Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 10
Pokaż wszystkie komentarzeNo i wielki szacun frii za to co napisałeś. Moja przygoda z Harrym zaczęła się w zeszłym roku. Tak naprawdę. Ponieważ wcześniej to było tak "na niby": motocykle spod znaku H-D były tylko w sferze moich marzeń. Mogłem sobie je tylko podziwiać na różnych bazarach, zlotach i obrazkach :-D W końcu nadarzyła się okazja. Zakupiłem! H-D FXST Softail Standard 2002. Byłem wniebowzięty. Do czasu... Z rozmysłem nie wsiadałem wczaśniej na inne motocykle (a to co było dawno temu to się nie liczy), ponieważ znałem opinie wielu ludzi n.t. HD-ków (co prawda większość z nich nigdy zapewne nie siedziała nawet za sterami HD, ale nic to) i zapewne wsiadając na mojego HD-ka byłbym niemiło rozczrowany. No więc na początku było fajnie. Nawet bardzo. Aż przyszedł pierwszy zlot. Zrobiliśmy z kolegą w 2 dni ok. 2000 km. Ja HD, on dużym enduro. Po pierwszym dniu byłem nieco... oszołomiony. Po drugim - prawie głuchy i trochę nieprzytomny i nerwowy. Kolega - nic. Tylko musiał jechać w pewnej odległości ode mnie ponieważ, jak mówił, też już miał dość moich wydechów. Po powrocie stwierdziłem, że chyba nieprędko znów wsiądę na "moje marzenie". I tak w istocie było - na ok. 3 tyg. miałem dość jazdy. Ale nie wytrzymałem ani dnia dłużej. Znów go dosiadłem i znów się cieszę jazdą. Tylko z pewną niechęcią patrzę na perspektywę wyjazdów na dłuższe trasy.
OdpowiedzBrak odpowiedzi do tego komentarza