Mistrzostwa ¦wiata w Trialu - My¶lenice
Rajdy Trial zaliczają się do jednych z najstarszych dyscyplin sportów motorowych. W latach sześćdziesiątych wyodrębniły się w specyficzną dyscyplinę z własnym stylem jazdy, regulaminami i specjalnie dla niej konstruowanymi motocyklami. Od 1995 roku rozgrywane są także Mistrzostwa Świata, których tegoroczną, jedną rundę, w polskich Myślenicach mieliśmy okazję podziwiać wraz z ekipą MotoX. Po zajechaniu na stadion, przy którym zawodnicy rozbili swój obóz i na którym był ostatni punkt ich trasy, od razu w oczy rzuciły nam się olbrzymie tiry-domy, jakimi zjechali do nas zagraniczni trialowcy. Ich przygotowanie i zaplecze jest imponujące... Sami oceńcie, zaglądając na zdjęcia. Początek trasy zaczynał się gdzieś wyżej w górach. Jak wiemy wszystko rozchodzi się tu o ekstremalne próby, których było w sumie piętnaście. Wysiadając z samochodu, który woził nas po terenie, najpierw zwracałam uwagę na olbrzymie, zielone drzewa, spokojne, leśne klimaty, rześkie powietrze. Miało się ochotę zamknąć oczy i wtopić w naturalne otoczenie, zwłaszcza że dzień był piękny. Wtedy do mych uszu dochodziły głośne okrzyki z leśnej głuszy i warkot silnika trialowego motocykla, który podjeżdżając pod strome ściany nieźle hałasował. Ten sport to spory kontrast do środowiska, w którym się rozgrywa. Należało więc, kierować się w stronę, gdzie odbywała się akcja. Punkty extreme są jak najbardziej słusznie nazwane „extreme". Śliskie skały, górski strumyk, głazy i strome podjazdy, a po drodze drzewa. Przypomniały mi się zeszłoroczne zawody enduro w Kraśniku, ale tu i tak było o wiele bardziej hardcorowo. Z zawodnikiem po trasie chodzi zawsze pomocnik i to on się tak wydziera, nakierowując go by jak najlepiej podjechał na przeszkodę, albo zwyczajnie dopingując kolegę. „Wspaniale! Idzie Ci świetnie, tylko tak trzymaj, już masz to za sobą!" - krzyczał ktoś z francuskiej pary. Z tego co zaobserwowałam to wśród startujących jest bardzo dużo, bardzo młodych zawodników. Spora cześć z nich ma poniżej dwudziestu lat. Dopatrzyłam się również kobiety! Powracając jednak do przebiegu samych zawodów... Błyski fleszy aparatów kibiców i prasy podkreślały widowiskowość tego sportu. Kocie ruchy zawodników i sprężyste podskoki niczym górskich kozic, sprawiały że motocykle pokonywały trasę, jakby tego typu teren był z przeznaczeniem dla dwóch kółek. Zapach spalin w powietrzu; ryk silnika, oklaski gromadzącej się na kolejnych punktach publiczności; atrakcyjne show zwinnych trialowców... Niby wszystko jak trzeba. Nie wiem, może to spaczenie fanów dynamicznego motocrossu i podnoszącego równie wysoko adrenalinę freestyle motocrossu, ale osobiście zabrakło nam prędkości, kurzu, żwawej akcji... Trial jest w gruncie rzeczy całkiem spokojnym sportem, w którym dużą rolę prócz kondycji i techniki, odgrywa koncentracja. Całość jest również rozciągnięta na cały dzień, na bardzo długich odcinkach, co również nie przysparza widzów na dalszych dystansach. Chociaż może skoro fotoreporteży tak bardzo im przeszkadzali i ich denerwowali (co zostało odczute), samym faktem robienia zdjęcia tam gdzie oni nie mogli wejść, to może i lepiej że nie docierali dalej, bo obie strony czuły się dyskomfortowo. Ostatniej dawki wrażeń wróciliśmy szukać na stadion, spod którego ruszaliśmy rano. Na zawodników czekały tam olbrzymie głazy, ustawione przed samą widownią. My czekaliśmy specjalnie na naszą polską gwiazdę- Tadeusza Błażusiaka, tegorocznego zwycięzcę słynnego Erzbergrodeo. Zaliczył bardzo dobry przejazd, po najtrudniejszych stronach kamieni. To był jego ostatni start w zawodach trialu. Jak wiemy, Tadeusz po swoim ogromnym sukcesie w Austrii, podpisał niedawno kontrakt z KTM i zmienia dyscyplinę sportu na enduro. Życzymy mu równie wielkich sukcesów! Tekst: Zuzanna Błasiak (MotoX.com.pl)
|
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeTrial jest....a gdzie jest jakiekolwiek info na temat Red Bull X Fighters z Madrytu?
Odpowiedz