Motocrossowe Mistrzostwa Świata - GP Niemiec 2009
W ubiegły weekend, na torze Talkessel w Teutschenthal została rozegrana IX runda tegorocznych Motocrossowych Mistrzostw Świata. W szeregu ze światową czołówką, stanął również polski przedstawiciel owej dziedziny, Łukasz Kurowski. Był to debiutancki start naszego zawodnika w Grand Prix i jednocześnie duży krok w przód dla polskiego motocrossu. O tym, jak Łukasz radził sobie w Niemczech, mając obok siebie takie sławy jak Cairoli, Nagl czy De Dycker znajdziecie w poniższej relacji.
Roczen górą!
Inauguracyjny start tego dnia w klasie MX2 należał do Marvina Masquina. Dosiadający KTMa zawodnik szybko znalazł się na przedzie stawki, obejmując pozycję lidera. Za jego plecami znajdowali się wówczas Frossard i Roczen, który wcześniej zdołał wyprzedzić jadącego przed nim Ruiego Goncalvesa. Na siódmym okrążeniu, prowadzący Masquin popełnił fatalny błąd i zaliczył upadek, w skutek którego spadł na piątą pozycję. Wybity z rytmu Francuz nie zdołał powrócić do wcześniej ustalonego tempa, co w efekcie wykorzystał Gautier Paulin, spychając zawodnika teamu KTM na szóste miejsce. Zwyciężył Steven Frossard z nieco ponad dwusekundową przewagą nad drugim Kenem Roczenem. Najniżej na podium uplasował się Xavier Boog, któremu po efektownej końcówce wyścigu nie udało się wyprzedzić dzielnie walczącego, młodego Niemca.
W drugim wyścigu świetnym startem popisał się Rui Goncalves, wysuwając się na czoło stawki. Chwilowy przypływ energii nie wystarczył jednak Ruiemu, aby powstrzymać w boju Masquina i Roczena. Obaj zawodnicy szybko pozostawili w tyle pozostałych przeciwników, skupiając się wyłącznie na walce pomiędzy sobą. Wraz ze zbliżającym się końcem drugiego biegu, atmosfera na torze mocno się zagęściła. Ostatnie dziesięć minut wyścigu przebiegało w niezwykłym napięciu, kiedy to Ken Roczen objął prowadzenie w wyścigu. 15. letni zawodnik z Niemiec fascynował wszystkich swoją prędkością i stylem. Mimo ogromnych chęci, Ken nie zdołał utrzymać narzuconego przez siebie, morderczego tempa, ponownie lądując na drugiej pozycji tuż za plecami Marvina Masquina. Trzeci ze stratą ponad dwudziestu sekund linię mety przekroczył Gautier Paulin. W łącznej klasyfikacji niemieckich zawodów, to jednak Roczen, z dorobkiem 44. punktów stanął na najwyższym stopniu podium, po raz pierwszy w karierze zdobywając upragnione Grand Prix.
W klasyfikacji generalnej wśród czołowej trójki nadal bez zmian. Z wyścigu na wyścig, na pozycji lidera umacnia się Marvin Masquin, który po zakończonym GP Niemiec posiada 38. punktową przewagę nad drugim Gautierem Paulinem. Trzeci jest Davide Guarneri, o którego miejsce walczą również Goncalves i Frossard.
Powrót Cairoliego
W klasie MX1 od atomowego wyjścia z bramek startowych, wyścig rozpoczął Max Nagl. Niemiec po świetnym starcie już po chwili uzyskał blisko pięciosekundową przewagę nad goniącymi go Coppinsem i Cairolim. Wraz z upływem czasu Josh Coppins zaczął słabnąć, co szybko wykorzystał Włoch, wychodząc na drugą pozycję. Spokojny przebieg blisko całego wyścigu zdawał się być ciszą przed burzą. Dwa ostatnie okrążenia bezsprzecznie należały do Antonio Cairoliego, który w zastraszającym tempie zniwelował przewagę Nagla z początku wyścigu. Niezwykle emocjonujące finałowe kółko przyniosło ze sobą walkę łokieć w łokieć pomiędzy zawodnikiem KTMa i Yamahy. Cairoli niejednokrotnie znajdował się o krok od wyprzedzenia Maxa Nagla, jednak to Niemiec okazał się być lepszy, zwyciężając o zaledwie pół sekundy przed Włochem. Trzeci z dwudziestosekundową stratą na mecie zameldował się Josh Coppins. Pierwszy bieg nie był najszczęśliwszy dla Łukasza Kurowskiego. Dwa upadki sprawiły, że Łukasz mimo hartu ducha i ogromnych chęci uplasował się na dwudziestej ósmej pozycji.
Start do drugiego wyścigu ponownie należał do Maxa Nagla. Tuż za jego tylnym kołem podążał Antonio Cairoli, nie pozwalając tym razem niemieckiemu zawodnikowi na ucieczkę. Po niezbyt udanym pierwszym biegu, Ken de Dycker zdołał przedrzeć się na trzecie miejsce, trzymając się blisko prowadzących Nagla i Cairoliego. Już podczas trwania drugiego okrążenia, Włoch zdołał wyprzedzić swojego bezpośredniego rywala obejmując prowadzenie. Nie zachwycał tego dnia David Philippaerts. Wicelider klasyfikacji generalnej w obu startach początkowo plasował się w granicach siódmego miejsca. Wraz z upływem czasu odrabiał straty, dwukrotnie kończąc wyścigi tuż za podium. Pewnie w stronę mety zmierzał natomiast Cairoli, który znacząco zwiększył swoją przewagę nad Naglem i De Dyckerem. Tym samym Włoch, zwyciężając w drugim wyścigu zapewnił sobie miejsce na najwyższym stopniu podium całego Grand Prix. Cztery okrążenia przed końcem wyścigu, jadący w barwach Suzuki Belg, pozbawił nadziei Maxa Nagla na drugą pozycję. Niemiec nie wytrzymał tempa, odpuszczając znacznie końcówkę drugiego biegu. Nieco bardziej udany dla naszego reprezentanta okazał się być drugi wyścig, w którym Łukasz zakończył zmagania na dwudziestej trzeciej pozycji, tym razem nie zaliczając już żadnego potknięcia.
Z dorobkiem 338. punktów na prowadzeniu w klasyfikacji punktowej nadal prowadzi Antonio Cairoli, który zdaje się ponownie powrócić na szczyt. Bliski objęcia drugiego miejsca jest już Max Nagl, który do obecnego wicelidera generalki, Davida Philippaertsa traci już zaledwie 4. punkty. Sam Philippaerts do swojego rodaka traci obecnie już 41. punktów i o ile ponownie nie zacznie zdobywać miejsc na podium, będzie się mógł pożegnać z myślą o tytule Mistrza Świata.
Łukasz Kurowski
„W piątek rano od godziny 8.00 zaczęły się odbiory administracyjne. I tu zaczęły się schody. Polski Związek Motorowy nie poinformował mnie o kosztach wpisowego (1000 Euro), gdyby nie Gracjan Siemionowicz, w ogóle bym nie wystartował. Na szczęście w sobotę rano wpłaciliśmy sumkę i mogliśmy zrobić odbiór administracyjno techniczny. Treningi zaczynały się od godziny 9.00.
Tor był przygotowany bardzo profesjonalnie, powiem szczerze, że porównując to z Mistrzostwami Polski, to nie ma w ogóle porównania. Dwa buldożery jeszcze w piątek kończyły prace na torze. Kiedy skończyli na tor wjechał ogromny traktor z broną i spulchniał ziemię. Na koniec organizator odpowiednio nawodnił tor by się nie kurzyło. Chciałbym zaznaczyć, że tor jest nawadniany automatycznie. Najbardziej moją uwagę przykuł tzw. pit stop. Każdy był wydzielony dla teamów fabrycznych, obbanerowany w loga producentów motocykli, ze specjalnymi monitorami (w każdym pit stopie) oraz telewizorami do oglądania co się dzieje na torze.
Treningi dowolne, potraktowałem na spokojnie, czułem, że nie jadę jak ja. Myślę, że troszkę stresik zadziałał, bo już samo bycie tam to jest coś, a kiedy wjechałem na tor ze wszystkimi czołowymi zawodnikami to miałem jakąś blokadę wewnętrzną. Pętla na treningu dowolnym była w miarę równa, ale liczba kolein w zakrętach robiła ogromne wrażenie. Tyle możliwości, aż nie wiadomo, którą wybrać. Podczas treningu kwalifikacyjnego, tor już był troszkę wybity, a koleiny stwardniałe i głębokie. Tu miałem techniczny problem z zawieszeniem. Dziury, które powstały były praktycznie przed samym zakrętem, ale za to dość głębokie, u nas zaczynają się wcześniej i są mniejsze. Moje zawieszenie nurkowało przez co koło traciło kontakt z podłożem. Głębokość kolein, niby nie robiła na mnie wrażenia, bo przecież kiedy jeździłem w enduro, to nie miałem z tym problemów. Wracając do czasówki, to czas wykręciłem w okolicach szóstego okrążenia i nie mogłem go poprawić. Często zjeżdżałem do pit stopu, byłem zagubiony, choć jechało mi się lepiej jak na treningu dowolnym.
