GP Francji - Podsumowanie
Dzięki drugiemu z rzędu zwycięstwu, tym razem w rozgrywanym na Le Mans wyścigu o Grand Prix Francji, Włoch Valentino Rossi udowodnił, że wrócił do gry o mistrzowski tytuł.
Po dwóch latach walki z ogumieniem Michelin i sprawiającą sporo problemów Yamahą, „Doktor" w tym sezonie otrzymał do swojej dyspozycji poprawiony motocykl i nowe opony marki Bridgestone. Pakiet ten potrzebował trochę czasu na dostrojenie, ale już dwa tygodnie wcześniej, w Chinach, Rossi udowodnił, że znów jest faworytem do mistrzowskiej korony, a we Francji tylko to potwierdził.
W treningach i sesji kwalifikacyjnej Włoch wcale jednak nie błyszczał, a dominującą rolę pełnił Dani Pedrosa. Hiszpan był najszybszym zawodnikiem we wszystkich treningach wolnych, a w kwalifikacjach sprzątnął pole position sprzed nosa Colina Edwardsa, który jako jeden z niewielu utrzymywał takie samo, a momentami nawet lepsze tempo niż zawodnik ekipy Repsol Honda.
Edwards był wściekły, nie tylko dlatego, że nie udało mu się powtórzyć ubiegłorocznego wyczynu (wywalczył wówczas w Le Mans swoje pierwsze pole position), ale także z powodu przyblokowania przed Marco Melandriego na swoim ostatnim kółku, które najprawdopodobniej Amerykanin zakończyłby z najlepszym czasem dnia. „Powinien się cieszyć, że jesteśmy teraz we Francji, bo w Teksasie zawsze noszę przy sobie spluwę i mogłoby się to dla niego nieciekawie skończyć." - żartował zawodnik francuskiej ekipy Tech 3 Yamaha, dla której był runda w Le Mans oznacza start przed własną publicznością.
Podczas treningów świetnie radził sobie także obrońca mistrzowskiego tytułu, Casey Stoner i wiele osób podejrzewało, że to właśnie pomiędzy nim a Pedrosą rozstrzygną się losy niedzielnego wyścigu.
Charakterystyka francuskiego toru od lat sprzyja jednak motocyklom marki Yamaha. Co prawda krótkie proste wyrównywały szanse słabych jeśli chodzi o moc maksymalną Hond, ale krótkie zakręty wymagające szybkiego prostowania maszyny i krótkiego czasu spędzanego na krawędzi opony, od zawsze idealnie pasowały do M1, a wcześniej dwusuwowej YZR500. Choć nie jest to trasa która wymaga wyszukanych ustawień motocykla, to jednak jeśli masz problem ze stabilnością podczas hamowania, jesteś w poważnych tarapatach i to też trapiło przez cały weekend kilku zawodników, w tym Nicky'ego Haydena.
Wróćmy do wyścigu: Po starcie spełniły się oczekiwania i spekulacje wielu kibiców, bowiem na czele znaleźli się Stoner, Pedrosa i Edwards. Po słabym starcie Rossi potrzebował jednak zaledwie kilku kółek aby dogonić liderów, a następnie objąć prowadzenie na ósmym z dwudziestu ośmiu okrążeń.
Chwilę później Rossi był już trzy sekundy przed rywalami, ale prawdziwy przełom nastąpił w połowie wyścigu, gdy nad torem zaczął padać delikatny deszcz. Nikt, poza zawodnikami Ducati ale o tym później, nie zdecydował się co prawda na zjazd na pit-lane i przesiadkę na maszynę obutą w opony typu „wet", ale wilgotny tor dał się we znaki kilku zawodnikom. Podczas gdy goniąca go grupa musiała wyraźnie zwolnić tempo, Rossi niczego nie robił sobie z pogody i w wyjątkowo trudnych warunkach potrzebował zaledwie kilku kółek aby powiększyć swoją przewagę do dziesięciu sekund. Tym sposobem Włoch spokojnie dojechał do mety wyrównując rekord dziewięćdziesięciu zwycięstw w Grand Prix ustanowiony przez gwiazdę klasy 125ccm z lat 70'tych, Angela Nieto. Hiszpan zresztą przewiózł go nawet po torze na M1'ce z numerem 46.
Trzeba to przyznać, Rossi pokazał nam raz jeszcze swój geniusz, którego z powodu licznych problemów nie byliśmy w stanie oglądać zbyt często przez dwa ostatnie lata. Cztery kolejne wyścigi odbędą się na jego ulubionych torach, w tym na Mugello, na którym nikt nie pokonał go jeszcze w klasie MotoGP. O ile po Grand Prix Chin mówiliśmy, że losy mistrzostwa rozstrzygną się pomiędzy czterema zawodnikami - Rossim, Lorenzo, Pedrosą i Stonerem, o tyle obecnie wygląda na to, że to już czerwiec okaże się przełomowy. Jeśli bowiem Valentino „pozamiata" w czterech nadchodzących wyścigach, rywalom może być trudno dogonić go w drugiej połowie sezonu.
