Janusz "PROFESOR" Oskaldowicz - wywiad z zawodnikiem
„Profesor" jest jednym z tych zawodników, których pamiętamy od zawsze na poznańskim torze.
Imię i nazwisko: Janusz Oskaldowicz
Wiek: 49
Znak zodiaku: Baran
Miejsce urodzenia: Łódź
Przynależność: Automobilklub Wielkopolski
Pojazd: Yamaha, obecnie R1'2007
Ścigacz.pl: Dziękujemy, że zechciał Pan się z nami spotkać. Pierwsze nasuwające się pytanie, dlaczego „Profesor". Skąd wziął się ten skądinąd sympatyczny pseudonim?
Janusz Oskaldowicz: Cóż, przede wszystkim z podeszłego wieku, z siwej głowy oraz oczywiście z dużego zasobu doświadczeń. Ja sądzę, że wzięło się to z całokształtu. Kilka lat temu, kiedy zaczynano tak na mnie mówić, było to bardzo modne. Na każdego, kto miał jakieś doświadczenie w danej branży mówiło się „Profesor". U mnie to wynika pewnie z zasobu wiedzy, jaką posiadam na temat ścigania się motocyklami, przewracania się, łamania kości, latania w powietrzu 200km/h. No i pewnie ten ogromny bagaż doświadczeń, który posiadam spowodował, że tak się to utarło i już pozostało. Z jednej strony jest to bardzo przyjemne, bo symbolizuje szacunek, a z drugiej kojarzy mi się zawsze z jakimś starszym facetem. Pomimo swoich 49 lat, które skończę w marcu, ja czuję się w dalszym ciągu młodym, dynamicznym człowiekiem
Ścigacz.pl: Rok 2005 to powrót na tory wyścigowe po kilkuletniej przerwie. Jak przebiegło to spotkanie?
Janusz Oskaldowicz: Lata lecą bardzo szybko i wydawałoby się, że to tyle czasu, a raptem trzy sezony. Po tak długiej przerwie myślałem, że nie będę w stanie opanować na nowo wyczynowej jazdy. Nie dość, że jako osoba nie ścigająca się traciłem wypracowane bezwarunkowe nawyki, to jeszcze technika i wszystko, co się wokół nas dzieje poszło ogromnie do przodu. Dla mnie było szokiem, że wsiadam na motocykl, jadę tak jak 3-4 sezony temu, a tu się raptem okazuje, że ta moja jazda nie pozwala mi zająć miejsca w pierwszej dziesiątce zawodników, gdzie jeszcze parę lat temu wygrałbym spokojnie. Od nowa trzeba się było uczyć, przystosowywać do nowych warunków. Było bardzo ciężko, ale już teraz osiągnąłem poziom zbliżony do czołówki. Dziwne jest także, że nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć, ale nadal jeżdżę z wyścigu na wyścig coraz szybciej. Wydawało mi się, że już osiągnąłem jakiś poziom i będę się go trzymał, a ja w dalszym ciągu się rozwijam. Trzeba cały czas być młodym, całe życie, wtedy człowiek ma możliwości, aby się uczyć.
Ścigacz.pl: Sezon 2006 upłynął pod znakiem Agip, Yamaha. Jak Pan go wspomina?
Janusz Oskaldowicz: Bardzo dobrze. Tak jak kolejny mniej lub bardziej udany sezon. Pod względem wyników był może przeciętny, ale w związku z tym, że nic złego się nie stało, można go zaliczyć do udanych. Nie było spektakularnych sukcesów, ale samo dojeżdżanie do mety, samo kwalifikowanie się co jakiś czas na pudło, to był taki bodziec, który dalej mobilizuje. Stąd też wynikają moje starania do obecnego sezonu. Tutaj naprawdę będę chciał się napiąć, niestety czas nie jest już moim sprzymierzeńcem, nie wiem jak długo będę się jeszcze ścigał, może jeszcze ten rok, może następny. W związku z tym w obecnym sezonie chcę pojechać naprawdę jak najlepiej. Dlatego przygotowuję się do tego jak najlepiej. Mamy początek lutego, a ja już trenuję kondycyjnie. Nie za mocno, mam w końcu jeszcze trochę czasu, aby to kontynuować. Motocykl jest już przygotowywany. Myślę, że pod koniec marca zacznę treningi już stricte motocyklowe i tak jak mówię, dam z siebie wszystko.
