Rage Race, czyli spodziewaj siê niespodziewanego!
Krzysztof Wronowski, który RZR-em wygrał tegoroczną edycję Rage Race, opowiada nam, jak było podczas imprezy i zdradza przepis na zwycięstwo!
Ścigacz.pl: Co skłoniło Cię do wzięcia udziału w Rage Race?
Free&Fun Krzysztof Wronowski
Nakłonił mnie do tego mój team- partner i kolega z pracy Tomek Górnicki, chociaż ja także czytałem o tym rajdzie oraz oglądałem film z 2007 roku i ten rodzaj rywalizacji oraz przede wszystkim dobra zabawa wzbudziły nasze zainteresowanie. Niebagatelnym faktem była też medialność imprezy, na której chcieliśmy pokazać możliwości RZRa, naszego sztandarowego produktu ze stajni Polarisa. Udało się także do pomocy nakłonić naszych partnerów - Shoei, który wyposażył nas w kaski oraz Dainese, które nas ubrało od stóp do głów, a właściwie do szyi... I tak wspólnymi siłami udało się osiągnąć sukces.
Ścigacz.pl: Wokół super samochody, przed uczestnikami 2500 km do przejechania, a ty startujesz Polarisem. Skąd pomysł na start pojazdem, który osiąga prędkość zaledwie 100 km/h?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Fakt, było to niesamowite wyzwanie - 70 aut o średniej mocy 350 KM, niektóre wręcz nawet sięgające 700 KM , dla tego na przekór trendom zwiększania mocy postanowiliśmy pojechać malutkim samochodzikiem Polaris RZR o mocy 60 KM. Poza tym jakie to nobilitujące stanąć jak równy z równym w szeregu z Ferrari, Corvettą czy Lamborghini.
Ścigacz.pl: Czy pechowy początek nie był deprymujący, chodzi mi o zgubienie koła w Warszawie?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Koło odpadło Tomkowi przed rajdem, podczas parady w Warszawie, ponieważ dla poprawy stabilności założyliśmy poszerzenia. Niestety, skręcając całość mechanik nie zwrócił uwagi na to, że na calowe szpilki nakręcił metryczne nakrętki. Mściło się to na nas do końca imprezy, a najbardziej dramatyczny był dla nas ostatni etap, kiedy musieliśmy dokonać radykalnej naprawy, bowiem ciągle mocowane na jakimś pętacie koło jednak postanowiło odpaść, mimo naszych wysiłków.
Ścigacz.pl: Jak oceniasz tegoroczną edycję imprezy?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Tegoroczna edycja w zamyśle miała przebić poprzednią pod wszystkimi względami: ekskluzywne hotele, najlepsze kluby (wszystko „all inclusive" za wpisowe 3,5 tyś za osobę) oraz dużo jazdy. To ostatnie sprawiło, że wszyscy wracali do hotelu zmęczeni i nikt nie miał siły się bawić, nie wyłączając nas. 800 km dziennie po polskich drogach w RZRze potrafi powalić nawet silnego mężczyznę, po pokonaniu więc całej, mającej blisko 3000 km trasy, przez tydzień huczało mi w głowie. Edycja udana, zabawa na przysłowiowe „sto dwa", zabrakło jedynie troszkę czasu na integrację i poznanie ludzi zjednoczonych tą samą pasją.
Ścigacz.pl: Czy po tegorocznym sukcesie możemy spodziewać się startu w przyszłym roku? A jeżeli tak to, jakim pojazdem tym razem?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Zabawa naprawdę fajna i ciekawa, ludzie mili i sympatyczni, na pewno chcielibyśmy wystartować ponownie w tej imprezie i powtórzyć tegoroczny sukces, jednak chyba już nie Polarisem... myślimy o śmieciarce albo odkurzaczu Zelmer...
A poważnie, zależy to od wielu czynników, zdradzę po cichutku, że naszym sukcesem zainteresował się KTM i kto wie, może w przyszłym roku naszym pojazdem będzie X- Bow?
Ścigacz.pl: Która z prób sprawiła Ci najwięcej problemów?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Każda była trudna i z pozoru niemożliwa do wykonania, bowiem jak ścigać się na ¼ mili z samolotem, pływać na wyciągu narciarskim bez nart czy kierować skuterem wodnym jedną ręką w ślizgu pokonując slalom. Przypomnę, że zadań było 50 i każde „wystrzelone w kosmos". Opowiem wam o jednym z nich: należało znaleźć po niemieckiej stronie Kostrzyna nad Odrą budkę telefoniczną, do której podany był jedynie numer i wykonać z niej telefon.
