Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzeTowarzyszu Kenlee, za drogi w Polsce płacą wszyscy zmotoryzowani (i nie tylko). Powinni więc z nich bez strachu korzystać wszyscy, a przynajmniej większość - a nie tylko d*bile łamiący przepisy. Brak donosów i kapusiów i już mamy Dziki Zachód gdzie kilku wybranych kowbojów czyli mniej jak 1% społeczeństwa (nie mylić z politykami) szaleje za pieniądze całej reszty czyli ponad 99%. Rozumiem, towarzyszu Kenlee, że koń już osiodłany, a zawołanie "ihaa!" padło? A jak chce się szaleć, to dać się wybrać do Sejmu i otrzymać mandat poselski, co w tym trudnego? A jak mandatu nie ma, to na tor. I wiśta.
Odpowiedz1% o który tak Cię dupa boli jest i tak nietykalny niezależnie od koniunktury. Nie trzeba polityki- wystarczy kasa na papugi. Czasem urządza się widowisko medialne dla gawiedzi, jak już trudno coś ukryć, ale i tak na końcu krzywdy nie ma. Działania donosicieli biją najbardziej w pozostałe 99% okazjonalnie łamiących przepisy, tylko dopóki nie staniesz się celem takiego sygnalisty, to będziesz gardłował za tym. Tak samo działała komuna- dopóki przychodzili po sąsiadów to było OK. Drogi w Polsce to jedna wielka pułapka na kasę frajerów. Las znaków z ograniczeniami prędkości, które na "ostrych" zakrętach zaczynają mieć sens dopiero jak spadnie śnieg. Na drodze biegnącej po obu stronach granicy z Niemcami, na Polskiej stronie zakręty zaczynają być jakimś wyzwaniem, kiedy wartość na znaku przemnoży się x2, a znak stoi przed każdym z nich. Ta sama droga po Niemieckiej stronie i wystarczy znak plus 10% i trzeba się konkretnie starać żeby się zmieścić w obrysie drogi, a znaki stoją tylko tam gdzie są potrzebne. A to tylko jeden z potencjalnie kosztownych polskich absurdów, więc jeśli jesteś, towarzyszu JAQ świętszy od papieża, to rzucaj kamieniem, i donoś na zdrowie. Tylko że po Ciebie też kiedyś przyjdą... :-)
OdpowiedzW punkt. Nawet w skandynawii jezdzi się szybciej. Jeżeli tylko chodnik jest oddzielony od drogi rowem melioracyjnum to od razu mamy podniesienie prędkości do 70km/h. W Finlandii 100 a nawet 110 km/h na drodze jednojezdniowej to wrecz absurd bo niejednokrotnie za zakrętem lub górką stoi stado reniferów. A co do Niemiec czy np Szwajcarii zgadzam sie w 100%. Przejazd z dopuszczalną prędkością przez wiele zakrętów może skończyć się w rowie i nikt jakoś nie robi z tego problemów
OdpowiedzI właśnie dlatego za granicą kierowcy mają respekt dla ograniczeń, bo te mają sens. W Polsce, kiedy na jednym zakręcie ktoś postawi znak z realnym ograniczeniem, to za chwilę zyskuje on sławę "zakrętu śmieci". Co chwila ktoś tam ląduje w rowie, bo nikt tego ograniczenia nie traktuje na serio, po przejechaniu setek innych z idiotycznie zaniżonymi wartościami. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej- podwójne ciągłe w środku lasu na "łuku" o promieniu Księżyca, 40 z powodu braku malowanek, ciuciubabka ze znakami terenu zabudowanego na obszarach podmiejskich, nowa definicja skrzyżowania itd, itp.
OdpowiedzŚwietna konkluzja towarzyszu Sitek. Służba władzy, służbą Narodowi! Policja będzie mogła zlikwidować patrole terenowe. Żeby rządzić millenialsami wystarczy biurko, net i social media. Jak nie podpierdolą się sami, to zrobią to za nich ziomkowie z otoczenia. A jacy jeszcze będą z tego dumni!...
Odpowiedz"Zorganizowany przez Stasi wewnętrzny aparat represji opierał się przede wszystkim na niesłychanie rozbudowanej siatce agentów-informatorów, często donosy składali na siebie bliscy krewni, sąsiedzi, dozorcy kamienic, a nawet rodzina, w niektórych przypadkach biorąc za to wynagrodzenie. Odpowiednikiem polskiego TW był „tajny współpracownik rozpracowania”, IMB (Inoffizieller Mitarbeiter Bearbeitung)."
Odpowiedz