Hornet Cup w Poznaniu - oczyma uczestnika
Recepta na tanie ściganie się może być jednocześnie przepisem na wielkie emocje i pasjonującą rywalizację. Udowadnia to Hornet Cup.
Wyścigowe puchary markowe rozwijają się na całym świecie, stając się kuźnią wyścigowych talentów. Relatywnie niskie koszty i wyrównane szanse uczestników to recepta na udany wyścigowy sezon. We włoskim pucharze Yamahy R6 startuje w 4 ligach około 160 maszyn. W niemieckim pucharze R6 tłok jest na tyle duży, że aby pojechać w wyścigu trzeba się najpierw do niego zakwalifikować! Nawet na naszym polskim podwórku znaleźć możemy kilka niezwykle udanych przedsięwzięć tego typu, z których najbardziej znane to niewątpliwie Fiat Yamaha Cup oraz Suzuki GSX-R Cup.
Na zachodzie, trochę w odróżnieniu od Polski, bardzo popularne są puchary wyścigowe naked bików. Puchar KTM Super Duke rozgrywany jest w Anglii i Niemczech. Poziom pucharów Horneta i Kawasaki ER we Francji jest na tyle wysoki, że jego zawodnicy mogliby śmiało konkurować w mistrzostwach kraju. Włochy dopracowały się pucharu Gladiusa. BMW organizowało Power Cup, gdzie starowały motocykle K1200R. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Jak świat długi i szeroki pod maszynami startowymi stają jedno, dwu i czterocylindrowce ruszając do zmagań tych zupełnie amatorskich, jak i całkiem profesjonalnych.
Czy kogokolwiek powinno dziwić, że golasy wyjeżdżają na tor? Raczej niekoniecznie, jako że większość z nich to uproszczone klony motocykli sportowych, pozbawione przede wszystkim owiewek. Ich układy napędowe i jezdne ciągle jednak doskonale dają sobie radę przy jeździe na pełen palnik. Doskonałym tego przykładem jest tegoroczny puchar Hornet Cup organizowany przez Honda Poland. To już drugie podejście do pucharu Horneta w naszym kraju. Poprzednia edycja rozgrywana od roku 1999 przyniosła nie tylko wiele emocji, ale także wyłoniła takie sławy, jak choćby Paweł Szkopek.
Napędzany przeszczepionym z Hondy CBR600RR Hornet dysponuje porządnym zawieszeniem, sztywną ramą i wydolnym układem hamulcowym. Nieco ponad 100 KM wystarcza w zupełności, aby zdrowo odpychać się nie tylko po ulicy, ale także po torze. Jak to wszystko wygląda zza kierownicy? Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wrażeniami ze startu w pucharze Hornet Cup.
Naked bike na torze
Jazda golasem na torze to bardzo ciekawe doświadczenie. Zupełnie nie dlatego, że trzeba walczyć z pędem powietrza jak się powszechnie uważa. Tego bowiem praktycznie się nie odczuwa. Źródłem odmiennych doznań jest w dużym stopniu bardziej wyprostowana pozycja za kierownicą. Dzięki szerokiemu rozstawieniu kierownicy na dłoniach doskonale czuć siłę oraz to co dzieje się z przednim kołem. Tuningowe siodło zastosowane w przygotowanych do wyścigu Hornetach pozwala sprawnie zaprzeć zad i przyjąć wygodną pozycję przed wejściem w zakręt. Gdy już człowiek czuje się stabilnie i pewnie, wtedy spokojnie można dać pełne kotły.
Regulamin pucharu Hondy Hornet jest bardzo prosty i czytelny. Motocykle nie mogą być poddawane praktycznie żadnym modyfikacjom. Oczywiście za wyłączeniem przeróbek przygotowujących do jazdy po torze, typu wanna pod silnikiem. Regulaminowe opony to znane z dróg Pirelli Diablo Rosso. Niedłubane silniki i stockowe zawieszenia nie tylko znakomicie ograniczają koszty, ale także dają pole do wyrównanej rywalizacji.
Mój pierwszy kontakt z Hornetem maił miejsce na jednej z sesji treningowych. Płynnie ciągnący silnik i solidne zawieszenie to sprawy, które rzuciły mi się w oczy jako pierwsze. Oczywiście stabilność zawieszenia należy oceniać w kategoriach motocykla drogowego, bo na torze przydałaby się regulacja tłumienia i napięcia sprężyn. Niemniej jednak wyczuwalne tu i ówdzie bujnięcia nie psują frajdy z jazdy. Maszyna świetnie prowadzi się w zakrętach i pozwala na konkretne pochylenia. Zmiana kierunku nie nastręcza żadnych trudności. Przekładanie Horneta z kolana na kolano na „zakrętach niemieckich", szczególnie z pomocą hebla, przychodzi dziecinnie łatwo. 600-centymetrowy silnik to doskonała jednostka napędowa dla motocykli pucharowych. Nie onieśmiela agresywnością i pozwala szybko wyrobić sobie nawyk odkręcania gazu do końca. Pomaga w tym także świetnie pracująca skrzynia biegów, a przy redukcjach należy docenić lekko pracujące sprzęgło.
Wyścig
Mój wyścig w roli VIPa na Hondzie Hornet okazał się bardziej emocjonujący, niż mogłem przypuszczać. Jako gość startowałem z ostatniego pola startowego, co jedynie bardziej motywowało do koncentracji na starcie. Przed wyjazdem z depo okazało się, że mój Hornet wyposażony jest w nowiutkie, lśniące silikonem regulaminowe opony, których nie było czasu rozjeździć na torze. Pierwsze kółka zapowiadały się zatem dla mnie szczególnie emocjonująco.
Gdy gasną czerwone światła nad polami startowymi, umysł przestawia się na zupełnie inny tryb pracy, gdzie determinacja i ambicja wypierają z reżyserki zdrowy rozsądek i logiczne myślenie. Start wyszedł mi średnio, niemniej jednak na wejściu w patelnię odrobiłem dwie pozycje zostawiając za plecami Rafała Mazurkiewicza i Michała Śliwę. Pewnie byłbym w stanie przebić się bardziej do przodu, ale gościowi nie wypada narobić obory na samym początku wyścigu i ryzykować zgruzowaniem konkurentów. Kolejne dwa kółka to badania tego, co potrafi Hornet w konfiguracji pucharowej oraz przede wszystkim oswojenie się z oponami na którymi jechałem po raz pierwszy. Szybko okazało się, że maszyna pracuje znakomicie, a nagrzane i rozjeżdżone opony pozwalają na bardzo wiele, stąd zabrałem się do pogoni za tymi, którzy byli przede mną. Odrobić strat do Kuby Sudoła i Kuby Tupajka nie było szans, chłopaki narzucili konkretne tempo już od samego początku wyścigu, podobnie zresztą jak Robert Frysiak. W polu widzenia był natomiast Tomek Wardak, któremu szybko udało mi się usiąść na ogonie. W drugiej połowie wyścigu zacząłem pokazywać się Tomkowi przy różnych okazjach to z lewej, to z prawej strony starając się wywrzeć wyczuwalną presję. Nie chciałem przy tym przesadzać z pressingiem, aby nie doprowadzić do kolizji. Na dwa kółka przed metą Tomek przesadził na Sławińskim i wyjechał w żwir. Strata była już nie odrobienia. Jako, że w czasie moich potyczek z Tomkiem prowadząca trójka zniknęła z pola widzenia uznałem, że nie ma sensu gonić na oślep i skupiłem się na bezpiecznym dojechaniu do celu. Czwarta pozycja na mecie to przypieczętowanie bardzo fajnego wyścigu, który obył się bez gleb i innych nieprzyjemnych sytuacji.
Garść refleksji
Spotkałem się kilkukrotnie z opiniami, że sportowy motocykl musi mieć owiewki i najlepiej 200KM. Guzik prawda. 100 konny Hornet doskonale nadaje się do sportowej jazdy i stanowi świetną bazę do budowania techniki jazdy po torze. Starty na praktycznie takich samych motocyklach zmuszają do skupienia się na własnych błędach bez szukania wymówek co do sprzętu, toru czy opon. Jeśli poważnie zastanawiacie się nad startami w wyścigach, z pewnością jest to opcja godna poważnego rozważenia. Szczególnie że w chwili obecnej jest to najtańsza w tej klasie pojemnościowej oferta obejmująca także zakup motocykla.
Na koniec chciałbym złożyć serdeczne podziękowania na ręce Michała Dudka z Honda Poland za zaproszenie do udziału w wyścigu Hornetów, oraz chłopakom w nim startującym, z którymi ściganie się było prawdziwą przyjemnością.
Więcej o Hornet Cup znajdziecie TUTAJ
|
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzeMam na imiê £ukasz, nie Micha³ ;) Pozdrawiam
OdpowiedzA jakie ludzie robi± czasy na tych Hornetach?
OdpowiedzSudo³ skrêci³ co¶ ko³o 1.50 a to ju¿ bardzo szybko jak na drogowe opony
Odpowiedzja czyta³em o 1:45 w jakims artykule
Odpowiedzwiec 1:50 chyba wykreci kazdy sredni amator?:P tak pisze ze p.szkopek wykreci³ 1:45 w hornet cup jadac jako vip :P
Odpowiedztak sobie g³owkuje ze skoro napisa³es ze 1:50 to juz powazny czas a szkopek zrobi³ 1:45 czyli te motocykle stac na 1:45 a reszta stawki kreci ko³o 1:50 ta jak piszesz to gdybym startowa³ w tych wyscigach na 100% bym wygra³:P chyba ze dzwon itp:P
Odpowiedz