Przeprawowe Mistrzostwa Polski ATV PZM - i sta³o siê!
Doczekaliśmy się pierwszych w historii quadowego offroadu zawodów w randze Mistrzostw Polski! Jeszcze kilka lat temu prawie nikt nie myślał, że quadowcy dołączą do grona sportowców, mogących pochwalić się udziałem w walce o ten zaszczytny tytuł.
„Prawie”, bo jednak jest osoba, dla której wizja quadowych Mistrzostw Polski była nie tylko marzeniem, ale także lub przede wszystkim celem. Ci, którzy choć trochę poznali polski światek rajdów przeprawowych z pewnością wiedzą o kogo chodzi. Mowa nie o kim innym, jak o Jacku Bujańskim, który całe swoje życie poświęcił motoryzacji i quadom, nieustannie walcząc o ich dobre imię. To on od wielu lat nie tylko marzył, ale też robił wszystko, aby doprowadzić zawody quadowe do poziomu mistrzostw, podlegającym Polskiemu Związkowi Motorowemu. Wiekopomny dzień nadszedł 24. kwietnia, w bieszczadzkim ośrodku Natura Park.
Informacja o wprowadzeniu nowej dyscypliny w randze Mistrzostw Polski do kalendarza Polskiego Związku Motorowego, która na jesieni ubiegłego roku obiegła światek offroadowy narobiła dużo szumu. O powrocie do ścigania się w ciężkim terenie zaczęli myśleć zawodnicy, którzy rajdy odwiesili na kołek. Wszyscy chcieli stać się częścią historii i tym samym ponownie zmierzyć się ze swoimi największymi rywalami, z którymi od lat przemierzali trasy wszelkich odbywających się w Polsce rajdów, a także poznać, co potrafi i jaki poziom reprezentuje dzisiejsza „młodzież”. Pikanterii dodawał także regulamin, jakiego do tej pory nie było na żadnym rajdzie, a który wymuszał na uczestnikach jazdę zespołową na wynik całej drużyny.
To wszystko spowodowało, że na listach startowych pojawiły się nazwiska osób z najdalszych zakątków Polski, którzy w wielu przypadkach pokonywali blisko 1000 km, aby stanąć na starcie Mistrzostw Polski i Pucharu Polski ATV PZM Dragon Winch. Wśród nich zarówno zupełnie nowe twarze, które na zawody organizowane przez Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska przyjechały po raz pierwszy, jak i starzy bywalcy, tworzący przed kilkunastoma laty pierwsze rajdy przeprawowe. Już sama obecność tych osób, w jednym miejscu, na starcie jednego rajdu powodowała uśmiech od ucha do ucha, a możliwość obserwowania ich we wspólnej walce z terenem było miodem dla serca. Mogą to potwierdzić liczne grona kibiców, które zgromadziły się w specjalnie przygotowanej strefie kibica, ale o tym później.
Co jeszcze można uznać za pożywkę dla ciała i ducha? Na pewno przygotowanie samej bazy rajdu, pomijając oczywiście malownicze tereny wokół ośrodka Natura Park w Stężnicy. Choć zawsze jest kolorowo od namiotów, balonów oraz banerów sponsorów i partnerów rajdu, to tym razem doszły do tego jednolite koszulki zawodnicze z imionami, nazwiskami i numerami startowymi. Całość spotęgowała fantastyczna, słoneczna pogoda, która utrzymała się przez cały rajd.
Skoro już mowa o pogodzie, to tak upalnie i sucho nie było jeszcze na żadnej edycji rajdów ATV Polska, organizowanych w Stężnicy. Do tej pory było zawsze deszczowo, śnieżnie, a przez to bagniście i ślisko. Co się jednak okazało, kuriozalnie w tych trudniejszych warunkach było bardziej bezpiecznie. Świadczy o tym ilość pracy, jaką mieli mechanicy strefy serwisowej, obsługiwanej przez firmę Perfectmoto oraz liczba „zgonów” wśród quadów.
Niestety nie tylko "lekarze" od maszyn mieli co robić. Ci od ludzi także byli potrzebni, na szczęście tylko w dwóch przypadkach, co na taką liczbę rolek, jaka przydarzyła się wszystkim uczestnikom, to i tak zadowalający wynik. Karetka Offroad Rescue Team odwiedziła pobliski szpital raz w przypadku kontuzji nadgarstka i drugi raz ze stłuczoną nogą. Wspierali ich ratownicy GOPR, wyposażeni w quada i wózek do przewożenia rannych w terenie niedostępnym nawet dla samochodu terenowego.