Trening startów, zrobił na mnie mega wrażenie. Tam mniej więcej każdy wie jaki czas wykręcił na czasówce i zna miejsce. Pierwszy zakręt był w prawo i jak Cairoli wykręcił pierwszy czas i wylądował przed pierwszą bramką. Nagl, Pichon, Copins, Leok i inni również trenowali starty, aby się nie pomylili to ich mechanicy pokazywali miejsca. Chciałem spróbować startu z Tonym. Może się to wydać dziwne niektórym, ale być na MŚ i nie wykorzystać takiej szansy to tak jak być w kinie i filmu nie widzieć. Wrażenie niesamowite, stoję sobie koło 222, ale moja maszyna i jego to dwa zupełnie inne motocykle. Na samym starcie po przejechaniu 15 metrów już był 3 długości z przodu. Tak działo się za każdym razem kiedy próbowałem. Było kupę śmiechu, ale było to ciekawe doświadczenie.
Wyścig kwalifikacyjny trwał 20 min + 2 okrążenia. Po opuszczeniu bramki byłem z zewnętrznej strony. W zakręcie, jak się domyśliłem mało miejsca, bo większość wyjechała na zewnętrzną. Tempo jak na Mistrzostwa Świata po prostu kosmos. Wrażenie, że wszyscy idą na maxa chociaż to tylko kwalifikacje. Wyścig ukończyłem jako 30. Tuż przed dostaniem dubla, na trasie można dostrzec osoby odpowiedzialne za pokazywanie zawodnikom dublowanym niebieskie flagi. Wtedy należy ustąpić miejsca temu z tyłu, aby go nie blokować. Kiedy pokazano mi flagę, zjechałem na boczną cześć toru, aby zrobić miejsce pierwszemu. To wykorzystał inny dublowany zawodnik i mnie wyprzedził. Nie mam pretensji, ale mogłem na skoku odwrócić się i zobaczyć, że jest jeszcze kilkanaście sekund zanim mogę zrobić miejsce. Choć byłem zmęczony to cieszyłem się, że nie miałem przygód i afer. Doleciałem i cieszę się.
W niedzielę startowałem jako 30. Rano tylko jeszcze trening rozgrzewkowy. Tor po sobotnich wyścigach, był w niektórych partiach wyrównany, jednak po rozgrzewce już mocno przypominał ten z soboty.
Pierwszego wyścigu nie zaliczam do udanych. Po wyjściu z bramki jechałem w okolicach 23. miejsca. Gdzieś kilku zawodników mnie wyprzedziło i byłem 26. na trzecim albo czwartym kole na sekcji z podwójnymi skokami, motocykl złapał kanta i miałem wysiadkę. Na szczęście nie groźną. Zgasł mi motocykl i miałem problemy z uruchomieniem silnika. Kiedy odpalił wszyscy byli już bardzo, bardzo daleko. Postanowiłem, że nie będę zjeżdżał do depo tylko pojadę swoje. Wykręciłem parę fajnych whipów pod publikę. Dostałem dubla od czołówki, wcześniej widziałem powiewającą niebieską flagę. Chciałem się przytrzymać w tempie na torze. Wychodziło mi to, ale dopiero z zawodnikami z 20 miejsca. Naprawdę szybko jadą, ale w końcu to są Mistrzostwa Świata. Wiem, że motocykl który mam jest naprawdę świetny, ale na nasze krajowe zawody. Fabryczni zawodnicy maja zmieniane maszyny co trzy wyścigi, a „stary" motocykl jest niszczony. Chodzi o tajemnice fabryk, pomysły i technologie. Zawieszenia, na których ścigają się kosztują po kilka tysięcy Euro. Kiedy, byłem w samochodzie serwisowym Kayaba Tecnical Touch na rozmowie to widziałem przeróżne zawieszenia zawodników. Zacznijmy od tego, że to co mają w środku w przednim widelcu wygląda trochę inaczej, niż w seryjnym sprzęcie, ale nie będę rozwijał tego wątku. Cieszę się, że mogłem zobaczyć i pogadać o technicznych sprawach. Cenne uwagi, na pewno mi się przydadzą podczas domowych testów.
