Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 40
Pokaż wszystkie komentarzeMyślę, że sprawa w artykule jest trochę wyolbrzymiona, a jeśli składa się na problem postrzegania motocyklistów przez społeczeństwo, to jest tak w bardzo ograniczonym stopniu. Patrze na środowisko z zewnątrz, motocykla nie mam i myślę, że te wszystkie rozpoczęcia sezonu i inne tego typu imprezy są dość hermetycznym zjawiskiem (autor pisze zresztą, że chociażby "puszkarze" raczej tam nie zaglądają) o zasięgu często lokalnym. Jazda motocyklem zakłada większe ryzyko niż korzystanie z dróg przy pomocy samochodu, tu nie ma o co się kłócić. Wizerunek motocyklisty nie jest kreowany przez rzesze odpowiedzialnych i świadomych tego dodatkowego ryzyka ludzi, którzy pojawiają się co roku na drodze. Oni spokojnie, umiarkowanie głośno przemykają niezauważenie dziesiątki razy dziennie obok puszkarzy, pieszych, rowerzystów. To ten odsetek, który nie może się powstrzymać żeby nie odkręcić na każdym dwustumetrowym kawałku równego asfaltu w centrum miasta dorabia motocyklistom "mordę". Tak po prostu jest i przerabialiśmy to setki razy w różnych artykułach. No to pani babcia, jak jej ryknie koło ucha niedowartościowany jegomość na erłanie z żałosną wymówką zamiast wydechu, wyrabia sobie momentalnie zdanie na temat środowiska. Mnie też szlag trafia jak gorącym czerwcowym wieczorem muszę słuchać efektów tego, że "ziomuś" w podkoszulku i laczkach przypomniał sobie, że ma motocykl w garażu i trzeba popałować na mieście żeby gaźnik pajęczynami nie zarósł. Akcje przypominające jak przeprowadzać resuscytację czy przywiązać złamaną kończynę do sztywnego kawałka czegoś, tudzież uszczelnić wykrwawiającego się jegomościa, są z perspektywy Kowalskiego wyrazem tego, że nie tacy ci motocykliści "gupie som i zue" bo się starają, douczają, znają ryzyko i wolą być przygotowani. Inna rzecz, że statystyka mówi, że motocyklista taki prędzej będzie ratował puszkarza, niźli innego motonitę. To, wydaje mi się, jest znacznie silniejszym wrażeniem niż skojarzenie motocykl - wypadek. To skojarzenie funkcjonuje już i tak bardzo mocno w ludziach. Nadto, nie byłbym taki szybki aby usiłować pozbywać się pokazów ratownictwa z imprez motocyklowych. Ile razy w miesiącu, roku czy życiu mamy okazję ratować kogoś? Obyśmy nie mieli kogo, ale lepiej być gotowym, a jeśli ostatni kurs pierwszej pomocy przeszliśmy na kursie prawa jazdy, to będziemy mniej skłonni cokolwiek zrobić, niż mając przed oczami względnie świeży instruktaż z początku sezonu. Myślę, że autor patrzy na sprawę z punktu widzenia aktywnego motocyklisty, w dodatku osoby często bywającej tu i ówdzie z racji siedzenia mocno w branży. Może to nieco zakłamywać postrzeganie rzeczywistości. Najogólniej uważam, że nie ma co się czepiać tych nieszczęsnych pokazów pierwszej pomocy, bo społecznie pokazują motocyklistów jako ludzi odpowiedzialnych, bardziej niż "wypadkowych". Nie tu szukałbym takiego a nie innego obrazu motocyklisty. A pokazy same w sobie mogą nam przynajmniej coś dać.
OdpowiedzBrak odpowiedzi do tego komentarza