Na kilka godzin przed rozpoczęciem rajdu GOPRowcy z Grupy Bieszczadzkiej umilili czas przybyłym na rajd osobom ciekawym pokazem. Zaprezentowali, jak w profesjonalny sposób dokonuje się transportu quada nad wąwozem przy użyciu lin. Od chłopaków można naprawdę wiele nauczyć się o jeździe w prawdziwym, ciężkim, górskim terenie.
Na znakomite tło pierwszej rundy Przeprawowych Mistrzostw i Pucharu Polski ATV PZM Dragon Winch, składają się również takie aspekty jak strefa tankowania, gdzie na wszystkich uczestników czekał także gorący posiłek z kawą i herbatą, świetnie zorganizowana i ulokowana strefa kibica, która przyciągnęła dziesiątki osób podziwiających rywalizację zawodników, a nawet rzadko wspominani strażacy, którzy kierowali ruchem, informując przyjezdnych, którędy mają się kierować, aby dostać się w określone miejsce. Ale przejdźmy do sedna...
O pierwszym, w zasadzie nieodłącznym i najmniej zależnym elemencie każdego rajdu przeprawowego, mającym bezpośredni wpływ na jego przebieg już wspomnieliśmy. Pogoda była wymarzona! Ciepła noc i gorący, słoneczny dzień zdecydowały o charakterze i stopniu trudności zawodów. Jakie przełożenie miało to na trasę, opowiada jej kierownik Tomasz „Dziki” Kudełka:
Miałem jedno główne zadanie – przygotować trasę Mistrzostw Polski tak, aby była godna tej rangi. Miał to być najtrudniejszy rajd spośród wszystkich organizowanych do tej pory rajdów przeprawowych. Z racji, że to moje podwórko i znam każdy trawers, każdą górkę i każde drzewo miałem tysiące pomysłów na przygotowanie pieczątek o różnej skali trudności. Zadanie swoje spełniłem. Nikomu nie udało się powrócić do bazy rajdu z kompletem punktów, choć niektórzy, mając dodatkowe 2-3 godziny pewnie by tego dokonali. Zebraliśmy za to najróżniejsze opinie – od skrajnie pozytywnych, po skrajnie negatywne. Ale miało być ciężko, miała polać się przysłowiowa krew i się polała.
Inaczej sprawa wyglądała w przypadku Pucharu Polski, który zastąpił wcześniejszą klasę Adventure. Tu trochę poluzowaliśmy śrubki, aby dać uczestnikom, zwłaszcza debiutantom więcej zabawy. Jednak będziemy dążyć by klasa mistrzowska była tak naprawdę elitą polskiego offroadu. Byłem nocą i za dnia na trasie, obserwując z daleka, jak radzą sobie z moimi przeszkodami najlepsi. To co zobaczyłem było niesamowite! Ich umiejętności, pomysły, techniki, a przede wszystkim współpraca i zrozumienie praktycznie bez słów mógłbym podziwiać bez końca. I dla takich osób jest właśnie klasa Mistrzostw Polski. Oni nie przyjeżdżają tu, by pojeździć sobie dla zabawy i frajdy. To są prawdziwi sportowcy, którzy cały rok pracują na swój wynik. Chodzą na siłownię, biegają, prowadzą zdrowy tryb życia, a przede wszystkim spędzają wspólnie mnóstwo godzin na quadach, budując siłę teamu. Z tego powodu zmieniliśmy regulamin, aby wyłonić najlepsze drużyny, nie osoby, na których sukces jedzie cały team, jak to nie raz bywało. Wierzymy, że obraliśmy dobry kierunek i będziemy się go trzymać.
Oceniając trudność rajdu na podstawie tego jaki ruch panował podczas rajdu w parku masz i strefie serwisowej można powiedzieć, że był to zdecydowanie trudny rajd. Ciągle przewijały się quady zagotowane, po rolkach, z urwanymi przegubami, z awariami wyciągarek, elektryki. Ale wszyscy walczyli do końca, dopóki nie ukończyli rajdu lub nie nastąpił zgon maszyny. Szacunek należy się zawodnikom za ich pełną kulturę i zachowanie w parku maszyn. Nie było ciśnienia, przepychania się, korków do wyjazdu. Wszystko jak w zegarku - dodaje Kierownik Parku Maszyn, Norbert Mikulski.
Czy rzeczywiście trasa, którą Tomek zgotował uczestnikom Mistrzostw Polski była taka ciężka również z punktu widzenia zawodników? O to kilka wypowiedzi reprezentantów najlepszych ekip.
