Jak zmieniło się środowisko skuterów w Polsce
Piątek wieczór. Podjeżdżasz na parking pod marketem. Po lewej stoją dwie zaparkowane Yamahy Aerox. Obydwie w customowych malowaniach i na wydechach Leo Vince ZX. Jedziesz kawałek dalej, gdzie stoi grubo stuningowana Aprilia SR z kierownicą Renthal na tuningowej półce i nieprzepisowo głośnym wydechem Yasuni. Kilka metrów dalej stoi trzech gości, którzy oglądają Suzuki Katanę w biało niebieskim malowaniu, z wielkim napisem "Polini" na bocznych owiewkach. Nagle na parkingu pojawia się czarne Malaguti F12, a jego kierowca wzbija przednie koło w powietrze, krzesząc iskry ze stalowego wheelie bara zamocowanego do zadupka. Tokio? Kalifornia? Nie. Każdy parking pod supermarketem w Polsce 10 lat temu.
Powrót do przeszłości
Kiedy jest mi źle, wracam myślami do czasów, kiedy na ulicach królowały wściekłe, stuningowane dwusuwy. Jasne, w życiu każdego miał miejsce czas, kiedy podprowadzało się z szopy dziadka pordzewiałego Simsona. Wtedy 10 zł wystarczyło, aby być królem świata i zasmakować tej niesamowitej wolności, którą daje prowadzenie jednośladu. Każdy to przeżył i każdy pamięta jak wspaniale się wtedy czuł. Ale prędzej czy później przyszedł w naszych życiach moment, kiedy zostaliśmy wrzuceni w wir wojny Włochów z Japonią. Właśnie wtedy los zapoznał nas z Aprilią, Malaguti, Yamahą, Suzuki i innymi markami, których nazwy wtedy były dla nas równie dziwne i egzotyczne jak to coś z brodą na Eurowizji. Jeśli ktoś bez świadomości tego, co było kiedyś zerknął by dziś na rynek skuterów, po prostu nie uwierzyłby w to, co się działo. Dziś skutery i ich kierowcy nie są wznoszeni na piedestał jakiejś szczególnej sfery społecznej. To po prostu nierozłączny element życia, zupełnie jak przystanki autobusowe, ławki w parkach czy ekspresy do kawy. Kiedyś jeśli miałeś stuningowany skuter byłeś "badass", a starsze panie z dezaprobatą kręciły głową. Oczywiście dziś także po ulicach jeżdżą skutery high performance, ale kiedy już wydaje ci się, że laski na przejściu dla pieszych mają na ciebie ochotę, pojawia się jakiś gość na białej R1 i czar pryska.
Czym się jeździło?
Królowały dwa kraje: Japonia i Włochy. Chińszczyzna dopiero raczkowała i jeśli wtedy pojawiłeś się na czymś w rodzaju Keeway Hurricane, było to równoznaczne z tym jakbyś pojawił się z penisem wymalowanym na twarzy. Moim faworytem była stara Aprilia SR50. Psuła się na potęgę, częściej nie odpalała jak odpalała, lista usterek ciągnęła się w nieskończoność, ale wystarczyło zamontować dobry wydech, kupić sportowy cylinder i założyć lekkie rolki do wariatora, aby z każdych świateł ruszać na jednym kole i robić przykrość innym użytkownikom drogi. Suzuki Katana (nie mylić z usportowioną wersją GSX1100) był czymś w rodzaju egzotycznego fenomenu. Mało kto go widział, mało kto go posiadał, ale kiedy już miałeś okazję ujrzeć go na własne oczy, w biało niebieskim malowaniu, tak bardzo przypominającym GSX-R, pożądałeś go każdą komórką twojego ciała. Ludzie kochali te wściekłe, zwariowane sprzęty spowite aurą egzotycznej ekskluzywności. Kochali Malaguti F12 za jego agresywny design. Kochali Italjet Dragstera za bycie szaloną konstrukcją. Kochali Yamahę Aerox za to, że w umysłach młodych gniewnych była R-Jedynką. Rynek tuningowy kwitnął. Cały dzień latałeś z chłopakami na mieście, wieczorem wracałeś do domu, wchodziłeś w Internet i szukałeś customowych inspiracji. Nie zliczę nocy spędzonych na rozmowach z kumplami na temat tego jaką półkę zamontować, jaką kierownicę założyć i jakie rolki wsadzić do wariatora. Byliśmy wtedy naprawdę napędzani pasją.
