Impreza w wielkim stylu. Red Bull 111 Megawatt okiem zawodniczki
The World Enduro Super Series to cykl zrzeszający największe imprezy hard enduro na świecie. Redbull 111 Megawatt, stworzony przez samego Tadka Błażusiaka, to piąta impreza z serii 2018.
Niestety, poprzednie rundy nie były szczęśliwe dla naszego mistrza, któremu, pomimo zaciętej walki, nie udało się do tej pory stanąć na podium, a w klasyfikacji generalnej uplasował się najwyżej na 8 pozycji. Pomimo tego w kopalni w Bełchatowie pojawiły się tłumy - każdy chciał kibicować naszemu rodakowi i zagrzewać go do walki z najlepszymi zawodnikami na świecie. Taddy nie zawiódł swoich fanów i dostarczył maksimum sportowych emocji.
Pomimo upadku i urazu w pierwszym dniu, podczas kwalifikacji, Tadek zdecydował się na start w wyścigu głównym. Jak sam powiedział, nie nastawiał się na zwycięstwo ze względu na ból, który mógł go ograniczać podczas rywalizacji. Dla kibiców jego dobry start także stał pod znakiem zapytania. W końcu widzieliśmy jak musiał zwolnić po kraksie w drugim przejeździe kwalifikacyjnym…
Tym większe było zdziwienie jak z piątej pozycji wywalczonej pierwszego dnia wspiął się na sam szczyt w wyścigu głównym i walczył o najwyższe miejsce na podium. Nie mogło jednak być zbyt łatwo, kolejka do podium z roku na rok jest coraz dłuższa, a przeciwnicy są coraz bardziej zawzięci.
Walka między Tadkiem i Jonnym Walkerem toczyła się z różnicami rzędu 30 sekund. Fani szaleli i nawet na chwilę nie spuszczali z oczu tablic z wynikami. W międzyczasie Jonny rozbił się na trasie i trafił z kontuzją na stół operacyjny. A Tadka wyprzedził Wade Young, który finalnie wygrał z dwiema minutami przewagi, a Tadek do mety dojechał drugi czując na karku oddech Billy'ego Bolta.
Megawatt dla kibiców
Po raz pierwszy miałam przyjemność uczestniczyć w imprezie jako kibic, nie zaś, jak zwykle, jako zawodnik. Start był zawsze dla mnie czymś szalenie emocjonującym i zajmującym. Nawet zdążyłam pomyśleć, że nie warto jechać na taką imprezę, żeby tylko popatrzeć. Na Megawacie nie da się tylko patrzeć. Jest to jedna z tych imprez, w którą się wsiąka i którą się żyje.
Przede wszystkim oczywiście ze względu na Tadka i coraz silniejszą Polską reprezentację hard enduro, ale nie tylko. Impreza ta jest świetnie zorganizowana dla kibiców. Red Bull to gwarancja obecności czołowych zawodników ze świata, ale również najlepszej ekipy przy organizacji. Oni po prostu czują ten klimat i robią to co potrafią najlepiej.
Rywalizacja na trasie nakręca kibiców do czerwoności, a świetna oprawa i organizacja strefy kibica czynią Megawatt imprezą nie tylko dla motocyklowych zapaleńców, ale także dla całych rodzin. Klimat na trybunach wśród kibiców niemal dorównuje temu w padoku. Tłumy zjednoczone w sportowych emocjach, nieustający doping i gwar, świetna muzyka, wystawcy i foodtrucki.
Megawatt dla mniej doświadczonych
Pierwszy dzień nie był łaskawy dla riderów. Tegoroczna trasa enduro cross nie tylko zaskoczyła swoją długością, ale także rodzajem przeszkód. Zabrakło mega trudnych rur, które do tej pory były wizytówką imprezy. W ich miejsce natomiast pojawiły się niespotykane wcześniej w kopalni elementy. Sekcja enduro cross została wzbogacona o niemały podjazd i chicken line dla tych, którzy obawiają się wysokości. To wszystko jednak zrobiło wrażenie jedynie na amatorach.
Czołówka pokonywała trasę sprawiając wrażenie jakby głęboki piach przed przeszkodami nie istniał, a w czołówce nie zabrakło naszych rodaków. Niemałym zaskoczeniem był 7. wynik Dominika Olszowego, który znalazł się na liście startowej przed takimi nazwiskami jak Bolton, Gomez czy Lettenbichler.
Trasa drugiego dnia okazała się wyjątkowo łaskawa. Na mecie zobaczyliśmy 137 zawodników, wyścig ukończyło przeszło 100 osób więcej niż w ubiegłym roku. Nie oznacza to jednak, że było nudno. Od pierwszej minuty trwała zacięta rywalizacja, a z każdym okrążeniem trasa coraz bardziej się korkowała. Nazwiska w pierwszej dwudziestce mieszały się z każdym checkpointem. Przez długi czas mogliśmy w niej znaleźć Oskara Kaczmarczyka czy Dominika Olszowego ścigajacych się min z Grahamem Jarvisem.
Na koniec ogromne podziękowania dla Tadka Błażusiaka, który od lat nie tylko nakręca polski motorsport, ale przede wszystkim daje nam powód do dumy i dreszczyk sportowych emocji.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze