Inauguracyjny zlot YAMAHA XJR CLUB PL
Polscy fani XJR doczekali się pierwszego spotkania klubowego. Zaklinanie pogody przyniosło spodziewane efekty i uczestnicy spędzili wspólnie dwa dni w bardzo klubowej atmosferze. Początek Zaczęło się na początku grudnia 2007 - wtedy został założony portal yamahaxjrclub.pl (o czym Was informowaliśmy). Inicjatywa była w stu procentach prywatna, po prostu znalazł się jeden odważny, który wiedzy technicznej w tematach internetowych miał mało, ale za to dużo chęci i zbożny cel. Jarek - bo o nim mowa - jeździł trzy lata na Yamaha XT i z niej właśnie przesiadł się na XJR1300. Wrażenie chyba było... znaczące, skoro postanowił coś zrobić dla polskiego światka motocyklowego i spróbować skupić właścicieli i fanów XJR. Tak więc skontaktował się z kumplem, który dla odmiany co nieco o Internecie wiedział i nie bez problemów uruchomili portal. Nie będę pisał, co w nim można znaleźć, bo to możecie sami sprawdzić. Dość powiedzieć, że od połowy grudnia do początku maja liczba jego użytkowników wyniosła ponad 100, z czego większość to posiadacze XJR. A że ludzie z natury mają ta cechę, że lubią gadać ze sobą twarzą w twarz, stąd więc szybko okazało się, że kontakty via forum to za mało. I już w styczniu Jarek rzucił myśl: A może zrobimy zlot? Jak nietrudno się domyśleć, większość natychmiast podchwyciła temat. Ustalono termin na 18-20 kwietna (aby uniknąć obłędu majowego weekendu), a na miejsce Ośrodek Wypoczynkowo-Żeglarski RAFA w Kościankach koło Turku. Dlaczego tam? Primo: miała być jakaś woda - jezioro, ewentualnie inny zbiornik nadający się do moczenia odnóży, tudzież reszty części ciała swojego, bądź innych. Warunek został spełniony w postaci zbiornika retencyjnego Jeziorsko, o którym później. Secundo: wszystkim uczestnikom zlotu najbardziej pasowały wielkopolskie okolice, ze względu na odległości do pokonania. Trasy zlotowe liczyły od 70 (Łódź) do ponad 400 km (Gdynia), tak więc generalnie wszyscy mogli dojechać z prędkościami spokojnie-podróżnymi w rozsądnym czasie. Tertio: zaplecze dla zlotowiczów w środki „ogólnooszałamiające" miały być pod ręką, najlepiej na terenie zlotu. Warunek spełniony w 100%. Quatro: stosunek ceny do jakości miał nie zabijać - nie zabił. Jarek, jako organizator dokonał inspekcji wybranego ośrodka, zdał relację na forum, po czym zostało już tylko zarezerwowanie noclegów, co uczynił. Jedziemy W piątek osiemnastego pogoda dopisała, więc od wczesnego poranka można było zająć się przygotowaniem sprzętów do drogi. Standardowe pucowanie, smarowanie łańcucha, sprawdzenie ciśnienia w oponach, stanu oleju, świateł, itp. Po wymianie żarówki, spakowaniu się, pozostało oczekiwanie na brakujących uczestników podróży. W międzyczasie okazało się, że z Warszawy pojedziemy dwiema grupkami: dwóch z nas wystartowało wcześniej drogą katowicką i dalej przez Rawę Mazowiecką, a pozostałych trzech zdecydowało się na trasę bardziej bezpośrednią: Leszno, Sochaczew, Łowicz, Łęczyca i Poddębice. Założenie przejazdu było proste: w piątkowe popołudnie, po całym tygodniu pracy jedziemy dla czystego relaksu. Bez napinania się i bicia rekordów. Plan zakładał wyjechanie około 16.00 i dotarcie na miejsce przed 19.00. Oczywiście plan wziął w łeb, gdy okazało się, że w ramach sprawdzania motocykla autor niniejszych wypocin zapomniał skontrolować stan klocków hamulcowych. Klocki odpłaciły mu pięknym za nadobne i zaczęły protestować jeszcze przed wyjechaniem z miasta - na szczęście. Szybki telefon do ekipy remontowej i po godzinnej obsuwie byliśmy w trasie. Założenia planu pozostawały dalej aktualne: relaks, relaks i jeszcze raz relaks. Podróżowaliśmy więc sobie spokojnie przez ziemie mazowieckie, nie niepokojeni przez natrętnych puszkarzy. Udało się to głównie za sprawą wyboru trasy. Dzięki odpuszczeniu sobie klasycznego wyjazdu w stronę Poznania, uniknęliśmy przepychania się w wiecznym korku przez Ożarów Mazowiecki oraz Błonie. Korek dla motocykla problemem niby nie jest, ale po co ciągle pedałować biegami i ściskać klamkę sprzęgła? Tak więc trasa powiodła nieco bokiem i bezproblemowo dotarliśmy do zapory na zbiorniku Jeziorsko, czyli byliśmy rzut beretem od mety. I tu zaczęła się bardziej rozrywkowa część przejazdu, ponieważ droga do ośrodka okazała się bardzo piaszczysta, a jak wiadomo XJR z supermoto czy enduro ma mało wspólnego, więc przez chwilę potańczyliśmy na podnóżkach. Po paru uślizgach dotarliśmy do ośrodka gdzie.. Impreza ...już trwała. Szybciutko ogarnęliśmy motocykle i siebie i pocwałowaliśmy przywitać się z załogą. Witania dużo nie było, bo na miejsce dotarło około 30 osób, ale za to z dopasowywania nicków forumowych do konkretnych osób była kupa śmiechu. Locum imprezowe zostało wybrane idealnie: ognisko pod drewnianą wiatą nad brzegiem jeziora, w pewnym oddaleniu od innych zabudowań. Po wyrównaniu płynów ustrojowych, języki się rozwiązały i - jak można było przypuszczać - świat okazał się malutki, ponieważ zlotowicze szybko odnaleźli wspólnych znajomych, odwiedzane miejsca, imprezy, czy wręcz znane sprzęty. Wiek rozmówców oscylował w tych samych okolicach, zainteresowania oczywiście też, tak więc zabawa potrwała do późnych godzin nocnych. Jak to zwykle w przypadku spotkań motocyklowej braci... Poranek okazał się...ciężki dla niektórych. Na tyle nawet, że czasami trzeba było pokonać olbrzymi dystans 100 m od domku do umywalni... motocyklem. Pomimo wcześniejszych obaw, pogoda znowu dopisała i dobrych humorów nie zdołały zakłócić ani podkute buty baraszkujących stonóg po wnętrzach głów, ani pani kucharka, która postanowiła nas przetrzymać nieco z podaniem śniadania. Sytuacje uratował jeden z najbardziej lotnych uczestników spotkania, który przyjechał właśnie w tym czasie, przywożąc pudło świeżych bułek i kolejne materiały pędne. Tak więc śniadanko przeciągnęło się w czasie do godzin przedpołudniowych, było suto zakrapiane... kawą w odmianach najmocniejszych oraz obfitowało w dyskusje, znowu głównie na temat sprzętów. Teraz wreszcie można było obejrzeć wszystkie motocykle, pogadać o wydechach, oponach, szybach, kierownicach i wszystkich-innych-gadżetach-kręcących-prawdziwych-facetów. Pewną sensację wzbudził pojazd (bo quad to za dużo powiedziane) produkcji bardzo lokalnej, służący do transportu łodzi (vide zdjęcia). Po bliższych oględzinach i odszukaniu w jego konstrukcji śladów kilku samochodów okazało się, że jego bazą został silnik i skrzynia biegów od... Fiata 126p. Polak potrafi. Aby trochę rozruszać ekipę, rzucono hasło: no to robimy zdjęcie zlotowe. Zadziałało - wszyscy nagle zmaterializowali swoje maszyny nad brzegiem jeziora. Wyszło bardzo w porządku, co sami możecie sprawdzić. Następnym pomysłem była oczywiście zlotowa przejażdżka, na którą pojechała większość zlotowiczów z wyjątkami tych, co to jeszcze nie byli w stanie. Próba okrążenia zbiornika Jeziorsko zakończyła się fiaskiem - enduraki dałyby może radę, ale XJR niekoniecznie. Tak więc powoli lansując się w przyjemnym słonku i poprzez malownicze wielkopolskie krajobrazy, wycieczka dotarła do Turku. Towarzystwo wciągnęło lody, po czym nieśpiesznie pojechało obejrzeć pobliską zaporę. A jest co oglądać, bo dzięki niej powstał w latach osiemdziesiątych największy zbiornik wodny w łódzkim (42,3 km kwadratowego powierzchni). Spiętrzenie wód Warty pozwoliło na uruchomienie elektrowni wodnej, nawadnianie okolicznych terenów rolnych oraz wyregulowanie przepływu samej rzeki. No i oczywiście należy dodać do tego funkcje rekreacyjne, czego dowodem są ośrodki zlokalizowane na brzegach. Po "zaporowej" sesji zdjęciowej radosna grupa powróciła do ośrodka i tu nastąpiła mała niespodzianka: na parkingu znalazły się dwie Yamahy - Virago 250 i stara, ale nieźle utrzymana XS1100. Kolejne dyskusje jakie, kto i kiedy miał sprzęty i dlaczego. Po miłej rozmowie z właścicielami i pożegnaniu się ekipa kontynuowała spotkanie w tradycyjnie zlotowy sposób: ognisko + kiełbacha + wiecie-co + jak zwykle rozmowy do rana. Grono imprezowiczów, pomimo znacznego zróżnicowania zawodowego, (od handlowca geosyntetykami, przedstawiciela spółki miejskiej, producenta kominków, do administratora sieci rozległej) potwierdziło jeszcze raz opinię na temat XJR: duża bryka dla dużych facetów po trzydziestce, którzy najczęściej mają już pewien staż "jednośladowy" i wiedzą, czego chcą. Nie jest to motocykl bez wad - daleko mu do najnowszych rozwiązań zawieszenia, czy silnika, ale ma to COŚ. Jest to jeden z nielicznych jeszcze produkowanych motocykli, które można podciągnąć do klasy dużych Universal Japan Motorcycle (UJM). W czasie sesji nocnej ponownie dojechało kilku motonitów - posiedzieli, pogadali i pojechali. Jak to na zlotach bywa. A imprezka zakończyła się tym razem nieco wcześniej, bo w perspektywie najbliższego poranka wszyscy mieli... Powroty ...tak więc trzeba było zachować wstrzemięźliwość w spożyciu. Nie wszystkim się udało - niektórzy musieli czekać do godzin popołudniowych, ale większości udało się wystartować przed południem. Oczywiście po zbiorowym śniadaniu i litrach kawy. Wykluły się przy tym nieśmiałe plany następnego spotkania, które wkrótce przerodziły się w pewność, że jeszcze w tym roku należy się gromadnie spotkać. Nasz mały team warszawski skurczył się do dwóch osób i zadecydowaliśmy o małej zmianie trasy: w Sochaczewie odbiliśmy na Wyszogród, a później poruszaliśmy się drogą 575 na Kazuń i bezpośrednio na Warszawę. Bardzo sympatyczna trasa, szczególnie w rejonach Puszczy Kampinoskiej, nadaje się na małe wycieczki na dwóch kółkach. Ruch tu jest nieduży, drogi niezłe i tak naprawdę to należy tylko uważać na "tradycyjne przeszkody wiejskie" w postaci rowerzystów (w różnym stanie skupienia) oraz inwentarz żywy, który rzadko stosuje się do kodeksu drogowego. Za to widoki mijanych terenów są bardzo przyjemne i naprawdę sprzyjają odreagowaniu cotygodniowego "miejskiego obłędu". W domach zameldowaliśmy się około godziny trzynastej, kończąc tym samym zlotową przygodę. Konkluzja Spotkanie nie miało charakteru "rasowo" zlotowego - nie było konkursów i innych tradycyjnych zabaw. Ale i jego cele były inne: przede wszystkim chodziło o poznanie się nawzajem, zobaczenie, jak wygląda "ten z drugiej strony ekranu". Suche linijki tekstu czytanego "gdzieś-tam" w Internecie nigdy nie zastąpią rozmów twarzą w twarz i emocji wyrażanych na żywo. Udało się świetnie: wszyscy byli zadowoleni, zarówno z towarzystwa (pomimo skromnej ilości uczestników), jak i lokalizacji. Dowodem na to może być chociażby fakt, że niektórzy zlotowicze poczynili wspólne plany następnych wypadów, które już (w momencie publikacji tego tekstu) zostały zrealizowane. Jarek, gratulujemy Ci chęci i wytrwałości w realizacji zlotu. Mamy nadzieję, że na następny nie trzeba będzie długo czekać i odbędzie się on w większym gronie i w równie przyjemnej atmosferze. Dziękujemy za udostępnienie zdjęć Sylwestrowi Zeleskiemu i Jarosławowi Błaszczykowi. |
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeZajebiste tre¶ci YAMAHA !!!
Odpowiedz