Ścigacz.pl: Właśnie, nadchodzący sezon 2007. Na jakim motocyklu i w jakich barwach?
Janusz Oskaldowicz: Ponieważ przygotowania są już mocno zaawansowane, wiadomo już, że będę startował na motocyklu Yamaha R1. Na pewno z dużymi napisami Yamaha, bo ta firma zawsze mnie bardzo wspierała. Natomiast co będzie pod tą Yamahą, nie mam jeszcze zielonego pojęcia. W naszym motocyklowym środowisku jest jeszcze mało firm zewnętrznych, zainteresowanych sponsoringiem zawodników. W większości są to firmy branżowe. Póki co, żadne rozmowy nie zostały jeszcze zakończone i nadal nie wiem kto pomoże mi w przejechaniu całego tego sezonu.
Ścigacz.pl: Doszły masz słuchy, że rozpoczął Pan budowę większego zespołu wyścigowego. Czy zechciałby Pan przybliżyć nam ten projekt?
Janusz Oskaldowicz: Tak, owszem. Jest przygotowany taki plan, rozpisany program. Zespół początkowo miał się składać z czterech zawodników, został zredukowany do trzech, z nich tzn. w podstawowym składzie miałby wystąpić Alek Dubelski na motocyklu Yamaha w klasie Superstock 1000, Marcin Kałdowski w klasie Stocksport 600 w Mistrzostwach Polski i Mistrzostwach Niemiec i ja w klasie Superbike. Jak na razie niczego nie możemy przesądzać, ponieważ wciąż trwają rozmowy.
Ścigacz.pl: Starty w sezonie 2007 ograniczać się będą tylko do imprez krajowych, czy też planowane są także imprezy międzynarodowe?
Janusz Oskaldowicz: No właśnie. W przypadku realizacji pełnego planu zakładanego przez team wchodzą w to starty w imprezach międzynarodowych. Marcin Kałdowski zakłada starty w pełnym cyklu Mistrzostw Niemiec, które na szczęście nie kolidują z Mistrzostwami Polski, jest tylko jedna runda, która się zazębia. Alek Dubelski w dalszym ciągu ma ambitny plan startów w Mistrzostwach Świata w Endurance. Ja natomiast na pewno chcę startować w jednej eliminacji do Mistrzostw Świata, najprawdopodobniej w Brnie, bo tam mam największe szanse, jak również będę się starał w całym cyklu Alpen Adria Cup, w imprezach, które pokrywają się z Mistrzostwami Czech, Węgier i Słowacji. Tam poziom jest niezwykle wyrównany, całkiem nowi przeciwnicy i znowu się uczę pewnych nawyków, innego stylu jazdy.
Ścigacz.pl: Oprócz Motocyklowych Mistrzostw Polski zainteresował się Pan także wyścigami supermoto, nie mogło umknąć to naszej redakcji. Widzieliśmy Pana chociażby na ostatniej rundzie w Radomiu w sezonie 2006. Jak się Panu jeździło w takiej troszkę innej dyscyplinie?
Janusz Oskaldowicz: Naprawdę fajna zabawa, rewelacyjny sport. Nie można powiedzieć, że występ był udany, bowiem ja to określam mianem całkowitej porażki. Zarówno w pierwszym wyścigu, jak i na drugim wylądowałem na ziemi. Nie jestem przyzwyczajony do takiego połączenia toru asfaltowego z terenem, zwłaszcza, kiedy jedzie się na slickach. Opanowanie motocykla przy takiej jeździe, przy zmiennej nawierzchni jest ogromnie trudne. Wprawdzie prędkości rozwijane na torze są bez porównania mniejsze, ale wszystko dzieje się bardzo szybko. Motocykl jest leciutki, bardzo podatny na wszelkie przesunięcia, zwichrowania. Na motocyklu wyścigowym, który ze mną waży ponad 200 kg, mogę pewnie jechać z prędkością 200km/h i go czuć. Przyspieszam, hamuję i dokładnie wiem, co się z tą maszyną dzieje, to wszystko jest przewidywalne. Taką małą crossówką, kiedy przy 80km/h wjeżdżam na piach i nie mogę jej opanować to, gdzie ona pojedzie, tego nikt nie wie. Jednak w tym roku postanowiłem mocno jeździć przez cały cykl zawodów supermoto, po to aby służyły mi za dodatkowy trening do startu w wyścigach.
