Honda CBR 600 F4 - nocna awantura z Ceberką
Wyciągam telefon i wybieram 999 jestem trochę roztrzęsiony, ale panuję nad tym i dokładnie podaję miejsce gdzie miałem wypadek, czym jechałem, co mnie boli
Cały dzień na Japonce
Tego dnia wróciłem z Warszawy do domu, przejechałem około 200 km bez żadnego przystanku, pogoda była raczej sprzyjająca, poza wiatrem, który czasami usiłował przestawić mnie na drugą stronę podwójnej ciągłej. Wjeżdżam na podwórko, a tam brat myje już swoją betoniarę BMW GS 1100, obok stoi kolega, który przed sekundą przyjechał GPZtą 500, która wie co znaczy być katowaną. Z tego obrazka wiedziałem jedno. Jeszcze dziś będzie jakaś „traska". Przenieśmy się kilka godzin później. Jest godzina 23:00, jestem zmęczony po całym dniu jazdy, stwierdzam, że mam jeszcze coś do zrobienia w domu, brat natomiast musi odwieźć koleżankę. Ustalamy, że on jedzie z nią, a ja wracam sam, nasze drogi się rozjeżdżają.
5 km później
Wąska droga między wioskami, z każdej strony co kilka metrów potężne drzewo, nowa nawierzchnia, o dziwo równo jak na stole. Znam tę drogę na pamięć, znam każdy zakręt, jeździłem tędy setki, jeśli nie tysiące razy. Jest już ciemno, a w mojej CBRce, która musiała pokonać Kanał La Manche żeby zmienić obywatelstwo, światła nie są najlepszą stroną. Nie dość, że symetryczne to jeszcze biją strasznie wysoko. Jakoś nie mogłem tego zwalczyć tak na szybko. Jedyna rada to jechać na krótkich i trzymać przycisk „mrugania" wtedy jadę na światłach mijania i drogowych równocześnie. Teraz jest znacznie lepiej, droga jest oświetlona wystarczająco. Tego dnia najeździłem się wystarczająco, dlatego też nie wchodzę na czerwone pole, nie redukuje o dwa biegi, nie kładę się na zbiornik i wreszcie nie odkręcam, jadę wręcz leniwie. Mam około 130 km/h i wiem, że zaraz będzie to miejsce, w którym nie widać dalszej części drogi, lekki zakręt w lewo i prosta w dół, to właśnie przed tym elementem trasy droga ucieka jak w przepaść, nie wiadomo co jest dalej. Ale ja doskonale wiem co tam będzie, trochę odejmuje gaz i znowu odkręcam... szybkie mrugnięcie oka i... widzę... widzę o ku... zające, ze trzy może więcej. Wyskakują z przydrożnego pola, prawie zlewają się z asfaltem są tuż przed moim kołem, mam je prawie na wyciągnięcie ręki. Instynktownie wciskam hamulce, przedni hebel wcisnąłem jednak zbyt mocno, zaczyna się walka.
Panna Shimmy prosi do tańca
Kierownica wydziera mi się z rąk skręcam raz w lewo raz w prawo, czuję że ograniczniki dobijają, klasyczna shimma. Jedyna myśl jaką mam to, walcz, musisz to wygrać. Spinam się maksymalnie, staram się trzymać łokcie blisko bioder, napinam mięśnie z całych sił, ale jest coraz gorzej, dodatkowo zaczynam katapultować, nogi spadają z podnóżków, całe ciało unosi się nad kanapą. Wszystko trwało kilka sekund, spadłem z motocykla i sunę po asfalcie, to bolało. Czuję jak zaczyna mi się ścierać kolano, co gorsze mam wrażenie, że zupełnie nie wytrącam prędkości. Błyskawicznie przypominają mi się słowa brata, który mówił żebym rozłożył ciało jak najbardziej, tak abym zwiększył powierzchnię tarcia. Sunę z rozłożonymi rękoma i nogami, sunę na plecach głową w dół zjazdu, czyli tyłem do kierunku uślizgu. Czuję, że prędkość maleje, obracam się bezwładnie nogami do kierunku, w którym lecę, teraz widzę przewracający się motocykl i mnóstwo iskier, znam już przyczynę tego potwornego trzasku. Cieszę się w głębi ducha, że w nic nie trafiłem, ale nagle na drodze widzę drzewo. Mam nadzieję odbić się od niego nogami i zamortyzować uderzenie. Łapię jednak pobocze koziołkuję i uderzam w nie biodrami.
Zmęczony hulaszczą zabawą
Leżę pod drzewem. Wiem co to ból, miałem złamaną nogę, później kiedyś rękę, na asfalcie pościerałem się już kilka razy, na motocyklu też. Teraz jednak wiem, że jest źle, może nawet bardzo. Wiem, że jestem mocno poobijany i że uderzenie w drzewo było potężne. Powtarzam cały czas jeden może dwa zwroty, wypowiadam je na głos. Teraz jak o tym myślę przypomina mi się obraz żołnierzy na plaży Omacha w Normanii, podczas ofensywy D-Day, oni też powtarzali szybko jakieś zdanie, mówiąc jak szaleńcy, coś bez sensu, wtedy tego nie rozumiałem. Zaczynam się zastanawiać co mnie boli najbardziej, wiem, że biodra, kolano, łokieć. Wiem także, że klatka piersiowa, głowa czy kark są bez najmniejszego szwanku. Staram się szybko zdjąć kask, odpinam prawą rękawicę, cały czas leżąc zrzucam okulary, kask, kominiarkę, macam ręką podłoże. Nie wiem czy leżę na ulicy czy w rowie, jest dookoła zupełna ciemność. Mam w myślach scenariusz rozjechania przez samochód, przecież tu jest ta przeklęta „przepaść", że nic nie widać. Wyciągam telefon i wybieram 999 jestem trochę roztrzęsiony, ale panuję nad tym i dokładnie podaję miejsce gdzie miałem wypadek, czym jechałem, co mnie boli. Włączam latarkę w telefonie żeby zobaczyć to cholerne kolano, które tak boli i wiem, że krwawi, ale nie mogę się podnieść, bo strasznie zabolało mnie biodro. Przypominam sobie, że nie mogę się ruszać, gdybym miał coś z kręgosłupem, albo jakiekolwiek inne złamanie mógłbym narobić sobie jeszcze większych kłopotów. Najbardziej bałem się sprawdzić czy mogę ruszać palcami. Udało się. Wtedy zrobiło mi się trochę lepiej. Bałem się połamanej miednicy, obrażeń wewnętrznych, albo tego, że zaraz się wykrwawię. Wykręciłem numer do brata, wiedziałem, że nie odbierze, on miał dłuższą drogę do pokonania, jechał tak jak ja motocyklem, ale wiedziałem, że oddzwoni.
Przecież Ty jesteś moim kuzynem
Zobaczyłem jakieś światło, miałem nadzieję, że to samochód, że ktoś się zatrzyma. Wiedziałem też, że to na pewno nie karetka, która nie miała szans tu dotrzeć w takim czasie. Prawą rękę miałem sprawną, machałem telefonem z włączoną latarką, samochód przejechał, zatrzymał się parę metrów dalej i ktoś podbiegł, zaczął do mnie mówić. Byłem zupełnie przytomny, oświetliłem twarz tej osoby i zobaczyłem kuzyna, którego od lat nie widziałem. Powiedziałem „Bartosz to Ty? Jesteś moim kuzynem..." Był chyba w większym szoku niż ja, w sumie mu się nie dziwię. Pamiętam powiedział „wyprzedzałeś mnie, dałem Ci kierunek, że możesz..." Bałem się wtedy o motocykl, powiedziałem kuzynowi, żeby pozbierał wszystkie elementy i żeby wyjął kluczyki ze stacyjki. Zaraz tam pobiegł, a ja ponownie poczułem się zdany tylko na siebie, choć wiedziałem, że zaraz wróci. Mimo to czułem się fatalnie. Powiedział, że motocykl jest poważnie poobijany i że coś z niego cieknie, ale to chyba olej.
Ja mam Junaka
Kolejne światła to była już karetka, która 7 kilometrów jechała 15 minut, oczywiście bez lekarza na pokładzie, tego chyba nie trzeba komentować. Ratownicy byli mili, myślę, że zachowali się fachowo. Mówiąc szczerze, wjazd do karetki na noszach w kołnierzu, stabilizatorach itd. to głupie uczucie. Zaraz przypomniał mi się serial Ostry Dyżur, byłem po prostu ciekaw jak to wygląda z boku. Od ratowników usłyszałem jak to muszą napisać prace magisterską, ja zacząłem, że muszę dokończyć licencjat, że nie mogę leżeć w szpitalu. Usłyszałem też, że jeden z nich odrestaurowuje właśnie Junaka, a na żużlu też się ostro kiedyś przejechał.
Zdejmijcie mu ten kołnierz, bo wygląda tak poważnie
Tymi słowami rozpoczęła się wizyta pana doktora, który wyraźnie był wyrwany z wieczornego grilla. No cóż, ja tak wyglądam, jak jestem pijany albo baaaardzo zmęczony, a może jedno i drugie. Później przyszedł czas na trzy wizyty w celu zrobienia rentgena. Wyszło niewyraźnie, system się zawiesił itd. Tam też usłyszałem, że motocykliści zazwyczaj przyjeżdżają już tylko na przeszczep. Pojawił się w międzyczasie pan policjant z alkomatem, po wyniku 0,00 pytał czy chce jechać na badanie krwi? Nie tylko tego nie rozumiałem, ale z poziomu wózka inwalidzkiego wszystko wygląda trochę inaczej. W szpitalu dowiedziałem się także, że pan doktor nie lubi motocykli, a jeśli brat nie zabezpieczy mojej CBRki to policja wezwie lawetę. Oczywiście w międzyczasie był opatrunek, w sumie znajomej pani pielęgniarki, która w czasach mojego dzieciństwa przyjaźniła się z rodzicami. Czy tylko dlatego szukała tak zapalczywie czegoś innego niż woda utleniona? Podobała mi się także jej reakcja na znalezienie oxycortu w jednej z szafek. Wyraźnie była ucieszona tym faktem, tak jakby cudem jeden się ostał. Byłem trochę tym wszystkim zażenowany, teraz już wiedziałem, dlaczego w karetce myślałem o prywatnej klinice jeśli stanie mi się coś poważnego i szukaniu znajomych w „służbie zdrowia".
Powrót z tarczą
W międzyczasie kuzyn Bartosz dotarł do domu swojej babci, a ta błyskawicznie zadzwoniła do moich rodziców. Chciałem to zrobić sam, żeby ich uspokoić, ale ona była szybsza. Pojawili się w szpitalu, był też brat, który już coś podpisywał, chyba to, że sami zajmiemy się motocyklem. Powoli wracaliśmy samochodem do domu, tą samą drogą, na której miałem wypadek. Straży pożarnej już nie było, został po niej tylko proszek zacierający plamy oleju, była za to policja, która coś nabąknęła o mandacie. Już nic nie chciałem mówić, kulejąc obszedłem miejsce zdarzenia, popatrzyłem na motocykl, po 10 minutach był już brat z kolegą i przyczepą, na którą załadowali CBRke. Wszyscy mówili, że miałem mnóstwo szczęścia, że nic mi się nie stało, sam nie wiedziałem jak to zrobiłem, że tak z tego wyszedłem.
Domowe pielesze
Do domu CBRka trafiła na przyczepie, ja samochodem z rodzicami. W ciemnej kuchni zastałem bladą babcię, która czekała na wieści ze szpitala. Gdy wszedłem miała minę jakby zobaczyła ducha, a ja z uśmiechem powiedziałem, że wracam na nogach i o własnych siłach, że tak łatwo nie dam się zabić. Pamiętam jak brat do mnie powiedział „Ty całe życie miałeś fuksa" i myślę, że chyba ma rację.
Co dalej
Wielokrotnie analizowaliśmy ten wypadek, jak do niego doszło, całą zaistniałą sytuację. Wniosek jest jeden - miałem więcej szczęścia, niż największy szczęściarz. Z takiej sytuacji wyjść z kilkoma siniakami i obtarciem kolana. Większą krzywdę można wyrządzić sobie na rowerze. Gdybym tylko uderzył kilka centymetrów wyżej, mógłbym uszkodzić kręgosłup, jego najsłabszy punkt, nerki, może nawet już nigdy nie mógłbym chodzić! Mógłbym skończyć z krwotokiem wewnętrznym, skręconym karkiem, wstrząsem mózgu czy połamanymi kończynami. Uderzyłem najlepszym z możliwych elementów jedną z najtwardszych kości w całym ciele człowieka. Także motocykl nie mógł wyjść z tego lepiej, on również nie uderzył kluczowymi elementami takimi jak rama, wahacz, lagi, koła, pościerał się jedynie i połamał stelaż pod siedzeniem. Chyba można mówić tu o cudzie... Dwa dni po wypadku mogę pisać ten artykuł siedząc wygodnie w fotelu. Nikomu z was, powiem więcej, nawet najgorszemu wrogowi nie życzę takiego wypadku, nawet z takimi skutkami. Co najgorsze można dojść do wniosku, że taki wypadek może przydarzyć się praktycznie każdemu, nie koniecznie komuś, kto wczoraj zdał prawo jazdy. Doskonała znajomość drogi, także nie zawsze wystarczy, by uchronić przed takim zdarzeniem. Wielu z nas pokonując codziennie tę samą trasę zapomina o licznych niebezpieczeństwach. Jedziemy najczęściej w mniejszym skupieniu, przyzwyczajeni do tego co zazwyczaj dzieje się na tym odcinku drogi. Tymczasem jak pokazuje ta sytuacja, nawet własna okolica może bardzo przykro zaskoczyć. Tak naprawdę nie ma żadnej reguły, ani recepty na uniknięcie wypadku, a motocykl prawie nigdy nie wybacza błędów.
Cbr after Crash
Po wstępnych oględzinach wydaje się, że rama motocykla jest prosta, wahacz również nie oberwał, przez cały czas chronił go jego dzielny kompan, seryjny wydech, który swoją drogą został strasznie zmasakrowany. Golenie i czacha chyba także obyły się bez większych obrażeń. Jedynie silnik został potraktowany mniej lightowo, prawa pokrywa została przetarta, stąd wyciek oleju.
Elementy, jakie trzeba wymienić, to dość długa lista. Całe szczęście, że chyba nie jestem pierwszym, który poturbował swoją CBRkę podczas wieczornej awantury. Allegro wręcz ocieka częściami do tego modelu, choć bez dwóch zdań nieporysowane owiewki w fabrycznym malowaniu to prawdziwy rarytas.
Elementy, które uległy zniszczeniu:
- Zbiornik paliwa
- Prawa manetka wraz z przełącznikami
- Klamka hamulca
- Prawe lusterko
- Prawy kierunkowskaz
- Prawa owiewka
- Cały „zadupek" / ogon
- Tylna lampa
- Akumulator
- Pokrywa silnika
- Podnóżek kierowcy oraz set
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy tego dnia mi pomogli oraz tym, którzy wspierali mnie w jakikolwiek inny sposób. Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI!! ;)
Komentarze 34
Pokaż wszystkie komentarzea idźcie w ... moto mam dopiero od pół roku ale jak się naczytałem to dziękuję za takie coś. Sprzedaję ten pie*** motocykl!
Odpowiedzci co pisza ze nie dostosował predkosci do warunkow tez pewnie maja racje, ale ja powiem ze mialem podobnie, godzina 15 jade do babci, 30km/h zakret i głupi kot który siedzi na krawezniku, i co? W...
Odpowiedz130 km/h to pewnie napisał łepek, żeby się rodzice nie przyczepili za bardzo jak będą czytać te wypociny.. albo żeby się dodatkowo popisać swoją umiejętnością przecinania mroku z ultra lampami ...
OdpowiedzNa jednym z takich drzew jest ciut mniej kory, jednak nie ma tam zniczy, bo rodzina nie chciała uwieczniać takiego miejsca. Ciesz się, że to drzewo było 10 metrów za daleko. Esej przepiękny, może ...
OdpowiedzZa duża prędkość w stosunku do warunków, brak umiejętności i opanowania, zupełny brak wyobraźni. Za to że żyjesz to na kolanach na Jasną Górę, na kolanach powinieneś iść.
OdpowiedzWitam, co to jest shimma/shimmy?
Odpowiedzco tu dużo gadać sam zobacz to jest shimmy http://www.youtube.com/watch?v=GBOqXOpvD7U&feature=related
OdpowiedzDlatego lepiej kupować motor z amortyzatorem skrętu...
Odpowiedz