Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzePewnie dlatego, ze oferty sa źle przygotowane i zwyczajnie ubogie. W sumie trochę jak polski rynek jednosladów. W Niemczech sytuacja jest niemal odwrotna. Podstawowe ubezpieczenie motocykla niemal sie nie opłaca, bo rozszerzone (teilcasco) jest zwykle tylko troszeczkę dorższe ale obejmuje nie tylko motocykl ale także kompletny ubiór jeźdźca. Ten oczywiście musi być kompletny, atestowany i uzywany zgodnie z przeznaczeniem (nie można jechac ze szczękowcem i otwartą szczęka, jeśli ów nie ma homologacji do takiego wykorzystania), więc kazda gleba wiąże sie nie tylko z uzyskaniem kwoty na naprawę pojazdu ale takze na zakup uszkodzonych w trakcie wypadku częsci garderoby, przy ledwie częsciowym udziale własnym. Pełne casco może pokryć nawet 100% strat, łącznie z ubiorem i wszystkimi elementami zamontowanymi na motocykl (sakwy, kufry, navi, telefon a nawet zawartośc tychże kufrów, jesli jest to coś innego niż zwykłe ciuchy, np. laptop czy aparat fotograficzny) Do tego przy zakupie nowego motocykla na raty lub w leasingu mozna nabyć za dosłownie kilka €/mies. specjalne ubezpieczenie, które w przypadku wystapienia szkody przekraczajacej 50% wartosci pojazdu załatwia temat spłaty motocykla. Pisac mozna by jeszcze wiele. Oczywiście rynek motocykli jest nieporównywalnie inny (nie tylko więskzy) wiec takze traktowanie tych pojazdów jest znacznie inne. W niemczech motocykl to nie pojazd samobójców i fanabaeria. To po prostu inny alternatywny środek transportu. I podobnie jak nie patrzy sie w firmie ubezpieczenieowej na motocykliste jak na kosmitę mającego dziwne fanaberia, tak samo w sklepie nie patrzy sie jak na wariatke, na kobiete, która własnie przyszła kupić motocykl, cos do niego lub ubiór.
Odpowiedz