W wyścigu drugim postanowiłem, że pojadę równiej. Lepiej rozłożyłem siły, i próbowałem mniej szarpać gazem. Łatwo się mówi, ale w okolicach 30 min jest ciężko ogarniać temat, kiedy trzeba trzymać tempo i to wszystko koordynować. Lepiej wystartowałem. Znalazłem się w okolicach 20. miejsca. Na trzecim zakręcie była wywrotka, którą na szczęście ominąłem. Dojechałem 23. i mocno zbliżyłem się do Filipa Kempelisa zawodnika z Litvy. Momentami nawiązałem małą walkę.
Jakie mam wrażenia po tych zawodach... Przede wszystkim, poziom nasz, a tamten to przepaść. Po drugie przydałaby się lepsza organizacja na krajowych zawodach, po trzecie tory, które mamy są za łatwe(za dużo prostych za mało kombinacji). Myślę, że harmonogram z MŚ można by przenieść na nasze podwórko. Treningi w sobotę i wyścig kwalifikacyjny do biegów niedzielnych. To podniosłoby prestiż zawodów. Przerwy między biegami są spore, jest czas na obejrzenie innych klas. Myślę, że było by miło gdyby choć w 80 procentach mielibyśmy podobną organizację imprez w Polsce, to podniosłoby poziom naszego motocrossu. Fakt jest taki, że u nas ten sport jest mało popularny. Na MŚ kibiców było ok. 20 tysięcy. Wszystkie trybuny zapełnione, tłok w depo itp. Życzę sobie i innym zawodnikom, takiej organizacji i nagłośnienia imprezy.
Podsumowując wyjazd na te zawody chcę wspomnieć, że pojechałem tam, bo chciałem. Chciałem się sprawdzić z najlepszymi. Zobaczyć na co zwracać uwagę i co mogę zmienić. To, że zamykałem dwudziestkę wcale mnie nie zdołowało, a wręcz przeciwnie zmotywowało to większej pracy. Na chwilę obecną planuję zmienić kilka rzeczy w moim sprzęcie i nieco skorygować plan treningowy. Chciałbym podziękować przede wszystkim mojej Monisi, która jest zawsze ze mną, kiedy jest lepiej i gorzej, Gracjanowi Siemionowiczowi za bezinteresowną pomoc z odbiorem administracyjnym i przygotowaniem sprzętu, Marcinowi Gortatewiczowi za to, że ze mną pojechał, wspierał, pomagał przy sprzęcie i motywował, jak również kibicom ze Szczecina, którzy przyjechali i mnie dopingowali. Tym, którzy wątpili we mnie, śmiali się, sugeruję, żeby wzięli na luz. Typowe polskie podejście, zdeptać i wyśmiać. Żeby się łapać do świata, potrzebny jest trening, sprzęt, duży sponsor i sztab ludzi, którzy przyczynią się do tego wyniku. Nie od razu Kraków zbudowano. Myślę, że sam start dał mi bardzo dużo. Pozdrawiam wszystkich, którzy pchają motocross do przodu."
Motocross na Łotwie
Dziesiątym już przystankiem tegorocznych Mistrzostwa Świata będzie Łotwa. Podczas zbliżającego się weekendu, 27/28 czerwca na torze "Zelta Zirgs" w Kegums ponownie rozegra się walka o najwyższe laury pomiędzy czołówką klas MX1 i MX2 z Cairolim i Masquinem na czele. Przekonamy się wówczas, czy Włoch aby na pewno powrócił na szczyt motocrossowych zmagań, oraz czy młody Ken Roczen zdoła powtórzyć swój sukces z Niemiec. Na relację z GP Łotwy, tradycyjnie już zapraszamy do serwisu Ścigacz.pl.
Foto: motocrossmx1.com
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzeBrawo Łukasz!!! Taka informacja cieszy kibiców. Spokojnie Lukasz :) To są Mistrzostwa Świata - i do tego najsilniejsza klasa. Twój występ w wyścigach i zajęte pozycje uważam za duży sukces! Nie ...
OdpowiedzZajebiste zdjęcia robi ta kuraka laska, nie dość że śliczna to i takie foty i ogólnie obsługe robi. TYlko pozazdrościc takiej dziewczyny.
Odpowiedz....i takich ludzi nam potrzeba co nas nie zabije to nas wzmocni
Odpowiedz