Festiwal szalonych cen - wiosenny warszawski Motobazar
w na wykładach z ekonomii, powszechnie szanowany i uznany profesor Manteufel wpajał nam podstawowe zasady rządzące wolnorynkową gospodarką. Na wykładach tych dowiedziałem się, że wraz z rozwojem jakiegokolwiek segmentu rynku zaczyna rosnąć na nim konkurencja, przez co asortyment ofertowy klientom staje się coraz bogatszy, a ceny jednocześnie spadają.
Nie chcę nawet wyobrażać sobie, jak mocno mój profesor ekonomii byłby zdezorientowany, gdyby próbował w swych pracach opierać się na zjawisku zwanym Mototarg. Od kilku lat słyszę wkoło, że nasz rynek motocyklowy rozwija się jak szalony, że są już u nas wszyscy uznani producenci, że u nas już prawie Europa. Gdy jednak odwiedziliśmy dziś warszawski motobazar rozczarowanie mieszało się ze złością...
Motocykle
To oczywiście zasadniczy czynnik skupiający wszystkich odwiedzających na imprezach typu motobazar. Na tej edycji motobajzlu było ich całkiem sporo, począwszy od skuterów, poprzez wszystkie klasy pojemnościowe, aż do najdroższych motocykli sportowych i cruiserów włącznie. Nie sposób jednak nie zauważyć, że gros tych motocykli nie powinno znaleźć się nawet w pobliżu drogi publicznej, nie mówiąc już o poruszaniu się po niej. Tłumaczenia sprzedających, iż są to sprzęty sprzedawane „na części” zupełnie mnie nie przekonują, bo motocykle sprzedawane na części sprzedaje się rozkręcone na części – to się po prostu bardziej opłaca. Zastanawiam się za jakich klientów jesteśmy uważani przez sprzedających takie totalne padliny, których kilka udało nam się uchwycić w obiektyw. Może się mylę, ale mam wrażenie że postrzegani jesteśmy chyba bardziej kategorii bezmyślnego bydła, niż tego kim jesteśmy tak naprawdę – czyli chlebodawców.
Motocykle ściągane z zachodu, tam nie przeszły by już nigdy przeglądu technicznego, a u nas sprzedawane są jako pełnowartościowy towar. Co zabawne, ceny jakie sprzedający żądają za swoje cacka przyprawiają co najmniej o zdumienie, ale ceny to temat który podejmę za chwilę. Przegląd oferty używanych maszyn na dzisiejszym mobajzlu utwierdził nas jedynie w przekonaniu, że ciągle żyjemy na dzikim wschodzie, gdzie zakup używanego motocykla jest w dalszym ciągu rosyjską ruletką.
Części
Zgodnie z wieloletnią tradycją na mototargu można było nabyć sporo „używanych części”. Części do japończyków to jedna wielka przypadkowa zbieranina tego co udało się wyciągnąć ze złomowisk oraz magazynów firm ubezpieczeniowych na zachodzie. Pogięte lagi, zwichrowane tarcze hamulcowe, pozacierane silniki, połamane plastiki no i oczywiście używane opony z ciągle ciepłym jeszcze gwoździem w środku. A wszystko ładnie wyeksponowane i bardzo przekonująco zachwalane. Co ciekawe najlepsze wrażenie zrobili na mnie sprzedający części do weteranów. Można było nabyć części silnikowe, osprzęt, kierownice, koła czy też tłumiki. Oferowane przez nich części wyglądały na zdatne do użytku, niejednokrotnie były to rzeczy nowe fabrycznie - słowem widać było poziom.
Pomijając części do weteranów, to co zobaczyliśmy na stoiskach z częściami każe nam zastanowić się nad sensem poszukiwań używanych części na polskich imprezach typu motobajzel. Szybciej, taniej i pewniej znajdziemy graty do naszej maszyny na niemieckim e-bay’u.
Ubrania
Wybór odzieży był zdecydowanie mniejszy w stosunku do oczekiwań odwiedzających. Ogólnie rzecz biorąc kupić można było praktycznie wszystko, począwszy od odzieży tekstylnej poprzez klasyczna odzież skórzaną, a skończywszy na sportowych kombinezonach. To, co jednak nas powaliło na kolana to ceny! Ja doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, iż funkcjonuje pogląd że paskudni krawaciarze z Warszawy zarabiają najwięcej i należy ich golić jak się tylko da, ale ceny w porównaniu do łódzkich edycji mototargu były szokująco wysokie. Na wielu metkach były ciągle ceny w Euro (zazwyczaj śmiesznie niskie) a obok ceny w złotówkach (zazwyczaj zdumiewająco wysokie).
