Jacek Czachor i Kuba Przygoński - od Komara po Rajd Dakar
Dla Czachora motocykle to „typowa zajawka osiedlowa”, Przygoński miał już trochę inaczej. Czyli rozmawiamy o tym, jak Jacek i Kuba zarazili się rajdami, a później trafili do Dakaru
Dla Jacka Czachora motocykle to „typowa zajawka osiedlowa”. Była połowa lat osiemdziesiątych, a na ulicach królowały takie sprzęty jak Ural, Komar, bądź inne wynalazki techniki PRL. Kuba Przygoński miał już trochę inaczej. Pasją do motocykli zaraził go dziadek. Teraz obaj reprezentanci Orlen Team zaliczani są do ścisłej światowej czołówki zawodników rajdu Dakar.
Jacek jak to się wszystko zaczęło, kiedy narodziła się w Twej głowie myśl, by zostać zawodnikiem?
Jacek Czachor: Wszyscy na osiedlu jeździli na motocyklach. Były to dziwne, stare sprzęty, które już są rzadko spotykane: Urale, Jawy, WSKi… Przychodziłem na parking osiedlowy, a tam był jeden wielki warsztat, nie było chwili by ktoś czegoś nie naprawiał. Kupiłem Komara, nie było tygodnia by się nie psuł, na szczęście to łatwa w naprawie konstrukcja. Zakładaliśmy wszystkie części, które były akurat dostępne. Czasem zupełnie nie pasowały i tylko na chwilę eliminowały awarię. Później ojciec kupił mi motorynkę i to już była inna liga. Tak jeździłem przez jakiś czas, aż w końcu zrodziła się idea żeby zapisać się do Pałacu Młodzieży. Było tam bardzo dużo młodych ludzi, była hala i odpowiedni nauczyciele, którzy nauczyli mnie budowy silnika. Klub miał na wyposażeniu motorowery - Jawy Mustang. Zostałem dostrzeżony i dostałem go na własny użytek, chwilę później otrzymałem nowiutkiego Simsona i byłem jedną z pierwszych i nielicznych osób w Polsce, które miały taki sprzęt. Pewnie bym pozostał na szosie gdyby nie wypadek...
Wypadek?
Jacek Czachor: Tak, jechałem z kolegą motorowerem jako pasażer. Skakaliśmy nim wcześniej na górkach, później wyjechaliśmy na drogę. Coś się musiało zepsuć w przednim zawieszeniu, zacięło się przednie koło i przeleciałem przez kierownicę. Oczywiście wówczas się nie jeździło w kasku. Uderzyłem głową w asfalt, połamałem szczękę i miałem kilka przycierek. Przeleżałem miesiąc w szpitalu. Wtedy przyszła do mnie w odwiedziny pełna troski mama i zapytała, czy nadal będę jeździł. U mnie w głowie zapadła już decyzja – ulica jest zbyt niebezpieczna, ale chciałem jeździć w terenie, gdzie więcej rzeczy jest zależna od samego kierowcy. Wówczas w klubie był już nakaz jazdy w kasku, też się do niego szybko przekonałem i stał się on nieodłącznym elementem mojej motocyklowej zbroi.
Kuba, Twoja przygoda to chyba zupełnie inna bajka, osadzona w innych realiach?
Kuba Przygoński: Od najmłodszych lat pasją do motoryzacji zarażał mnie dziadek. Od niego dostałem pierwszy motocykl. Był to Kawasaki KX80 – mała crossówka, dwusuw. Był 98 rok i odtąd można datować w moim przypadku początek profesjonalnego sportu motocyklowego. Wcześniej miałem oczywiście jakieś motorynki i inne wynalazki z silnikami spalinowymi, ale to jeszcze nie był sport.
I jak trafiłeś do rajdów?
Kuba Przygoński: W zawodach zacząłem brać udział bardzo szybko. W każdy weekend startowałem albo w mistrzostwach polski w motocrossie, albo enduro. Cały czas byłem w trybie rywalizacji. Musiałem ścigać się i zwyciężać, było mi to po prostu potrzebne. W ten sposób zdobyłem kilka tytułów mistrza i wicemistrza Polski i kilka pucharów. Kosztowało mnie to bardzo dużo poświęcenia. Od kilkunastu lat jestem w ciągłym rytmie - nie przeczę, lubię to, ale bywa też ciężko. Codziennie trenuję, jeżdżę na motocyklu, biegam, pływam i poświęcam wszystko, by osiągać wyniki.
Jacek, a Ty ze szpitala, jak tylko zrosła Ci się szczęka, przeniosłeś się na trasy Dakaru?
