III Rajd Bieszczadzki Wilcza Sfora - relacja
Bieszczady, od dawien dawna, jak magnes przyciągają motocyklistów z całej Polski, którzy pielgrzymują w to miejsce niczym Peter Fonda z Easy Ridera w poszukiwaniu wolności. W poszukiwaniu zaś rajdowych emocji na tutejsze szlaki już od trzech lat przybywają uczestnicy Rajdu Bieszczadzkiego "Wilcza Sfora" napędzanego przez Yamaha.
Miejscem spotkania był w tym roku Kompleks Pałacowo-Hotelowy w Olszanicy. To urocze miejsce zgromadziło ponad 220 uczestników. Organizatorzy spotkania - ekipa ON Tour Poland - przygotowali dla zawodników 200 km rajdowych tras w dwóch kategoriach: ROAD i ADVENTURE. W tym sezonie uczestnicy, oprócz głównego etapu sobotniego, musieli zmierzyć się dodatkowo jeszcze z piątkowym ok 60-kilometrowym nocnym prologiem.
Na trasie ADVENTURE, przygotowanej z myślą o dużych motocyklach enduro typu Yamaha Super Tenere, również nie zabrakło emocji. Były szybkie szutrowe przeloty po bezdrożach wysoko w górach, przeprawa przez bród na Sanie, czy walka z lepką gliną w strumyku pośród zielonych bieszczadzkich łąk.
Emocji dostarczyła również próba sprawnościowa rozgrywana w kamieniołomie z odcinkami specjalnymi na czas. Stromy kamienisty podjazd, zarośnięty gęstymi krzakami, przejazd żlebem wypłukanym przez potoki, czy stromy zjazd zakończony hopką, to tylko niektóre elementy które czekały na tej próbie.
Rajd Bieszczadzki to nie tylko trasa off-road. Na miłośników asfaltowych przygód czekała trasa drogowa po bardziej i mniej znanych zakątkach Bieszczad, okraszona solidną dawką górskich przełęczy, zakrętów i serpentyn. Tutaj można było przetestować tegoroczną nowość Yamahy: Tracera 900GT, która pojawiła się na rajdzie ze swym młodszym bratem Yamahą Tracer 700.
Była więc Solina, Mała Pętla Bieszczadzka, Arłamów oraz słynne serpentyny na trasie 28 w Górach Słonnych. Tak jak na trasie ADV, tu również czekały na zawodników próby sprawnościowe. Była gymkana na czas, tajemnicze pudło z częściami do odgadnięcia, czy wspólna dla obu tras próba trialowa na Gęsim Zakręcie.
Emocje rozpalała również bieszczadzka pogoda. Z rana było parno i duszno, na trasach zaś, w połowie dnia, pojawiły się burze i deszcz. Nie odstraszyło to twardzieli przybywających na rajd z najdalszych części kraju, ani słowackich kolegów. Biesiada ze smacznym jadłem z Myczkowiec, specjalnie na tę okazję przygotowany rajdowy napitek oraz bieszczadzka kapela zapełniły wygłodniałe po dniu wrażeń żołądki i ukoiły wyczerpane rywalizacją zmysły. Rajd Bieszczadzki wpisał się już na stałe do kalendarza najważniejszych wydarzeń motocyklowych w sezonie, dzięki świetnej organizacji i super zabawie na turystycznych trasach rajdowych.
Komentarze
Poka¿ wszystkie komentarze