Ścigacz.pl: Pana technika jazdy różniła się od tej, którą prezentują zawodnicy wcześniej już jeżdżący w supermoto. Widać było, ze czerpie Pan więcej z wyścigów motocyklowych niż z innych dyscyplin jazdy.
Janusz Oskaldowicz: No właśnie, tu jest ta różnica. To jest kwestia takiego łączonego stylu jazdy. Nie ukrywam, że próbowałem tak jeździć, lecz mój największy problem to było to, co zrobić z tą nogą. Po takiej jednej imprezie, przez dwa tygodnie czułem się jakbym pięć szpagatów zrobił. To co robią ci zawodnicy to masakra. Tak naprawdę to nie ma co z tą nogą zrobić. Dla mnie zawsze istotna była informacja, którą podaje mi motocykl poprzez podnóżki. Ale tak naprawdę to jest kwestia przygotowania i przyzwyczajenia. W tej chwili, w lutym jedziemy już na trening do Hiszpanii po to właśnie, aby pod okiem dobrego angielskiego zawodnika potrenować właśnie jazdę supermoto.
Ścigacz.pl: Budowa motocykla klasy Superbike to bardzo ambitne przedsięwzięcie. Czy odbywało się będzie w Polsce, czy też zleca Pan budowę zewnętrznej firmie?
Janusz Oskaldowicz: Wiele rzeczy przy budowie nowego motocykla robimy sami. Jednak poprawianie osiągów silnika zostanie zlecone firmie zewnętrznej, francuskiej lub niemieckiej, jadnak decyzja nie zostało póki co jeszcze podjęta. Jeśli chodzi o montaż dodatkowych akcesoriów elektronicznych, to będą to rzeczy importowane z zagranicy, natomiast część podzespołów mechanicznych będziemy organizowali we własnym zakresie. Generalnie motocykl jest budowany z dużym zaangażowaniem własnych możliwości.
Ścigacz.pl: Znajdujemy się zasadniczo na terenie warsztatu motocyklowego założonego z myślą także o innych zawodnikach. Czy ma Pan w planach opiekę, pomoc innym ścigającym się zawodnikom?
Janusz Oskaldowicz: Tak. Jednym z zawodników, którym będziemy się opiekowali jest Michał Klejnot, który startował będzie w Wólczanka Yamaha R1 Cup. Wyglądać to będzie tak, że mechanik, a docelowo mechanicy pracować będą zarówno na torze, jak i w warsztacie i będą pomagali w regulacjach, nastawieniach, naprawach motocykli. Natomiast ja będę wykorzystywał swój zasób wiedzy i doświadczenie, które notabene jest coraz większe z wyścigu na wyścig, celem przekazania go zawodnikom, którzy chcą się uczyć, chcą startować. W ten właśnie sposób chcę budować swoją przyszłość, bowiem nie chcę kończyć z wyścigami motocyklowymi. Chcę tam być dostępny, ponieważ niedługo czas już mi nie pozwoli na ciągłe przygotowania i starty, chcę więc coś robić i przeżywać miłe chwile i czerpać z tego satysfakcję.
Ścigacz.pl: W takim razie pozostaje nam tylko życzyć udanych startów w sezonie 2007 i do zobaczenia na torze.
Janusz Oskaldowicz: Dziękuję
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzeNajwieksza frajde z jazdy mia³em w³asnie w brnie scigajac sie z Toba Profesorze!:) Pozdrawiam serdecznie Ten co sie nie chcia³ zgubic;)(wolczanka hyosung cup)
Odpowiedzto wielka postac chcialbym zeby wygral zycze mu tego
Odpowiedz