Jadąc naszym Polariskiem całe 90 km/h kombinowaliśmy całą drogę, jakby nadrobić braki naszego auta. A ponieważ kreatywność nasza jest i była ogromna, wpadliśmy na pomysł by nie błądzić w Kostrzynie, tylko adres budki namierzyć zdalnie.
Górnik wykonał telefon w kilka miejsc (w tym do żony) i oznajmił "spoko, Kostrzyn mamy obcykany". No to się uspokoiłem...Po kilku godzinach mówię "Górnik wyślij Konrada (naszego technicznego), podaj mu adres, niech znajdzie tę budkę, będzie noc, nie będziemy tracić czasu. Górnik na to "ok.", więc uspokoiłem się. Po kilku kolejnych godzinach coś mnie jednak tknęło i pytam: Górnik, a ta ulica co budka na niej stoi, to jak się nazywała? On na to: "nie wiem, Gorzowska czy Piastowska". Czerwona lampka zapaliła się na dobre! „Górnik nie sadzisz, że to trochę dziwne, że potomkowie Goeringa nazwali sobie ulicę Piastowska, prędzej powinna się nazywać Goethe Strasse albo jakoś tak..."
Łapię za telefon i dzwonię do Konrada (naszego technicznego): "Kochanieńki powiedz mi, gdzie ty jesteś?". "Dojeżdżam do Poznania"- oznajmia radośnie Konrad
"Aaa i tam będziesz szukał budki z niemieckim numerem telefonu?" - pytam grzecznie
"O kurcze!" krzyczy Konrad
"O kurcze" krzyczy Górnik
"O kurcze" krzyczę ja - „uruchomcie wasze mózgi..".
Ścigacz.pl: Według Ciebie najlepszy moment tej imprezy?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Najcieplej wspominam chwilę, kiedy po morderczym dla nas etapie ( zrobiliśmy blisko 1000 km dojeżdżając prawie pod Berlin), wracaliśmy jako ostatnia załoga do Międzyzdrojów o godzinie 4.30. Tego dnia cały dzień lał deszcz, zmoknięci i zziębnięci, ambitnie zaliczając każde zadanie, dobrnęliśmy do mety, nie liczyliśmy na jakikolwiek posiłek, zastanawialiśmy się, czy będziemy mieli komu oddać kartę kontrolną odcinka. Jakże wielkie było nasze zdziwienie i radość za razem, kiedy okazało się, że uczestnicy Rage Race czekali na nas przed hotelem, śledząc za pomocą systemu monitorowania uczestników na komputerze, gdzie jesteśmy i zgotowali nam owację na stojąco z szampanami i deklaracjami, że już jesteśmy żywą legendą tego rajdu i moralnymi zwycięzcami. Było to bardzo wzruszające i widok kilkudziesięciu osób czekających bladym świtem na nasz powrót zostanie mi na zawsze w pamięci. Drugim momentem najlepszym dla nas była chwila ogłoszenia zwycięstwa, którego nawet w najśmielszych marzeniach nie przewidzieliśmy, a właściwie chwila kiedy mogliśmy przekazać wygraną o wartości 15 tyś zł na cel charytatywny.
Ścigacz.pl: A jakieś chwile zwątpienia na trasie?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Chwila zwątpienia dopadła nas, kiedy o 2.30 w nocy błądziliśmy po Germańskiej Ziemi pod Berlinem w poszukiwaniu punktu kontroli przejazdu, który jak się okazało, miał błędnie podane koordynaty. Jeżdżąc po dzikich przygranicznych terenach byłego NRD i spotykając po drodze Ukraińców, naprawdę mieliśmy stracha. Nieciekawie było dla nas też tuż przed metą, kiedy to naprawiane przez nas na taśmę klejącą koło jednak postanowiło nas opuścić i prawie na trzech kołach ledwo co dotelepaliśmy się do warsztaciku samochodowego na Kaszubach, w którym pan mechanik nas cieplutko przywitał tymi słowy: „Quadów nie naprawiam!". Jednak nasza determinacja była tak wielka, że postanowiliśmy pana przekonać, co po chwili się udało. Nasze obawy o to, że inne załogi nas wyprzedzą, okazały się bezpodstawne, bowiem przyjechaliśmy na metę w Gdyni jako pierwsza załoga z około półgodzinną przewagą przed następnym samochodem.
Ścigacz.pl Twój przepis na sukces, czyli jak wygrać Rage Race?
Free&Fun Krzysztof Wronowski:
Być konsekwentnym w działaniu, mieć dobrego partnera ( pozdrawiam Tomka Górnickiego), oraz dobrze się bawić, bowiem hasłem przewodnim Rage Race jest" „Spodziewaj się Niespodziewanego".
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze