Mercedes kontra policyjne BMW. Wy¶cigi z fina³ na poboczu i mandatem
Są takie chwile, które zapisują się w pamięci na zawsze - szczególnie jeśli kończą się nieco inaczej, niż się planowało. Dwóch młodych kierowców w Szczecinie postanowiło spędzić noc na podkręceniu adrenaliny i rozrywce w stylu "szybcy i wściekli".
Historia rozegrała się na ulicach Szczecina w nocy z zeszłego czwartku na piątek. Dwaj nastolatkowie, widząc obok siebie BMW, otworzyli szybę i rzucili hasło jak z gry wyścigowej: "Raz, dwa, trzy, start!". Kierowca mercedesa, zaledwie 19-letni, postanowił dać z siebie wszystko. Nie mógł jednać wiedzieć, że przypadkowi "rywale" to policjanci w nieoznakowanym BMW.
Przedstawiciele prawa ruszyli za mercedesem, ale nie po to, by wygrać. Ich plan był prosty - dokumentować wyczyny młodego rajdowca wideorejestratorem. Chłopakowi udało się rozpędzić do 141 km/h w miejscu, gdzie limit wynosił o 71 km/h mniej. Trudno stwierdzić, czy liczył na owacje tłumu, czy po prostu chciał zaimponować światu. W każdym razie jego "wyścig" zakończył się, gdy policjanci zatrzymali go na poboczu. Nagroda rzeczywiście okazała się solidna. Trzymiesięczna przerwa od prowadzenia samochodu, mandat w wysokości 2500 zł oraz kolekcja 15 punktów karnych.
Ta sytuacja, mimo że zabawna, przypomina niestety o rosnącym problemie nielegalnych wyścigów na drogach publicznych. Choć młodzieńcze fantazje o byciu królem asfaltu wydają się pociągające, rzeczywistość bywa brutalna: poszkodowani ludzie, ofiary śmiertelne. I to są fakty. Właśnie dlatego rząd wprowadza zmiany w prawie, które mają na celu ukrócenie wyścigowych praktyk. W planach są surowsze kary, w tym konfiskata pojazdów, dłuższe zakazy prowadzenia oraz podwyższone stawki OC, które mają zmusić kierowców do większej odpowiedzialności.
Nowością będzie również wprowadzenie wykroczenia za "drift". Chociaż brzmi ono jak zabawa w stylu "Tokyo Drift", jego konsekwencje w Polsce będą mało filmowe - grzywna minimum 1500 zł, trzy miesiące bez prawa jazdy i 30 dni przymusowego odpoczynku dla dwóch lub czterech kółek. Wszystko to ma na celu przeniesienie takich wyczynów na tory wyścigowe, gdzie ryzyko ogranicza się do zadrapania owiewek lub karoserii, a nie życia i zdrowia niewinnych osób.
Zamiast więc próbować swoich sił na drogach publicznych, może lepiej wybrać tor wyścigowy? Tam nie trzeba martwić się radiowozami BMW, a kibice docenią prawdziwe umiejętności. No i mandatów brak.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze