Blisko setka maszyn na starcie do Mamry Challenge VIII 2007, I Przeprawowego Pucharu ATV Polska to istny rekord ilościowy maszyn. Jeszcze nie było w historii rajdu przeprawowo-sprawnościowego imprezy, która ściągnełaby w jedno miejsce tak dużą liczbę zawodników. Jeśli rok temu powiedzielibyście organizatorom Mamry Challenge, że do następnej rundy ilość startujących zawodników podwoi się, to gwarantuję, że nie uwierzyliby Wam. Wówczas liczba startujących maszyn oscylowała na imprezach wokół pięćdziesięciu i wszyscy mowili, że jest to ilość maksymalna na naszym rynku. Zresztą taka właśnie była liczba zawodników przez praktycznie cały sezon 2006. Ostatnia, VIII zimowa edycja imprezy odbyła się w dniach 23-25 lutego i na jej starcie zameldowało się 97 quadów oraz 7 motocyklistów. Impreza ta została połączona z I rundą Pucharu Przeprawowego ATV Polska co napewno znacznie wpłynęło na frekwencję wśród startujących.
Tak jak poprzednio, bazą rajdu stała się na dwa dni Stanica Wodna Kietlice nad Mamrami. Położona zdala od skupisk ludzkich, nad samym jeziorem, jest idealnym miejscem, w którym ryk silników i przemykających wzdłuż ściany lasu pojazdów nie może przeszkadzać nikomu, oprócz kilku nadgorliwych leśniczych. Wyścig czy nie? Czym jest puchar przeprawowy? Zwykle w imprezach motorowych najważniejszy jest czas, który musi być jak najkrótszy, celem osiągnięcia jak najlepszego wyniku. W pucharze przeprawowym, czas nie odgrywa, aż tak znaczącej roli, bowiem najważniejsze są tu punkty, jakie otrzymujemy za wykonanie danej próby. Każdy z zawodników, a raczej każda z maszyn, ma przymocowaną kartę kontrolną, w którą trzeba „wbić" pieczątkę znajdującą się w terenie. Niekoniecznie musi być to pieczątka, jaką znamy z życia, bowiem, najczęściej jest to odrysowanie znajdującego się na żelaznej tabliczce znaku. Zawodnik, aby to zrobić, musi znaleźć się w odpowiedniej odległości od znaku, bowiem karta przymocowana jest do maszyny na 50 centymetrowym kawałku elstycznej linki. Podjazd maszyną, do takiej tabliczki wcale nie musi być łatwy i często właśnie te ostatnie metry są najcięższe, bowiem nie wolno pod żadnym pozorem uszkodzić karty lub odczepić jej od pojazdu. Za każdą pieczątkę zawodnik otrzymuje punkty w zależności od stopnia skomplikowania próby. Dopiero na drugim miejscu jest czas przejazdu. Zawodnicy bowiem, na wykonanie serii prób mają określony limit czasu. Jednak czas powrotu do bazy brany jest pod uwagę dopiero, kiedy dwaj zawodnicy ukończą imprezę z taką samą ilością punktów. Wówczas o wygranej decyduje godzina powrotu. Mazury zimą Mamry Challenge, która odbył się w dniach 23-25.02.3007 był już ósmą edycją tej imprezy. Kiedy organizatorzy ustalali ten termin nie mogli przypuszczać, że wypadnie w czasie najzimniejszych dni i nocy tegorocznej zimy. Podczas prób nocnych słupek rtęci spadał do -20 stopni Celsjusza, zaś w dzień nie było cieplej niż - 10 stopni. Jeśli do tego dodać przenikliwy wiatr potęgujący uczucie zimna, to mamy wyobrażenie tego co musieli przezywać zawodnicy. Brak śniegu jednak pokrzyżował troszkę plany, gdyż nie można było bezkarnie ganiać maszynami po odkrytych polach niszcząc rolnikom uprawy a trzeby było poruszać się wytyczonymi drogami. Noc i dzień na jeziorach Start do nocnego prologu imprezy był zarówno nietypowy jak i widowiskowy. Organizatorzy z każdą edycją starają się uatrakcyjnić rajd wprowadzając coraz to nowe urozmaicenia. Tym razem był nim równoległy start wszystkich zgłoszonych maszyn. Ponad 100 zgłoszonych pojazdów zgromadzonych w nocy w jednej linii, w nocy, w świetle własnych reflektorów. Wycie silników na sekundy przed startem, wreszcie strzał z pistoletu sygnalizacyjnego i poszli... Pojazdy rozjechały się we wszystkie strony, jak przestraszone mrówki w poszukiwaniu pierwszych punktów kontrolnych. Na szczęście nie musieli daleko szukać, bowiem nocny odcinek rajdu liczył zaledwie 20 kilometrów i tyleż samo prób. Poinformowani przez organizatora o najciekawszych miejscach na trasie postanowiliśmy popatrzeć jak też radzą sobie zawodnicy. „Uważajcie tylko na załamujący się z tamtym miejscu lód" - brzmiało w głowach rzucone na odchodne zdanie. Jednak w nocnej pogoni za quadami takie przestrogi szybko wypadają z głowy. Szukając kolejnych zawodników zauważyliśmy równą drogę, prowadzącą wzdłuż ściany lasu. Kiedy tylko jednak koła samochodu zetknęły się z nią cały przód auta zagłębił się pod lodem, a nam pozostało tylko czekać na pomoc organizatorów. Jaką niespodzianką, jednak była pomoc zaoferowana przez przejeżdżające quady, które przecież walczyły miedzy sobą, czasem i próbami. Zdecydowali jednak poświęcić czas celem wyciągnięcia utopionego jeepa. Na nocny odcinek organizatorzy przewidzieli cztery godziny, co dla najlepszych okazało się z naddatkiem, bowiem większość z załóg wróciła do bazy przed północą. Punktualnie o godzinie 10, w sobotę większość z zawodników pojawiła się znowu na linii startu. Tym razem obyło się już bez startu równoległego. Ze względu na fakt, iż część przejazdów odbywała się po drogach publicznych obowiązkowym było poranne badanie za pomocą alkomatu. Do pokonania tego dnia pozostało zawodnikom ok. 120 km tras po mazurskich szlakach, urozmaiconych próbami, o stopniu trudności znacznie większym niż nocny. Teren w jakim pomykały maszyny wił się lasami, polami, przejazdami przez (niestety zamarźnięty) bród, między pozostałościami niemieckich bunkrów. Najciekawszym miejscem naszpikowanym trudnymi próbami był leśny wąwóz z przepływającą przez niego rzeczką. Początkowo zamarźnięty strumień z czasem po kilkunastu przejazdach zaczął pękać i quadom coraz dłużej przyszło tracić czas na każdorazowe jego pokonanie, zwłaszcza, że nawet dokładne podanie współrzędnych nawigacych nie pomagało idealnie namierzyć miejsca pieczątki. Każda maszyna musiała zatem przekroczyć rzeczony strumień conajmniej kilka razy. Strategia przyjęta przez zawodników była różna. Ci bardziej doświadczeni postanowili zmierzyć się z trasą na raz, Ci trochę mniej w połowie dnia wrócili do bazy na ciepły posiłek i ogrzanie się. Organizatorzy dali bowiem zawodnikom dość czasu na zmierzenie się niemal z 70 przygotowanymi próbami i powrotów spodziewali się dopiero po dogzinie 20. Wpadki i wypadki W tym miejscu jeszcze kilka słów o organizacji tego typu imprez i samych organizatorach. Z racji, że impreza nie ma charakteru czysto zamkniętego i odbywa się na terenach otwartych, przecina drogi, są przejazdy przez las, skoordynowanie to ogromna praca, która spoczywa na barkach organizatora. Uzyskanie wszystkich pozwoleń, czy to od właścicieli pól, od gminy, od starostw, od policji, od nadleśnictwa czy innych instytucji w naszym państwie to horror, przez który przejść mogą tylko najdzielniejsi. Z tego nie zdaje sobie sprawy, osoba, która wsiada na swój pojazd i mknie przed siebie nie bacząc na nic, chcąca zebrać jak najwięcej punktów w jak najkrótszym czasie, ale właśnie to jest największą pracą, jaką musieli włożyć organizatorzy i na Mamry Challenge zadziałało to znakomicie. | |
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzezajebiscie!!:)
Odpowiedz