupami bardzo już rozgrzanych fanów, którzy gdy tylko się pojawiali, robili w okół siebie wiele szumu. Dlaczego? Poza wielkimi płachtami z napisami dopingującymi faworyta oraz poza głośnymi okrzykami, powietrze rozdzierał ryk silników pił spalinowych. Tak, tak!! Na stałe już wpisały się w klimat tych zawodów... Kibice odgrywali przy tym, mini show przykuwające oczy wszystkich na całym placu, a zwłaszcza kamerzystów. Jak ćmy do światła zlecieli się jeden za drugim, zachęcając ich do ciekawych akcji. Na bank jakiś fragment znajdzie się na DVD Red Bull X-Fighters 2007, na które wszyscy z pewnością niecierpliwie czekacie. Co bardziej zapaleni fani Freestylu doprawili swoim piłom a to błotnik crossówki, a to kierownicę i uruchamiali piłę manetką gazu jak to jest w normalnym motocyklu...

Na arenę zaczęto wpuszczać ludzi z ponad 20 minutowym opóźnieniem. W powietrzu unosił się zapach osławionego napoju energetycznego Red Bull. Powoli tłum rozlewał się po wszystkich stopniach widowni i robiło się coraz głośniej i goręcej. Nie tylko dlatego, że niefortunnie usiadłam koło reflektora, ale dlatego że ludzie jeszcze przed rozpoczęciem zawodów robili imponującą, okrążającą nie jeden raz arenę, słynną falę, zupełnie jakby byli jednym, idealnie zsynchronizowanym organizmem. Wykrzykiwali też imiona swoich ulubieńców i tak jak przed wejściem na obiekt, pruli powietrze rykiem swoich podręcznych silników pił, dając osobne przedstawienie. Tu publiczność się nie rozgrzewa... Tu publiczność przychodzi już ostro rozgrzana!!

Iiii, zaczęło się!!! Buenos dias Madrid!!! - Krzyczał komentator. Uśmiechnęłam się, kiedy zamiast wymawianego po angielsku X-Fighters, do brzmienia którego przywykłam, usłyszałam twarde Kross Fighters. Wyobraźcie sobie szał 23 000 tysięcy ludzi w tym jakże akustycznym miejscu, kiedy po oficjalnym rozpoczęciu tego ostatniego przystanku tournee Red Bull X-Fighters 2007, na arenę wjechał bolid Formuły 1, za kierownicą którego siedział słynny Włoch Vitantonio Liuzzi. Nikt się tego nie spodziewał, wszyscy byli zachwyceni i choć to było niemożliwe, próbowali zagłuszyć ten jakże hałaśliwy, lśniący pojazd. Robił wrażenie, oj robił!! Wtedy przyszła kolej na wypuszczenie na arenę 10-ciu nabuzowanych, gotowych dać z siebie wszystko, najlepszych Freestyle Motocrossowców świata... W pierwszej parze starli się Ronnie Renner (USA) i Libor Podmol (Czechy). Ku zaskoczeniu wszystkich, tylko jeden sędzia docenił eliminacyjny przejazd uwielbianego przez publiczność za kontakt z nią, Ronniego- zwycięzcę RB X-F w Meksyku, 2005. Z jednej strony to fantastycznie, że bardzo dobry technicznie Libor awansował dalej, ale z drugiej strony trochę szkoda, że od razu na starcie odpadł ten, który skacząc robi to nie tylko dla zwycięstwa, ale i dla widzów i robi to całym sercem. Poza tym nie zobaczyliśmy w dalszej części zawodów charakterystycznych dla tego zawodnika popisów break dance, którymi to bawi publikę. Renner uchodzi za jednego z bardziej wyróżniających się i odpowiedzialniejszych riderów. Jest także ambasadorem fundacji Wings for Life.

Warto zauważyć, że w tegorocznym wydaniu zawodów w Madrycie, na arenie przybyło urozmaiconych przeszkód. Dostawiono znany już z zawodów Red Bull x-Fighters w Irlandii quaterpipe, by dać zawodnikom więcej możliwości do szaleństwa. Z miejsca, w którym siedziałam, za każdym razem wyglądało to tak, jakby po wybiciu się i krótkim locie, mieli zaryć zębami w piach. W pojedynku ze znanym już wam Szwajcarem, Matem Rebeaud- mistrzem świata 2006, odpadł po dobrym przejeździe Norweg, Andre Villa. Mat jak widać, mimo kontuzji ręki radzi sobie rewelacyjnie i przedarł się do pół finałów, w rytm muzyki swojego ulubionego zespołu, Guano Apes. Natomiast Matt Schubring, dla którego start w Madrycie jest debiutem w X-Fightersach, zaliczył niezły przejazd i z pewnością zwrócił na siebie uwagę. Jest na prawdę dobry i jestem pewna, że jeszcze o nim usłyszymy. Jednak nie był dość dobry, by pokonać 20- letniego Hiszpana, Daniego Torresa, ulubieńca Madryckiej publiki. W końcu był na swoim podwórku. W dowód wdzięczności, za gorące przyjęcie zaliczył okrążenie po arenie. Fani w tym czasie rytmicznie, niczym jedna masa, machali w jego stronę białymi bandamkami, krzycząc: „mucho Dany, mucho Dany, He, He!! mucho Dany, mucho Dany, He, He!!". W pojedynku z legendarnym już Travisem Pastraną przyszło zmierzyć się Eigowi Sato. Chyba żadnemu zawodnikowi, któremu przypadnie taki rywal nie jest do śmiechu. No może, zacięty na pokonanie Pastrany Nate Adams nie miałby nic przeciwko :) Oczywiście, jak łatwo sie domyślić, Eigowi nie pomogły nawet najlepiej wykonane backflipy z rock solidami. Travis przeszedł dalej, Eigo odpadł. Nate Adams, perfekcyjnym przejazdem również znalazł się w półfinałach. Po tej ostrej dawce emocji, Red Bulli, okrzyków „Oleee!!" przy każdym bardziej zapierającym dech tricku (okrzyk typowo hiszpański, stosowany podczas prawdziwej corridy), przyszedł czas na przerwę. Trzeba dać wytchnąć przede wszystkim Motodorom, ale i piątce sędziów ( wśród, których znajdował się m.in Belg Jimmy Verburgh, znany wam chociażby z Red Bull X-Fighters Seaside Tour w Polsce, który miał miejsce w pierwszych dniach lipca tego roku. Tak na marginesie, można było przeczytać o tournee w Polsce, w rozdawanej wszystkim gazetce o FMX), jak i publice. Za to do działania zabrał się jeden z najbardziej znanych Hiszpanii zespołów rockowych, Rosendo Mercado. Grali na prawdę świetnie!!

W pół finale z Travisem Pastraną konfrontował się Dany Torres. Nikogo nie dziwi fakt, że po wykonaniu serii: Saran Flip, Nac Nac, 9 o'clock Indian, Heelclicker oraz Tsunami Flip i po wywołaniu głośnego WOW, robiąc widowiskowy manewr wypuszczenia przed siebie motoru na górce i samemu zrobienie backflipa, Travis Pastrana przeszedł do finału wynikiem sędziów 3:2. I tym razem Torres nie zdołał pokonać niepokonanego mimo, iż zaprezentował bardzo wysoki poziom i zaszokował wszystkich pokaźnym underflipem. Natomiast Matowi Rebeaud przyszło stanąć tete a tete z Nate'em Admsem. Mat pokazał w zasadzie to co zazwyczaj, nawet wejście na arenę miał w swój typowy, utarty sposób- na tylnym kole, z lewą, spuszczoną nogą. Efektownie wykonał swój pierwszy trick (whipa), kiedy to z tunelu wyskoczył na rampę równo z „wybuchem" muzyki, ale tak to nie pokazał niczego nadzwyczajnego. Za to Nate miał fantastyczny przejazd. Skakał wszystko perfekcyjnie, wykonał m.in. pięknego Flip Hangera, ale... los nie chciał mu dać szansy na zwycięstwo. Nie wyhamował po skoku i zaliczył gwałtowne spotkanie z bandą areny, owocujące w złamanie palca lewej ręki. Widać było, że jest na siebie zły, ale jednocześnie był wdzięczny publiczności za wsparcie i głośny aplauz. Rozrzucił w podzięce swoją koszulkę i rękawiczki. Zebrane tłumy mniej żywo zareagowały na przejście Mata do finału. Komentator musiał wywołać jakiekolwiek brawa. Chyba wszyscy stwierdzili, że gdyby nie ten wypadek, Nate powinien był wygrać. Mat to wielki szczęściarz i to po raz kolejny w swojej karierze. Jak i gdzie podpisuje się taki kontrakt z panem Bogiem? W finale, powtórzył podobny do poprzednich przejazd. Możliwe, że jedynym urozmaiceniem było wyłączenie muzyki kiedy skakał Tsunami, co podkręciło nieco napięcie wśród widzów, ale tak to pojechał dość przeciętnie. Na wyjazd Pastrany ludzie się znacznie ożywili. Spokojnie wykonywał swój program w rytm rock'n'rolla, przebiegł się później w okół areny i pogadał z kibicem, który przebrał się w całości za niego. W efekcie, po tej nieziemsko ekscytującej imprezie, Travis Pastrana był nie tylko pierwszy w Madrycie, ale też zdobył prestiżowy tytuł zwycięzcy całego tournee Red Bull X-fighters. Mat Rebeaud był drugi, a za nim Dany Torres.

Długo po zakończeniu zawodów, mniejszy lub większy tłum okupował wjazd do parku maszyn, licząc na wyjście do fanów jakiegoś zawodnika. Inni wychylali się niebezpiecznie z wyższych kondygnacji areny Las Ventas, by mieć wgląd, co się dzieje za kulisami, co robi ich idol, jak wygląda życie zawodników poza zawodami...

A czy wy bacznie śledziliście to niezapomniane show??

NAS Analytics TAG


NAS Analytics TAG
Zdjęcia
NAS Analytics TAG
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarze
Dodaj komentarz

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Ścigacz.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin , zawiadom nas o tym przy pomocy formularza kontaktu zwrotnego . Niezgodny z regulaminem komentarz zostanie usunięty. Uwagi przesyłane przez ten formularz są moderowane. Komentarze po dodaniu są widoczne w serwisie i na forum w temacie odpowiadającym tematowi komentowanego artykułu. W przypadku jakiegokolwiek naruszenia Regulaminu portalu Ścigacz.pl lub Regulaminu Forum Ścigacz.pl komentarz zostanie usunięty.

NAS Analytics TAG

Polecamy

NAS Analytics TAG
.

Aktualności

NAS Analytics TAG
reklama
NAS Analytics TAG

sklep Ścigacz

    NAS Analytics TAG
    na górę