"Papcio Chmiel", Henryk Jerzy Chmielewski, kim by³? Wspomnienie po latach od spotkania
W nocy z 21 na 22 stycznia w Warszawie, w wieku 97 lat, odszedł od nas na wieczną wartę Harcerz i Żołnierz Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, Henryk Jerzy Chmielewski znany jako "Papcio Chmiel."
Pseudonim artystyczny nierozłącznie kojarzony jest z serią przygód dwóch harcerzy i człekokształtnej małpy, którą owi harcerze postanowili uczłowieczyć. Wyobraźnia Pana Henryka oraz jego niepoprawny optymizm, pozwoliły mu przenosić się w świat fantazji, z czego powstało, w formie komiksowej, XXXl ksiąg przygód tej zabawnej trójki "nastolatków". Pan Henryk miał ciekawy i bogaty życiorys, który został upamiętniony w wielu artykułach i publikacjach. Chociaż jego artystyczna aktywność nie ograniczała się tylko do komiksowej sagi o "Tytusie, Romku i Atomku", ja chciałbym się zatrzymać przy tym wątku. Przyczynił się on do wyjątkowej rozpoznawalności osoby "Papcia" wśród pokolenia młodzieży, do którego kierował przekaz zawarty w komiksach. Do tego pokolenia należałem i ja.
Obudziłem się rano w piątek 22 stycznia i jak zwykle spojrzałem na wiadomości w telefonie. Tym razem widniała tylko jedna, przysłana od "Kowala", redakcyjnego kolegi i mojego podopiecznego. Była krótka: "Papcio Chmiel nie żyje". Wiadomość kończyła wymownie płacząca emotikonka. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, że to niemożliwe. Jeszcze niedawno z dobrymi znajomymi "Papcia", podczas kolacji, wspominaliśmy jego Osobę przez pryzmat komiksowej twórczości. Dzwonię do "Szopena" i pytam nieśmiało, czy to prawda. Słyszę, że niestety tak. Wiadomość dotarła do niego o godzinie 4.16 nad ranem, jeszcze zanim dowiedziały się o tym media. Teraz już nie miałem wątpliwości i zrobiło się poważnie. Postanowiłem ominąć informacje na pasku telewizyjnym, bo w swoim zapętleniu niosłyby one przekaz, który tylko potęgowałby smutek. Zamiast tego podczas mijającego dnia rozmyślałem o naszym osobistym spotkaniu, do którego doszło kilkanaście lat temu w redakcji nieistniejącego już Motomagazynu. Motomagazyn należał do wydawnictwa Prószyński i Spółka. Pewnego dnia właściciel oprowadzał "Papcia" po przedsiębiorstwie, prezentując możliwości wydawnicze. Oczywiście nie mogli pominąć redakcji jednego z najpopularniejszego pism na rynku w tym czasie, dla którego miałem przyjemność prowadzić testy motocykli. Akurat tego dnia przyszło mi tam zawitać. Podczas przedstawiania przez właściciela redaktorów i współpracowników Pan Henryk poprosił o powtórzenie mojego nazwiska i przysiadł na chwile, dopytując, czy ..to ja. Nastała konsternacja i cisza, którą przerwałem zakłopotany, potwierdzając swoją zawodniczą tożsamość.
W dość nietypowy sposób zaczęliśmy rozmowę o mojej pasji i sportowej drodze, którą podążałem. Jak widać, Pan Henryk musiał o niej co nieco wiedzieć. Nie było internetu, dlatego to wszystko, co zwróciło jego uwagę, musiał przeczytać w publikacji drukowanej. Ośmielony serdecznością rozmówcy i ja zacząłem zadawać pytania o ..oczywiście Tytusa ,Romka i Atomka. Nasza rozmowa nie była planowana, dlatego nie wypadało jej przeciągać, chociaż dopiero co zaczynały cisnąć się na koniec języka i moje pytania. Zdając sobie z tego sprawę, kurtuazyjnie zacząłem dziękować. Wtedy ku zaskoczeniu zebranych "Papcio" poprosił o kartkę A4, czarny flamaster i zaczął kreślić charakterystyczny wizerunek Tytusa, który pozdrawia ... Artura. Dlaczego to mi tak utkwiło w pamięci? Dlatego że jako nastolatek, oprócz biegania do Stołecznego Klubu Motorowego, nie omijałem obojętnie "Kiosku Ruchu", jako jedynego źródła dystrybucji "Świata Młodych". Gazety, w której na ostatniej stronie, w odcinkach, drukowane były kolejne przygody "Tytusa, Romka i Atomka". Pamiętam, że wówczas nie było wśród kolegów i koleżanek szkolnej ławy nikogo, kto nie orientowałby się, o jakie postacie chodzi. Komiksy "Papcia" żyły wśród nas swoim życiem. Inspirowały, niosły kolorową wiadomość, że wszystko jest możliwe. Wystarczy tylko użyć wyobraźni... Może dlatego właśnie ten przekaz pozwalał mojemu pokoleniu rozwijać swoje pasje w czasie, w jakim przyszło nam się organizować. Czasie szarej, smutnej rzeczywistości PRL.
Jeżeli ktoś z młodszych czytelników zapyta, dlaczego wspominam postać autora komiksòw w portalu o tematyce motocyklowej, to odpowiem, że w hołdzie. A także z chęci, aby w ten sposób skłonić młodych ludzi do poznania niezwykłej biografii tego skromnego człowieka, którego mojemu pokoleniu nie trzeba przedstawiać.
Redakcja Ścigacz .pl przesyła rodzinie zmarłego najszczersze kondolencje.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze