Kupno motocykla w salonie, czyli droga przez mękę
Wszystko szło gładko do czasu odwiedzin w pierwszym tzw. centrum motocyklowym...
Od redakcji:
Kupno motocykla wydawać by się mogło nie jest rzeczą skomplikowaną, szczególnie trudną czy wymagającą wzmożonego wysiłku. Problematyczny może być jedynie wybór modelu i kwestia sfinansowania wymarzonej maszyny. Jednak jak już mamy te dwie rzeczy ogarnięte wystarczy wejść do salonu i powiedzieć „chcę to"! Na dodatek wydawałoby się, że obecna sytuacja na rynku, czyli ten tak zwany „kryzys" jeszcze ułatwi zadanie. Sprzedawcy i salony powinny chętniej negocjować z klientem bardziej przystępną cenę byle tylko sprzedawać. Nie mówimy tutaj o czerwonym dywanie rozwiniętym przed potencjalnym klientem, ani leżeniem krzyżem podczas wysłuchiwania litanii na temat tego, czego tenże klient do swojego nowego motocykla sobie życzy. Natomiast o zainteresowaniu i chęci pomocy mówimy już jak najbardziej.
Jeżeli macie właśnie takie, zdroworozsądkowe, podejście do kupna motocykla w salonie, to może czekać na was spore rozczarowanie! Przeczytajcie, jak to bywa na prawdę. Oto autentyczna wypowiedź, autentycznego klienta próbującego kupić autentyczny motocykl.
Moją nową miłością miał być motocykl odmienny od maszyn wielkiej czwórki, moje oczy skierowały się na Europę. Szybko zorientowałem się w cennikach i w maszynach, wybrałem grupę docelową i jazda do salonu. Wszystko szło gładko do czasu odwiedzin w pierwszym tzw. centrum motocyklowym. Pałając jeszcze optymizmem i chęcią posiadania ciekawej sportowej maszyny zacząłem rozmawiać, oczywiście po dłuższym oczekiwaniu aż ktoś łaskawie się zainteresuje, z obsługą salonu.
Sprzedawca: Dzień dobry w czym mogę pomóc?
Ja: Chcę kupić motocykl.
Sprzedawca: Jaki?
Ja wskazując na piękną lśniącą maszynę - ten. Czy macie jeszcze rocznik 2008?
Sprzedawca: Tak, mamy czarną i niebieską.
Bez chwili zastanowienia krzyknąłem radośnie - Poroszę czarną!
Po ustaleniach, co do sposobu płatności, wysokości zaliczki i złożeniu oficjalnego zamówienia ruszyłem do pracy w poczuciu uniesienia, spowodowanego moją nową czarną maszyną z polskiego salonu. W dodatku unikatową, jak na nasze drogi, a i tańszą od wszystkich innych sportowych modeli. Po drodze do miejsca pracy wykonałem kilka telefonów do dziewczyny i znajomych, aby obwieścić nowinę, że niedługo znowu będę latał z nimi. Gdy tylko zatrzasnęły się drzwi mojego biura, przemknąłem do swojego komputera jak błyskawica, klap na krzesło, pstryk w przycisk Power, komp żyje, sprawdzamy pocztę i....
maila z salonu nie ma. Pomyślałem wtedy sobie, że jeszcze pewnie wyślą, jest jeszcze wcześnie itp. Dalsze myśli przerwał mi telefon odbieram:
- Halo!
- Dzień dobry, ja dzwonię z salonu
Pomyślałem sobie, że znowu źle podyktowałem e-mail.
- Wystąpił pewien problem z motocyklem dla pana..
- Coś jest nie tak z moim zamówieniem?
- Nie, problem polega na tym, że czarny jest zarezerwowany. Został tylko niebieski
Myślę sobie że i tak go chcę, czarny czy niebieski... więc biorę niebieskiego i proszę o mail z numerem konta, na które mam zrobić przelew.
Odłożyłem słuchawkę i cieszyłem się dalej, oczywiście teraz z niebieskiej maszyny. Po mniej więcej godzinie od telefonu z salonu poszedłem sprawdzić e-mail i znowu nic. Zacząłem się martwić co jest grane, więc postanowiłem zadzwonić i popędzić sprzedawcę. Przeczucia nie dawały mi spokoju. Gdy po 15 minutach „bombardowania" salonu telefonami (jest sygnał, linia wolna, nikt nie odbiera.... Co oni tam na Boga robią!?) jakiś koleś powiedział, że nie mają maszyny dla mnie! Nawet nie raczyli do mnie zadzwonić! Wściekły i zdegustowany postępowaniem sprzedawców postanowiłem, że wezmę sprawy w swoje ręce, bo przecież są jeszcze inne salony. I tu zaczął się horror.
W drugim salonie nikt zupełnie nie odbierał, mimo iż dzwoniłem na każdy dostępny telefon. W trzecim usłyszałem, że mają motocykl, którym się interesuję, ale zarezerwowany. Gdy dodzwoniłem się do czwartego salonu sprzedawca powiedział, że nie ma takiej maszyny, a na nową z 2009 da mi 5% rabatu. Szybka kalkulacja niestety rocznik 2009 odpada, nie stać mnie. Wykończony rozmowami z poprzednimi salonami trwającymi pół dnia zapytałem czy może mi zaproponować inny model. Miły, sądząc po głosie, młody człowiek zaczął wymieniać modele z oferty producenta. Ja żeby mieć lepszy ogląd odwiedziłem stronę internetową . Dyskutowaliśmy długo na temat innego motocykla tej marki. Wtedy zobaczyłem, że w swojej ofercie mają ciekawą maszynę. Streeta z pełni regulowanym zawieszeniem i hamulcami prosto ze sporta.
Gdy zapytałem o nią sprzedawcę o odparł: Nie tego motocykla nie mamy i niewiem kiedy będzie, ale sprawdzę.
Rozłączyłem się i zacząłem dzwonić do kolejnych salonów pytając teraz o streeta. Jak się okazało w drugim salonie nadal nikt nie odbierał, mimo środka dnia. W trzecim zupełnie nic nie wiedzieli łącznie z tym, co sprzedają i po co siedzą w pracy. Zrezygnowany całodziennym proszeniem się o motocykl postanowiłem, że koniec tego na dziś, odwiedzę ostatniego klienta i do domu. Po drodze zadzwonił człowiek z czwartego salonu i oznajmił:
- Mam dla Pana tego streeta!
Bez chwili zawahania powiedziałem, że biorę w kolorze szary mat. Uzgodniliśmy warunki oraz cenę (po dłuższej negocjacji i uświadomieniu sprzedawcy, że musiałem się nieźle naprosić, aby sprzedali mi motocykl). Poprosiłem o wysłanie maila do mnie z naszymi ustaleniami oraz numerem konta. Pomyślałem, że to nareszcie sukces i w definitywnie lepszym humorze ruszyłem w stronę domu. Po jakiejś godzinie postanowiłem sprawdzić maila i zrobić od razu przelew zaliczki na konto salonu. Moje zdziwienie mieszało się ze złością, wściekłością, zwątpieniem, niedowierzaniem, a nawet pustym śmiechem. Znowu nie ma maila! W tym momencie zadzwonił telefon. Młody głos sprzedawcy oznajmił mi, że się pomylił i cena mojego motocykla będzie o 1000 zł wyższa, niż mi podał. Natychmiast pojawiły się też gęste tłumaczenia, że szef i w ogóle i nie może... Tylko co mnie to obchodzi!? Ustaliłem cenę i mam w głębokim poważaniu takie zagrywki! Takich rzeczy się po prostu nie robi! Zdezorientowany i zirytowany całodziennym cyrkiem, bojem o wymarzoną maszynę poprosiłem mimo wszystko o ten email i postanowiłem, że przemyślę tę ofertę. Po przetrawieniu tematu stwierdziłem jednak, że skoro takie rzeczy dzieją się jeszcze przed zakupem maszyny to co będzie dalej...!? Każą mi dopłacić za hamulce, zawieszenie albo kierownicę, a podczas każdego przeglądu (o ile wiedzą jak go zrobić, bo skoro nie potrafią nic sprzedać, to co dopiero ewentualnie naprawić) będę musiał zastanawiać się ile to mnie może jednak ostatecznie wynieść. Następnego dnia rano, mimo wielkiej chęci posiadania tego motocykla, anulowałem moje zamówienie. Autoryzowany salon sprzedaży zniechęcił mnie do kupna wymarzonej maszyny!
Wnioski i rady
Jeżeli chcecie kupić motocykl w salonie, nie oczekujcie od sprzedawcy niczego, zupełnie niczego. Salony motocyklowe jak się czasem okazuje nie chcą sprzedawać motocykli. Zaopatrzcie się w zapas Nerwosolu, albo innego środku kojącego zszargane nerwy. To, że zamówicie motocykl, nie znaczny, że kupicie motocykl. Oczywiste dla was rzeczy dla sprzedawcy czasem są po prostu czarną magią.
Cała ta sytuacja jest niestety niczym scena z filmów Monty Pythona czy naszego Barei. Zamiast europejskiego sportowego motocykla jestem posiadaczem japońskiego sporta. Yamahę R6 z rocznika 2008 kupiłem po prostu na Allegro!
Komentarze 54
Pokaż wszystkie komentarzeAle z ciebie baran i oferma bierze się fakturę proforma i po sprawie jeszcze by ci zwrócili koszty szybko by się nauczyli roboty ściemniasz tym opowiadaniem jesteś kłamcą nie wierzę ci promujesz ...
Odpowiedzto samo dzieje sie w uk(??), dokladniej szkocja bo motocykl kupuje w Glasgow. Wystraszyli sie tylko wycofania zaliczki i zaczeli ze mna konkretnie romawiac. Mysle ze szkoda sie denerwowac i zawsze ...
OdpowiedzSwoj motocykl Fazer 600 z 2008 roku,rowniez w 08 go kupilem i nie mialem problemow zadnych,to co chcialem to dostalem w czasie ktorym mi obiecano i to wszystko,cala filozofia-ide do sklepu i kupuje.
OdpowiedzLudzkie dramaty! A zaczęło się się tak pięknie, że niby tak inaczej niż w salonach samochodowych, że tu brać motocyklowa, że się tak świetnie rozumiemy. Rąsia, rąsia i cześć - cześć. I może nawet ...
OdpowiedzCześć jak bym to gdzieś przerabiał a dokładnie 22/09/2008 .Wybrałem swoją kochankę Yamaha WR tak mocno jej chciałem i co .Telefon że pomyłka o 8000 tys zł i stanowczy głos jak pan chce to zwrócimy ...
OdpowiedzTriumph Jagielońska 55 - załamka!!! Byłem z dziewczyną w polskim oficjalnym salonie triumfia, chciałem sobie sprawić bonnevilla mój 2 moto w karierze wymarzony z salonu. W salonie na wstępie ...
Odpowiedz