Nieudany skok motocyklem ze spadochronem (drastyczne!)
Szokujące, ale... gość przeżył.
Los Angeles, Kalifornia, rok 1926. BHP jeszcze nie zostało wynalezione. Co jest tym bardziej dziwne, że Kalifornia to nieoficjalna stoica neo-socjalizmu i robienia wszystkim tak dobrze jak tylko się da. I jakże szokujące jest, że na tych ziemiach byli kiedyś ludzie, którzy sprawdzali czy da się, uwaga, rozpędzić motocykl (nie mając kasku!) i skoczyć z klifu, który nie mógł mieć więcej niż 150 metrów wysokości, otworzyć w locie spadochron i wylądować. I faktycznie, motocyklista-heros się rozpędza, wszystko ma bardzo Benny-Hill-Bracia-Wright klimat, dojeżdża do końca rampy i...
To trochę niemiłe, ale nieco się zaśmialiśmy. Ale z drugiej strony, czego się tutaj można było spodziewać? Ten klif był na wysokości na pewno nie większej niż sto, sto pięćdziesiąt metrów, kierowca był dociążony ciężkim motocyklem, i owszem, otworzył spadochron, ale zachował się jak mokra torba ba zakupy, a gość się rozbił. Co ciekawe, motocyklista przeżył, ale nie mamy pojęcia w jaki sposób się to wydarzyło.
Aby dziś zrobić podobny numer, pozwolenie musiałby wydać Inspektorat Bezpieczeństwa i Higieny Pracy, na miejscu musiała by być ekipa ratownicza, która normalnie musi sobie radzić z katastrofami lotniczymi, ekipy telewizyjne i armia urzędników, którzy dbaliby o to, czy aby na pewno nie został złamany jakiś przepis. A jeśli takie coś byłoby w Kalifornii, to zapewne pojawiliby się też eko-wariaci, którzy wynaleźliby sposób, aby się obrazić, bo taki numer źle wpływa na środowisko.
Ach, ludzie kiedyś byli tacy szaleni i odważni...
Człowiek, którego widzieliście właśnie na filmie nazywał się Fred Osborne. Ciekawostka - w owym czasie media spekulowały, że powodem katastrofy i nieotworzenia się spadochrony była linia telefoniczna biegnąca przy klifie.
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzehardcorowiec, ale niezbyt mocny w mysleniu, co czesto idzie w parze...:) ps. adekwatna koszulka
Odpowiedz