Jacek Czachor: Nie tak od razu i włożyłem w to bardzo dużo pracy, i to nie tylko tej sportowej. W 82 roku zacząłem starty w motocrossie w klasie 50 cc. Później był trochę większy sprzęt 125 cc. Problem polegał na tym, że w Warszawie nie było toru motocrossowego. Bardziej zaczęły kręcić mnie rajdy. Skoncentrowałem się na nich, uprawiając przez pewien czas równolegle i motocross, i rajdy enduro. W enduro robiłem szybko postępy, zacząłem jeździć w sześciodniówkach motocyklowych i startować we wszystkich eliminacjach Mistrzostw Polski. Przez to rozwijałem się w tej dziedzinie i zdobywałem tytuły: dwa tytuły mistrzowskie w sześciodniówkach i kilka wicemistrzowskich. W 95 roku sytuacja życiowa zmusiła mnie bym intensywnie poświęcił się pracy. W 98 roku zrodziła się w mojej głowie myśl o Dakarze. Miałem już wówczas całkiem dobrze płatną posadę w firmie poligraficznej, jednak motocykle zwyciężyły. Rzuciłem tą pracę i przeszedłem do zawodu, w którym miałem bieżący kontakt z motocyklami. W nowej firmie dostałem motocykl i wróciłem do zawodów. Na 10 eliminacji w rajdach enduro, wygrałem 8 i już bardzo poważnie zacząłem myśleć o Dakarze. Pod koniec roku pojechałem zobaczyć, jak wygląda ta impreza i zacząłem poznawać ludzi. Wówczas rozmawiałem z najlepszymi, ale również z zawodnikami z tyłu stawki. Wiedziałem, że tego sportu trzeba się od początku nauczyć, zbudować zespół i infrastrukturę. Musiałem więc podglądać ludzi z pasją i determinacją, a nie tych, za którymi stały olbrzymie budżety. Tak się rozpoczęła moja przygoda. Dzięki uporowi udało mi się pozyskać sponsora, firmę PKN Orlen, która wspiera mnie cały czas. Wspólnie ze sponsorem i Markiem Dąbrowskim sukcesywnie uczyliśmy się na własnych doświadczeniach i zaczęliśmy budować Orlen Team - zespół, który ma dziś uznanie na arenie międzynarodowej.
Kuba, a skąd Ty się wziąłeś w Orlen Teamie?
Kuba Przygoński: W zasadzie dzięki Jackowi. Mój dziadek od początku chciał, bym otaczał się najlepszymi nauczycielami. Poznał mnie z Jackiem w 99 roku, kiedy on dopiero zaczynał myśleć o rywalizacji w rajdzie Dakar. Był już wówczas ikoną polskiego motocrossu i enduro. Jacek wrzucił mnie od razu na głęboką wodę. Kazał wyrobić licencję do Mistrzostw Polski i startować w zawodach. Początki były bardzo ciężkie czasem zamykałem stawkę na zawodach. Przez cały czas Jacek mi jednak towarzyszył, aż do momentu kiedy zobaczył, że naprawdę dobrze sobie radzę. Ja trenowałem wówczas bardzo dużo i byłem w prawdziwym rytmie sportowym. Ponownie nasze drogi zeszły się cztery lata temu i wówczas Jacek przekazał mi bakcyla Dakaru. Zacząłem osiągać wyniki w rajdach terenowych Cross Country i tak stałem się zawodnikiem Orlen Team.
Zapewne wielu chciałby iść w Wasze ślady. Co poradzicie zawodnikom, którzy mają podobne marzenia jak Wy?
Jacek Czachor: Każdy i zawsze może zacząć jeździć na motocyklu. Aby jednak stać się dobrym zawodnikiem, potrzebne jest przede wszystkim wsparcie rodziców. Zarówno finansowe, jak i to mentalne. Rodzice muszą mieć świadomość, że ich dziecko uprawia niebezpieczną dyscyplinę i powinni je w tym wspierać. Każdemu radzę by ciężko ćwiczyć, trenować, budować relacje z ludźmi, którzy są w tym sporcie od lat i mają odpowiednią wiedzę oraz nigdy się nie poddawać. Jeśli motocykl jest twoją pasją i chcesz osiągnąć sukces, musisz włożyć w to dużo energii i determinacji, a przede wszystkim mieć pokorę do sprzętu.
Kuba Przygoński: Już siedmiolatka trzeba zarazić pasją motocyklową, by mógł wygrywać jako dwudziestolatek na arenie międzynarodowej. Teraz wszystko poszło tak szybko na przód, że trzeba zaczynać jak najwcześniej. Przede wszystkim potrzeba wytrwałości w przekonaniu o słuszności swoich dążeń. W tym sporcie zdarzają się kontuzje, które bolą. Podczas zawodów czasem świeci upalne słońce, czasem pada deszcz, więc jeśli nie ma hartu ducha i determinacji wówczas ciężko będzie osiągnąć sukces.
Namawiam każdego by kupował lekki motocykl terenowy i bawił się nim w terenie. To fantastyczna zabawa, a przede wszystkim bardzo kondycyjny sport pozwalający zachować dobrą formę. Z motocyklem crossowym można spędzać każdą wolną chwilę i każda z nich będzie pasjonująca. Należy pamiętać jednak, by mieć zawsze respekt do maszyny i dbać o bezpieczeństwo. Zawsze zakładać pełen kombinezon, komplet ochraniaczy i nie przeceniać swoich możliwości.
|
Komentarze 3
Pokaż wszystkie komentarzetak, szkoda, że zabrakło Marka
Odpowiedztak pokrotce przeszlosc zawodnikow.Jacek-ciezka praca i wyzeczenia,Kuba-kasa
Odpowiedzmoże i kasa, ale talent ma chlopak wielki do tego!
OdpowiedzA Marek Dąbrowski? Rozmowa z nim też się powinna tu znaleźć moim zdaniem.
Odpowiedz