Co na to rywale?
O ile Valentino zaliczył w niedzielę idealny wyścig, trzeba przyznać, że kilku jego czołowych konkurentów nie było w stanie pokazać pełni swojego potencjału. Gwiazdą Grand Prix Francji był bez wątpienia Jorge Lorenzo, który mimo połamanych kostek zameldował się na mecie na drugiej pozycji.
21'letni Hiszpan przez cały weekend poruszał się na wózku inwalidzkim lub o kulach (na jednej nodze nosił gips!), zaś na podium musiał usiąść na krześle, a mimo tego na motocyklu jakimś cudem był w stanie robić prawdziwe cuda. Patrząc na czwarte miejsce w Chinach i drugie we Francji trudno się nie zastanawiać czego dokonałby podczas dwóch ostatnich wyścigów gdyby nie kontuzja z Szanghaju. We Włoszech Lorenzo ma już być w pełni sił, więc może doprowadzić do prawdziwej sensacji jeśli uda mu się na własnej ziemi objechać Valentino. Jeśli nie tam, to z pewnością przed swoimi kibicami w Barcelonie! Rossi stoczył epickie pojedynki z Biaggim i Gibernau, ale młody Lorenzo może zostać jego największym i najsilniejszym rywalem. Poczekajmy kilka tygodni...
Jeśli to Jorge był gwiazdą weekendu, to z pewnością obrońcę tytułu, Caseya Stonera można nazwać największym pechowcem. Australijczyk od samego początku wyścigu miał problem z prawą stroną przedniej opony co było wyraźnie widać w pierwszym zakręcie, w którym ewidentnie doganiali go rywale. Jakby tego było mało, 22'latek musiał zapomnieć nawet o finiszu w pierwszej piątce, na który spokojnie miał szansę nawet w najgorszym wypadku. W połowie wyścigu posłuszeństwa kompletnie odmówił bowiem silnik Desmosedici, jak na złość w pierwszym zakręcie, więc Australijczyk musiał przetoczyć się przez całe okrążenie zanim zjechał na pit-lane na zmianę motocykla.
Drugą połowę Grand Prix Francji Stoner przejechał na maszynie obutej w ogumienie typu „wet", bo zgodnie z przepisami tylko na takiej mógł powrócić na tor. W takich okolicznościach nie miał jednak najmniejszych szans na nawiązanie walki z kimkolwiek i wyścig ukończył na ostatniej pozycji, za plecami zespołowego kolegi, Marco Melandriego.
Cała ekipa Ducati Marlboro chce tym sposobem jak najszybciej zapomnieć o weekendzie we Francji i udać się na domowe Grand Prix Włoch. Na starcie zgasła bowiem maszyna Melandriego i zanim ruszył on do walki, rywale byli już w połowie pierwszego kółka. Zdając sobie sprawę z beznadziejności swojej sytuacji Włoch zmienił maszynę w połowie wyścigu, ale deszcz był za słaby aby uzasadnić jazdę na „wetach". Wielka szkoda, bowiem po świetnym starcie w Chinach Marco liczył także na udany wyścig we Francji. Być może szczęście uśmiechnie się do niego na Mugello.
Choć na trzeciej pozycji wyścig zakończył Edwards, uzupełniając podium wypełnione przez Yamahy i potwierdzając teorię na temat idealnej „współpracy" tej marki z francuskim torem, to jednak w samym wyścigu nie był w stanie położyć kropki nad „i". Amerykanin przyznał, że był w stanie jechać szybciej od rywali, ale nie mógł ich wyprzedzić i mógł się tylko przyglądać jak Rossi znika na horyzoncie. Deszcz utrudnił mu jazdę w drugiej połowie wyścigu w warunkach które bardzo nie sprzyjają Michelin (chociaż Lorenzo nic sobie z nich nie robił), dlatego razem z Toselandem, Colin udał się po wyścigu na dwudniowe testy na przesychającym torze w Clermont-Ferrand.
W samej końcówce odpuścić musiał także Pedrosa, który również zmagał się z problemami z przyczepnością opon. Niestety z powodu zmiennych warunków pogodowych wybrane po treningach gumy nie spisywały się najlepiej i w takiej sytuacji Hiszpan nie miał wyboru jak tylko pogodzić się z czwartym miejscem.
Mimo problemów niektórych zawodników MotoGP zafundowało nam w Le Mans ciekawe widowisko, a równie ekscytująco wygląda obecnie sytuacja w klasyfikacji generalnej, w której Lorenzo i Pedrosa tracą tylko trzy punkty do Rossiego. Wszystko może jednak wywrócić się do góry nogami już za tydzień na Mugello!
Komentarze 1
Pokaż wszystkie komentarzehttp://youtube.com/watch?v=BzbAPPSq5OI fajny filmik
Odpowiedz