W tym miejscu chciałbym złożyć wyrazy uznania dwóm firmom obecnym na ostatnich kilku motobazarach – firmie Retbike i firmie Modeka. Zazwyczaj unikamy wymieniania firm z nazwy, aby nie być posądzonym o stronniczość, ale nie sposób nie zauważyć coraz lepszej oferty (szczególnie duży postęp na tym widoczny jest w przypadku Retbike) i utrzymania atrakcyjnych cen. Sprawdziliśmy ceny tych producentów i były one na poziomie sprzed roku, pomimo obłędu cenowego na okolicznych stoiskach – tak trzymać!
Akcesoria
Na Służewcu można było nabyć, rzecz jasna, rożne akcesoria motocyklowe. Myli się jednak ten, kto sądzi że motobazar to okazja do tanich zakupów. Tak się złożyło, że szukaliśmy kierunkowskazów, ale okazały się one droższe niż w np. w Larssonie. Przy czym w Larsonie dostaje się gwarancje i ma się do dyspozycji pełny asortyment. Podobnie było z innymi akcesoriami. Oleje silnikowe, chemia motocyklowa, elektryka – wszystko drogie i mało zachęcające poobdrapywanymi opakowaniami.
Ceny
No właśnie. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. W naszym odczuciu pierwsze promienie wiosennego słońca mocno zaszkodziły na głowę wielu sprzedającym. Nie jest to tylko opinia moja, ale też wszystkich bez wyjątku moich znajomych jakich udało mi się spotkać w sobotę na motobazarze. Aby nie być jednak posądzonym o stronniczość i gołosłowność postaram się zobrazować to o czym piszę kilkoma przykładami.
Wspomniane wcześniej ciuchy motocyklowe są dobrym punktem startu. Całkiem porządny kombinezon dało się w czasie zimowego motobajzlu kupić w Łodzi po lekkich negacjach za 1000-1100 zł. Na warszawskim zimowym motobajzlu takie same kombinezony widzieliśmy już po 1200-1500 zł. Dziś takie samo wdzianko kosztowało 1700-2000 zł (!).
2-letnia leżakowana opona 180/55-17. Cena? 600 zł. Taką oponę, tylko, że nową da się kupić za podobne pieniądze i to z montażem i gwarancją!!! What the fuck!?
4-litrowa bańka oleju Motul 10w40. Cena na motobajzlu – 122 zł. Cena u oficjalnego dystrybutora w Warszawie – 116 zł.
Kierunkowskazy akcesoryjne – 120 zł za komplet a w Larssonie za takie same poniżej 100. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność.
Jakby tego było mało, osiwieć można było próbując coś zjeść. Kumplowi za szaszłyk i musztardę pani zaśpiewała 25 zł. Z całym szacunkiem, ale za takie pieniądze dostane obiad w restauracji w Warszawie, a nie szaszłyk z chlebem podany pod gołym niebem na papierowej tacce, spożywany przy akompaniamencie katowanego obok motocykla.
Do tego wszystkiego mieliśmy wrażenie jakiejś zmowy cenowej. Artykuły były w dokładnie tych samych cenach niezależnie od stoiska. Cóż za zastanawiająca zgodność, szczególnie, że ceny były zaskakująco wysokie. Od dziś motobajzel mi osobiście kojarzy się nie z tanimi zakupami, ale z dużymi wydatkami.
Bałagan
W sobotę alejkami ciągle przeciskały się ciężarówki blokują przejścia i rozpędzając kupujących na wszystkie strony. Niesamowicie irytujący byli sprzedający, którzy jeżdżąc na swoich motocyklach po teranie bazaru z lubością testowali refleks tak swój, jak i zwiedzających (pozdrawiamy szczególnie kolegę na czarnej rozklekotanej TDM850). Sami byliśmy świadkiem sytuacji, gdy zostało potrącone dziecko. Może czas pomyśleć o tchnięciu odrobiny ładu w to co dzieje się na terenie targu.
Nie polecamy
Jeśli ktoś ma za dużo pieniędzy, lub chciałby być rozjechany przez motocykl, to zapraszamy na kolejne edycje mototargu. Jeśli ktoś jednak chciałby zrobić tanie, rozsądne zakupy, to chyba musi pomyśleć o wyprawie za naszą zachodnią granicę. Mówię to z tym większym smutkiem, iż opierając się na obserwacjach z ostatnich dwóch lat, nic nie wskazuje na to, aby coś miało się zmienić tu na lepsze.
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzeje¿eli chodzi o ceny to faktycznie drogo tam by³o :| potwierdzam równie¿ fakt, ¿e motocykli¶ci testuj±cy sprzêt byli strasznie nieuwa¿ni.
Odpowiedzco to za dealerska prowokacja!!!
Odpowiedz