Motocykle testowe w Polsce - traktowane bez miłości?
Ten temat chodzi mi po głowie od lat, ale w końcu mała kropla przelała czarę, może nie goryczy, ale lekkiego rozczarowania, dlatego zdecydowałem się na przelanie swoich przemyśleń na twardy dysk serwera.
To niby takie proste i oczywiste. Motocykl testowy, jaki można spotkać u dealerów praktycznie wszystkich marek, to często pierwszy kontakt klienta z marką, z importerem, dealerem. W tym pierwszym kontakcie jest krótka, ulotna chwila, aby przekonać rzeczonego klienta, że motocykle danej marki są świetne, że sieć dealerska sprawna i profesjonalna, że troska o satysfakcję użytkowników ponadprzeciętna. Wydawać by się mogło, że dealerzy i importerzy powinni stawać na rzęsach, aby klient który odbiera „testówkę” był mega zadowolony gdy nią jeździ i gdy z niej zsiada. No właśnie, tak się tylko wydaje…
Z racji profesji którą się zajmuję, rocznie odbieram z różnych miejsc dziesiątki motocykli testowych. Zupełnie nowych, oraz takich, które mają nawinięte trochę kilometrów. Sam też kupowałem nowe motocykle w oficjalnych sieciach dilerskich i byłem świadkiem zakupu jeszcze większej ilości przez znajomych. I wiecie co? I stawiam tezę, że w Polsce są ciągle dealerzy, którzy traktują sprzedawane motocykle bez większego zainteresowania, a już na pewno bez miłości i pasji.
Jak można bowiem oddawać klientowi, który ma „przetestować” motocykl, który jest nieprzygotowany do jazdy? Rozregulowane instrumenty sterowania, usterki, złe ciśnienie w kołach – to nie powinno mieć miejsca w motocyklach wyjeżdżających od autoryzowanego dealera. Jak to możliwe, że nikt w ASO nie jest w stanie poświęcić chwili, aby ustawić głupi zegarek, nasmarować łańcuch, albo pomóc klientowi wyregulować motocykl pod siebie? Aby go umyć?
Jeśli oddajecie komuś do ręki maszynę, często za bardzo duże pieniądze, która ma kuriozalnie wysoko ustawioną dźwignię zmiany biegów, ma masakrycznie duży luz na dźwigni sprzęgła i rollgazie… to jak ten człowiek ma prawidłowo zmieniać biegi? Jeśli jest za małe ciśnienie w kołach, to jak rzeczony tester ma się przekonać o walorach jezdnych podwozia? Heloł!? Przecież ten człowiek nie będzie ustawiał motocykla i wnikał co się dzieje, bo spędzi na nim jedną, albo dwie godziny i szkoda mu na to czasu. Może nawet nie bardzo wie jak się do tego zabrać. Z całą pewnością będzie jednak potem opowiadał, że skrzynia szarpie, a wóz prowadzi się „jakoś dziwnie”. Inżynierowie spędzają długie miesiące na usprawnianiu swoich konstrukcji, a często wszystko zostaje zaprzepaszczone na ostatnim etapie procesu pozyskiwania klienta…
Drodzy dealerzy. Klienci to widzą i czują. Oni szybko wyłapują, że nie kochacie tych motocykli, często nawet można odnieść wrażenie, że nawet ich nie lubicie. Jak w takim przypadku chcecie zarazić miłością do motocykli ludzi z zewnątrz? Możecie wierzyć lub nie, ale nawet mała forma teatralna w postaci pytania przed oddaniem maszyny w cudze ręce: „Paliwo zalane, ciśnienia sprawdzone, czy pomóc Panu/Pani w ustawieniu wszystkich dźwigni?” potrafi zdziałać cuda i tchnąć w klienta wiarę w to, że jest traktowany według najwyższych standardów. Wyregulowanie motocykla przed jazdą, sprawdzenie ciśnienia w oponach i ustawienie tego cholernego zegarka niczego nie kosztuje. Często mam wrażenie, że zalecenia serwisowe najmniejsze zastosowanie mają właśnie do maszyn testowych… Co gorsza wrażenie wyniesione z kontaktu z motocyklem testowym wyrabia potem opinię o innych usługach świadczonych przez dealera, w szczególności o serwisie.
Jest taka reklama firmy Michelin, w której ludzik Bibendum z czułością obejmuje i ogląda każdą oponę zanim ta trafi do klienta. Wydaje mi się, że motocykle, przedmiot pożądania i pasji właśnie tak należałoby przekazywać klientowi.
Na koniec dodam, że nie czepiam się i tekst nie odnosi się do wszystkich. Ten krótki tekst sugerowałbym traktować bardziej jako przyjacielską radę i konstruktywną krytykę, a nie próbę szukania dziury w całym. Jak Polska długa i szeroka znaleźć można dbającego o detale dealera. Niestety odsetek, tych, których wszystko jedno jest ciągle zbyt duży…
|
Komentarze 18
Pokaż wszystkie komentarzeObjechałem wiele testówek w Warszawie i zgadzam się w 100% z autorem tekstu! Mam wrażenie, że salony mają w d*** klientów i patrzą na takiego jak wygląda, jak się zachowuje i odpalają w głowach ...
OdpowiedzZgadzam się, u nas (dolnośląskie) Suzuki i H-D zawsze OK i to właśnie się ceni !
OdpowiedzJak kupowałam moto, było jeszcze za wcześnie na jazdy testowe więc kupowałam "w ciemno", kiedy oddałam moją maszynę na przegląd, żeby nie siedzieć 2 h w serwisie, wzięłam dokładnie taki sam ...
Odpowiedzi tam serwisujesz moto? - powodzenia życzę przy takiej obsłudze
OdpowiedzNo wiesz, po tym jak ostatnio oddali mi moto w stanie nienadającym się do jazdy, z rozpiętym światłem z przodu, napędem który miał przejeździć jeszcze sezon spokojnie, a wymieniłam go po 2 tygodniach, bo łańcuch był zatarty i wyciągnięty na maxa, z niedokręconym tylnym kołem... nie - już więcej tam nie pojadę :/
OdpowiedzTeoretycznie nie trzeba ani pasji, a tym bardziej miłości do wykonywanego zawodu – niby wystarczy fachowość. Jednak życie pokazuje, że takie przymioty są mile widziane i wyraźnie odczuwalne ...
OdpowiedzMoże z czasem coś co się wydaje nie wiadomo jakim odlotem - "kurczę, mam na serwisie Dukata wersja Matrix" - powszednieje i po prostu się tą robotę odwala. Ale to nie jest dobra metoda - robię tylko to za co klient zapłacił - bo jak klient odbiera maszynkę i po tygodniu od wizyty w serwisie coś się dzieje to uznaje że to wina serwisu który niedopatrzył. Poza tym - tak myślę - fachowiec też co prawda jeść musi i pić, ale nie koniecznie robić tylko to za co mu zapłacili, szczególnie jak to coś zajmuje mu 3 minuty i 2 machnięcia kluczem.
OdpowiedzA kto zapłaci człowiekowi za wyregulowanie dźwigni pod testera, sprawdzenie ciśnienia, luzów i co tam jeszcze było? Godzina pracy serwisanta w ASO to 100-200pln. Tester niejako wypożycza maszynę na...
OdpowiedzNie wiem gdzie jest 2-3 godziny, ale mnie u dealera zaoferowano tylko godzinę. Wyglądam na takiego co "i tak nie kupi" czy co?
OdpowiedzCena 1 h to nie jej koszt. Często wystarczy 15 min i to nie przed każdą jazdą testową. A jeśli jedna z 15 jazd skutkuje sprzedażą pojazdu...
OdpowiedzKpisz, czy poważnie piszesz? A co mnie to obchodzi kto za to płaci? Ja chcę przetestować moto i potem ewentualnie kupić. Nie chcesz płacić - znajdzie się taki co zapłaci, wyreguluje, opowie i pokaże, że zależy mu żebym kupił u niego, a ja będę zadowolony, że obsłużono mnie jak należy. Ale nie ma przymusu - konkurencja jest bardzo duża.
OdpowiedzPojazd testowy to pokazówka zarejestrowana, opłacona, itd. Służy do przejażdżek klientów, dziennikarzy, czasem jako środek komunikacji dla pracowników salonu i jest jednym ze środków będących na utrzymaniu salonu (czyli jego kosztem). Pojazd który klient kupuje w salonie, jest pojazdem nowym (nie dotyczy komisów), czyli jest brany z parkingu (magazynu) myty, wyposażany w blachy klienta i ogólnie przygotowywany do sprzedaży. Pojazd pokazowy/testowy po roku lub dwóch wystawia się jako używany z małym przebiegiem za niższą cenę. Czyli pojazd, który "ewentualnie" kupujesz to nie jest testówka, tylko nówka niechodzona z magazynu.
OdpowiedzA po sezonie serwisanta zwolnią bo sprzedaż motocykli nie idzie. Jak ma iść jak serwisant olewa ustawienie klientowi motocykla i jeszcze ma pretensje?
OdpowiedzSerwisant zrobi to co mu zleci kierownictwo, jak nie dostanie zlecenia, to nawet klucza nie podniesie.
OdpowiedzA ja ostatnio zainteresowałem sie skuterem 110cc.Podzwoniłem do dilerów z zapytaniem ,czy na takie maleństwo trza mieć prawko .No i wyszło że trza mieć.jestem dorosłym facetem ,jak to mówią w sile ...
Odpowiedznawet jak byś miał jeszcze C i D i też nie bał się jeździć (j.w. napisałeś), to jednak jest pewna różnica między monośladem, bo on się po prostu przewraca jak dosiada go jeździec któremu się wydaje, że to tak samo jak w czterokołowcu.....
Odpowiedzja zauważyłem jedną dziwną rzecz. Jeśli pojawiam się u dilera sam, w nienajnowszych szatach, lekko zarośnięty, zaraz pojawia się obsługa i chcą ze mną rozmawiać, pytają co mnie interesuje itd. ...
OdpowiedzParadoksalnie taki klient (niepozorny) zostawia więcej kasy niż odpicowany oglądacz, który salon traktuje jak darmowe muzeum. Czasami podbicie do klienta oznacza że chcą się ciebie szybko pozbyć żebyś się nie szwendał po salonie bo np. coś trzeba zrobić przy czym obecność klienta nie jest wskazana (robię w innej branży, ale działanie to samo).
Odpowiedz