Kolekcjoner dobrych chwil
Moja Aprilia była naprawdę paskudnie psującym się sprzętem. Codziennie zaskakiwała mnie nowym sposobem, w który może się popsuć. Pchałem ją niezliczoną ilość razy, podobnie jak niezliczoną ilość razy słyszałem od sąsiadów, żebym zgasił ten złom, bo spadają im lampy z sufitu. Kiedyś odpadł w niej kickstarter i dowiedziałem się o tym dopiero na parkingu. Telefon do kumpla. Za 30 min wracaliśmy do domu ze skuterem wpakowanym do bagażnika Astry 2 Kombi. Takich wspomnień nie kupisz na Allegro. Pewnego razu skuter wymyślił kolejny sposób na to, aby nie odpalić. Rozebraliśmy go, poskładaliśmy, nie odpalał, znowu rozebraliśmy. Dwa dni później z pomocą boskiej interwencji udało się odpalić tą włoską prima balerinę. Była sobota, za pół godziny miał się zacząć zlot na który miało przyjechać kilkadziesiąt sprzętów. Kto by zawracał sobie głowę skręcaniem plastików. Ta żałosna, opłakana, żenująca maszyna dojechała na miejsce bez plastików, lamp i kierunkowskazów, z prędkością 15 km/h i z ręką na sercu mogę przyznać, że to była najlepsza przejażdżka w moim życiu. O to właśnie chodziło wtedy w skuterach. Dostarczały ci emocji, których wcześniej nie znałeś, a których później tak bardzo potrzebowałeś.
New World Order
To, co się stało było rewolucją. Rynek nie tylko się zmienił. On odwrócił się do góry nogami. Podobnie było z telefonami komórkowymi. Kiedyś tylko członkowie Yakuzy, gangsterzy, potentaci paliwowi i Jan Kulczyk taszczyli ze sobą gigantyczne aparaty przypominające mikrofalówki i nie do pomyślenia było, że kilkanaście lat później twoja siostra będzie grała w Angry Birds na smartfonie, który dla ciebie w jej wieku był science-fiction. Chińskie motorowery, które w czasach panowania Włoch i Japonii były wyśmiewane powoli zaczęły przejmować rynek. Podstawą sukcesu było to, że otwarły drzwi nowych możliwości nie dla maniaków motoryzacji, młodych gniewnych, którzy podlewali swoją pasję benzyną bezołowiową, ale dla normalnych ludzi. Skuter kupił sobie dziadek, który we wtorek o 9 rano jedzie na ryby. Skuter kupił sobie właściciel niewielkiego gospodarstwa. Kupiła go sobie też sekretarka w twojej szkole, która chce zaoszczędzić na dojazdach do pracy, a twój listonosz prawdopodobnie rozwozi listy Rometem Routerem. Skutery nie tylko przestały być produktem niszowym. Na stałe wgryzły się w strukturę życia codziennego i z zabawek stały się narzędziami. Nadal widzę na ulicach customowe wynalazki i stuningowane motorowery klasy 50cc z manualną skrzynią biegów, podobnie jak nadal widzę kozacko zmodyfikowane Aeroxy. Jednak czuję wtedy nie to niesamowite braterstwo i poczucie przynależności do pewnej grupy, ale przejmujące uczucie nostalgii. Zupełnie takie samo, jakie czuje staruszek, który widzi odrestaurowaną WSK-ę. Po prostu wiesz, że świat się zmienił, ale na chwilę przenosisz się do innych czasów.
Co dalej?
Kiedy przypomnimy sobie czasy słodkiej młodości, bycia nastoletnim wariatem, czasy tankowania za 20 zł i jazdy cały tydzień, czasy spędzone w garażach i niekończące się rozmowy o motocyklowych planach, jasne, można zatęsknić, ale jest pod tą całą warstwą nostalgii kryje się coś naprawdę pozytywnego. Jednośladami jeździ coraz więcej ludzi. Nowak i Kowalski zrozumieli, że za śmieszne pieniądze mogą kupić 50-tkę i za jeszcze śmieszniejsze pieniądze dojechać do pracy, machając jednocześnie z politowaniem nieszczęśnikom smażącym się w korkach. Polska jest jeszcze daleko w tyle za europejskimi metropoliami, ale idziemy w bardzo dobrym kierunku, zwłaszcza, że władze, o dziwo idą nam na rękę i umożliwiają prowadzenie mocniejszych jednośladów na prawko B. Prawdą jest też, że kiedy pada, w samochodzie jest przyjemniej i możesz sobie słuchać Donatana, ale nikt, wliczając w to księgowych, komorników, urzędników pocztowych i grabarzy nie wmówi mi, że jadąc czymkolwiek co ma dwa koła nie ma dobrego humoru.
Komentarze 21
Pokaż wszystkie komentarzeA Maxiskutery? Skutery to nie tylko 50-tki po tuningu lub bez, nie tylko 125 na prawko B. Zwróćcie uwagę ile pojawiło się ostatnio maxi - szczególnie w większych miastach. Od kilku lat jestem ...