Dla mnie trasa była wyjątkowo ciężka i trudna. Byłem wiele razy na Pucharze ATV Polska oraz wielu innych zawodach przeprawowych, które się na tych terenach odbywały, jak np. Dzicz Bieszczadzka itp. Jeździliśmy w tych samych terenach co teraz, ale ja już nie pamiętam, czy wówczas było mniej tych punktów do zdobycia, czy też z biegiem lat straciłem swoją werwę. Było co robić. Generalnie pogoda nam dopisała, ale niewiele to zmienia, gdyż pieczątek do zebrania było prawie 120. Na każdą z nich trzeba było poświęcić od kilku do kilkudziesięciu minut i niestety zabrakło nam czasu na zebranie wszystkich. Dużo jazdy na wyciągarkach. Kto miał dobrą wyciągarkę, dobry akumulator i dobre ładowanie to miał przewagę - mówił Jarosław Witas, jadący w parze z Pawłem Deżakowskim, którzy zajęli 4. miejsce.
Fajny i znany teren, świetna pogoda, bardzo dobra przyczepność, wiele znanych twarzy – to zdecydowane plusy tego rajdu. Było ciężko, mnóstwo pieczątek, nie udało się przy tym wystrzec awarii. Walczyliśmy do końca i jesteśmy zadowoleni ze zdobytego 3. miejsca. Sądziliśmy, że będzie gorzej, ale nie tylko my mieliśmy problemy, dlatego uważam, że wróciliśmy z tarczą. Mamy świadomość, że wygrana to składowa wielu czynników – sprzętu, przygotowania fizycznego i psychicznego, kondycji, terenu, pogody, determinacji itp. Zawody uważam za godne rangi Mistrzostw Polski i już przygotowujemy się do rundy letniej - podsumowwywał Marcin Szynkiewicz, reprezentujący wraz z Andrzejem Kozłowskim barwy Diablo Clubu.
Miałem idealny, wręcz wymarzony teren do jazdy. Uczyłem się jeździć u siebie w Tatrach i w Bieszczadach. Tutaj, lata temu, przyjechałem na pierwszą imprezę i tu poznałem, co to jest prawdziwy offroad, czym jest prawdziwe quadowanie. Teraz mieliśmy idealną pogodę, teren odwdzięczył się świetną przyczepnością, nie było żadnych problemów z trakcją. Wypracowaliśmy sobie delikatną przewagę nad wszystkimi po czym spędziliśmy 2h na serwisie, przy drobnych awariach, jakie miał Piotrek. Każdemu na tym rajdzie przydarzały się jakieś awarie. Był to bardzo trudny rajd. Złudnie dobra przyczepność powodowała, że wielu zbyt mocno zaufało temu terenowi, chciało robić zbyt wiele na kołach podjazdów, zjazdów, trawersów przez co więcej quadów fruwało. Gdy jest mokro to każdy jedzie asekuracyjnie, ma świadomość, że może coś się przytrafić, uślizgnąć. A tutaj, widząc, że jest sucho jak pieprz, każdy odkręcał manetę i jechał. Jestem dumny, że nie miałem żadnych awarii i dzięki temu mamy taki wynik. Jadę teoretycznie najsłabszym quadem w stawce – Yamahą Grizzly 450 i to jest pewien paradoks. To dowód dla wszystkich, którzy przyjechali tu potężnymi quadami, że w górach nie moc jest najważniejsza i nie ona czyni zawodnika dobrym, lecz technika.
Co do organizacji to wszystko było na najwyższym poziomie. Zresztą jak zawsze na rajdach ATV Polska i PZM. Co więcej organizatorzy dopracowali bardzo mocno regulamin, który myślę, że nie ma już żadnych luk. Jest on bardzo jasny i najistotniejsze jest to, że jeździmy w teamach, czyli liczy się wynik obu zawodników. Priorytetem organizatorów jest bezpieczeństwo, bo jak wiadomo ten sprzęt waży ponad 300 kg. Tu nie ma z czym dyskutować. Jak ja tym quadem sam pojadę i będę miał wypadek, a ten quad mnie przygniecie, ja spod niego nie wyjdę dopóki ktoś nie nadjedzie i mi nie pomoże. Dlatego bezpieczeństwo stawiają na pierwszym miejscu. Uważam że nowy regulamin to świetny krok. Liczą się teamy, współpraca, drużyna, partnerstwo, zaufanie, a zaufanie w tym sporcie to podstawa - komentował Oskar Pieprzak, jeżdżący od lat w tandemie z Piotrem Kurkiem, zdobywcy pierwszego miejsca.
Jak widać na temat przygotowania klasy mistrzowskiej padały dość jednoznaczne głosy. Więcej uwag mieli zawodnicy z Pucharu Polski, w który to została przeistoczona wcześniejsza klasa Adventure. Dla niektórych było za łatwo, bo apetyt mieli na poziom trudności klasy mistrzowskiej. Ale na starcie byli także tacy debiutanci, którzy diametralnie zmienili spojrzenie na świat rajdów przeprawowych w Polsce i są pod ogromnym wrażeniem tego, jak można przygotować zawody.
