Ścigacz.pl

To było do przewidzenia. Czym więcej pojazdów elektrycznych, tym mniejsza ochota państw i rządów do dopłacania do elektrycznego postępu. Powoli zaczyna się wyciąganie pieniędzy z kieszeni właścicieli pojazdów zasilanych prądem. Tym razem w Kanadzie.

Pojazdy elektryczne nie tankują paliwa i nie zatruwają powietrza spalinami. To bardzo piękne, ale podatki zawarte w cenie paliw są bardzo ważnymi przychodami każdego państwa. W naszym kraju służą między innymi do łatania budżetu, o pardon, zasilania funduszu drogowego, z którego opłacane są remonty dróg i budowy nowych odcinków.

Inny fakt, o którym coraz częściej się mówi, to zwiększona masa pojazdów elektrycznych - za sprawą gigantycznych akumulatorów, co wpływa na przyspieszone zużycie dróg, a zatem oznacza konieczność ich częstszych napraw. Na rozwiązanie powyższego problemu zdecydowały się władze kanadyjskiej prowincji Alberta. Warto w tym miejscu nadmienić, że co prawda liczba mieszkańców tej prowincji jest dziesięciokrotnie mniejsza niż mieszkańców naszego kraju, ale jeśli chodzi o obszar, to terytorium Alberty jest dwukrotnie większe od Polski.

Kanadyjczycy zamieszkujący Albertę i będący zarazem właścicielami pojazdów elektrycznych, będą musieli wkrótce płacić co roku "datek" odpowiadający uśrednionej kwocie podatku paliwowego, który płacą w cenie paliwa właściciele pojazdów z silnikami spalinowymi. Chodzi o uśrednioną wartość z całego roku.

Plany władz Alberty dotyczące powyższej opłaty zostały natychmiast oprotestowane przez lobby branży pojazdów elektrycznych oraz spotkały się z zarzutami, że nowa danina zniechęci klientów do zakupu elektryków i jest sprzeczna z planami rządu krajowego dotyczącymi redukcji emisji dwutlenku węgla. Władze Alberty odpowiadają, że to przecież niesprawiedliwe, aby kosztami napraw dróg byli obarczani jedynie właściciele pojazdów spalinowych, które jednocześnie nie przyczyniają się, tak jak elektryki, do dewastacji nawierzchni.

W Polsce takich dyskusji nikt na razie nie prowadzi, bo zgodnie z danymi z grudnia 2023 r., w naszym kraju jeździ zaledwie 57 tys. całkowicie elektrycznych osobówek. Ponieważ wciąż jesteśmy w fazie przyjaznej tej technologii, Polacy, którzy zdecydują się na wybór pojazdu elektrycznego, mogą liczyć na uzyskanie wsparcia w wysokości blisko 19 tys. zł do nawet 70 tys. zł - w przypadku firm i przedsiębiorstw. To całkiem sporo. Czy program "Mój elektryk" może zostać zawieszony? Zapewne musimy poczekać jeszcze kilka lat, ale to się stanie wcześniej czy później.