OdpowiedzCo prawda mam 17 lat ale dla mnie zbytnio się nie zmieniło, oprócz sprzętu. Yamaha Aerox, Aprilia SR50 to tak naprawdę skutery dla dzisiejszej młodzieży jak ja, ale akurat ja jeżdżę Simsonem S51 ...
OdpowiedzTuning skutera- hmm, komu to potrzebne? W dobie możliwości kupna często za niewielkie pieniądze wszystkiego wg potrzeb wydaje się czymś nieracjonalnym i nieopłacalnym, Po co pakować pieniądze do ...
OdpowiedzTiaa, łza sie w oku kreci na wspomnienie...Ale ja pamiętam jeszcze starsze czasy...Komarka na pedały stojącego na strychu po tym jak się Ojcu zapalił w czasie jazdy i łomot jaki dostałem po tym jak...
OdpowiedzJa uważam zupełnie odwrotnie - a że sam posiadałem Jawkę to mam porównanie - otóż nie ma gorszych sprzętów niż z tamtego okresu... Te złomy psuły się nawet jak nikt ich nie używał, tłoki puchły, biegi wyskakiwały, kopka miała ukruszone zęby i łapała raz na jakiś czas, linki były powiązane na słowo honoru, z tłumika ciekł olej, z silnika także.... To był po prostu rozpier..ol - ja z chęcią wymieniłem ten stary złom na włoski skuter - ten przynajmniej dojedzie :D I nie trzeba się pieprzyć z biegami w mieście, szukać luzu na światłach itd, a jak się zepsuje to można to oddać do mechanika i mieć gwarancję na naprawę. Sorry ale dzisiejsze sprzęty o małej pojemności biją na głowę sprzęty z epoki :D
OdpowiedzSzanowny Kolego ja nie twierdzę że nowe jest złe, ale to dzięki staremu jest co wspominać :). Teraz się wsiada i jedzie, kiedyś się wsiadało,a z jazdą bywało różnie. Zawsze były emocje- zapali albo i nie, dojedzie albo i nie... A te rozmowy w garażach jak co naprawić, skąd wziąć części i kto skąd pchał nocą i w deszczu - to właśnie są bezcenne wspomnienia z tamtych lat...
OdpowiedzZaobserwowałem w tej dyskusji podział komentujących na dwie grupy. Jedni, którzy patrzą na to wszystko ze strony praktycznej, ekonomicznej itd. tzn. że ma służyć na dojazdy do konkretnego celu, bezawaryjnie, szybko, dynamicznie, ekonomicznie, jednocześnie negatywnie krytykują tuningi i ten cały temat, jako pasja ludzi i dobre wspomnienia. Dla tej grupy tuning jest bez sensu, wszystko ma być oryginalne i ma się tym jeździć sprawnie do pracy. Natomiast druga grupa nie traktuje tych pojazdów jako środek do przemieszczania się, tylko jest to przedmiot ich zainteresowania. I Ci ludzie do pracy poruszają się swoimi autami czy nawet swoimi DRUGIMI motorowerami w pełnej serii, a wg mnie w tym temacie mowa jest o tych pierwszych, czyli nie służących jako środek transportu, ale jako coś innego. Przykład, jest dość znany chłopak w świecie tuningu skuterów. Jego skuter cały czas stoi w garażu (nie naprawia go, a tylko chyba myje). Ale nie jeździ nim, bo on służy do pokazywania się nim na różnych konkursach lub imprezach typu customshow - ten skuter, w którego wpakował dziesiątki tysiecy dla pierwszej wymienionej przeze mnie grupy jest idiotyzmem, ale nie... on na co dzień, do pracy jeździ sobie drugim, normalnym motocyklem, a na zimę ma samochód. I dyskusja pomiędzy tymi dwiema grupami jest bez sensu, bo każda ma inne przekonania i mentalność. Jedni traktują to jako pasję (nocna usterka w trasie to dla nich fantastyczna przygoda, coś, co będą wspominać), a drudzy chcą po prostu mieć to do przemieszczania się z pkt. A do B. Należę do tej drugiej grupy. Lubię grzebać, lubię się bawić, lubię mieć potem satysfakcję ze swoich osiągów, skuterem po tuningu też robiłem wakacyjne trasy, ale prawdziwym moim pojazdem na co dzień, którym się przemieszczam nie z pasji, a z konieczności jest samochód lub drugi motocykl, ewentualnie rower ;)
OdpowiedzAprilia SR50\'95 - stuningowana-wariator i sprzegło MALOSSI, wydech jakiś hiszpański tuning do osiemdziesiątki, o bebechach tj cylinder po maksymalnej liczbie szlifów nie wspominając, bo to był ...
Odpowiedz"nie wmówi mi, że jadąc czymkolwiek co ma dwa koła nie ma dobrego humoru." - tutaj wmówię to ja i każdy kto z markowego skutera musiał się przesiąść na coś co się nazywa Zipp Vapor, Router, Jack ...
Odpowiedz