Poszło nam bardzo dobrze, ale spodziewałem się dużo cięższej trasy. Jeżdżę na regionalnych rajdach w okolicach Ełku, Olsztyna, gdzie jest trzykrotnie ciężej niż w Przeprawowym Pucharze Polski. Przyjeżdża tu elita Polski, dlatego spodziewałem się dużo trudniejszej trasy. Tutaj zrobiliśmy prawie wszystko na kołach. Było sporo technicznej jazdy. Widziałem, jak jechały mistrzostwa i ich trasa bardziej mi się podobała. Ale aby w niej wystartować muszę najpierw wystartować w w Pucharze Polski, abym został dopuszczony do mistrzostw. Organizacja wygląda bardzo dobrze, przepisy są przepisami i jest to bardzo dobre, każdy musi ich przestrzegać. Była adrenalina, również mała rolka, ale na szczęście nic się nie stało. Warto było pokonać 700 km - podsumował Stanisław Zyskowski.
Nie pojadę na żadne inne rajdy, niż te organizowane przez ATV Polska. Do tej pory, przez około półtora roku, od kiedy jeżdżę na quadzie, startowałem w małych lokalnych zawodach i nie byłem świadomy, że można tak przygotować rajd dopóki nie przyjechałem tutaj. Jestem pod ogromnym wrażeniem dosłownie wszystkiego – bazy, trasy, uczestników, opieki medycznej, przygotowania wszystkiego. Nie mam nawet do czego się doczepić. Niektórzy mówią, że wpisowe jest drogie, ale na 18 godzin otwartej trasy i takiego zaplecza rajdu, jakie tu jest to nie są to wcale duże pieniądze. Na większości rajdów "wokół komin", gdzie koszt udziału to 300-350 zł, nikt nawet nie sprawdzi, czy wszyscy dojechali, czy komuś się coś nie stało. Dlatego na Puchar Polski będę przyjeżdżał dopóki pozwoli mi czas i zdrowie - komentował Tomasz Dzienia, który zajął 21. pozycję w Pucharze Polski.
Opinie uczestników chyba najlepiej obrazują i oddają ocenę rajdu. Organizatorzy mieli trudne zadanie, przygotować pierwszą rundę Przeprawowych Mistrzostw Polski ATV PZM tak, aby rzeczywiście godna tej rangi. Najważniejszą rolę odgrywa najczęściej poziom trudności trasy. Górskie tereny dają bardzo wiele możliwości na stworzenie ekstremalnie trudnych przeszkód do pokonania.
Rajd tradycyjnie zakończył się wspólną biesiadą, podczas której wręczono nagrody najlepszym quadowcom i uhonorowano ich oryginalnymi statuetkami oraz nagrodami ufundowanymi przez sponsorów: Dragon Winch, GARMIN, Oponyquad.pl, Maxxis, ASP Group, MAXIMA Racing Oils. Gościem honorowym tej ceremonii był Pan Stanisław Reterski – Wiceprezes Polskiego Związku Motorowego, Przewodniczący Głównej Komisji Sportów Popularnych i Turystyki, który związał się z Mistrzostwami Polski oraz Przeprawowym Pucharem Polski, a także jego uczestnikami, darząc ich jednocześnie ogromnym szacunkiem i uznaniem, dla ich czynów, o czym mówił w swoim przemówieniu podsumowującym rajd.
Zwycięzcy I Rundy :
Mistrzostwa Polski ATV PZM:
- Oskar Pieprzak #22/Piotr Kurek #23 – 14550 pkt/team, 17h 56 min
- Waldemar Bartkowiak #20/Piotr Witczak #19 – 13100 pkt/team, 17h 54 min
- Marcin Szynkiewicz #16/Andrzej Kozłowski #15 – 11520 pkt 17h 34 min
Puchar Polski ATV PZM Dragon Winch:
- Kamil Hubka #221/Piotr Roj #212/Damian Bizoń #222 – 8020 pkt/team, 17h 00 min
- Sebastian Chojnacki # 225/Tomasz Jacenik #231/ – 8020 pkt/team, 17h 23 min
- Arkadiusz Golański # 206/ Adam Góras #215/ – 7680 pkt/team, 18h 03 min
Kolejna runda odbędzie się już na nieco innych terenach. Miasto Golub-Dobrzyń już raz gościło uczestników przepraw spod znaku ATV Polska i PZM. Runda ta jest wciąż wspominana, jako najlepsze zawody w historii rajdów przeprawowych. Z tego powodu też z niecierpliwieniem wyczekujemy 12. czerwca, kiedy to znowu zobaczymy elitę polskiego offroadu na terenach centralnej Polski.
Więcej informacji na www.atvpolska.pl
Foto: Marta Markuszewska, Bartek Fabiszewski
|
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze