Dookoła Polski 2009 - relacja z wyprawy
Wiele osób marzy, żeby chociaż raz w życiu przejechać legendarną drogę 66 w Stanach Zjednoczonych. Podziwiając zmieniające się krajobrazy przemierzać tysiące mil. Z drugiej strony naprawdę ciekawe i warte odkrycia miejsca znajdziemy także w naszym kraju .
Właśnie w taki sposób zrodził się mój pomysł na okrążenie Polski motocyklem. Niestety marzenie to musiało troszeczkę poczekać, odkładane wraz z pojawiającymi się na bieżąco priorytetami. Wiadomo, w pierwszej kolejności sprawy podstawowe czyli rodzina, dom, rachunki, praca i można tak w nieskończoność odkładać swoje marzenia, gdyż zawsze znajdzie się „istotniejszy" wydatek, lecz jak to w komentarzu do zapowiedzi tej wyprawy ujął mój kolega Wojtek: „Mało kto wie, że jedyną rolą marzeń w naszym życiu jest ich spełnianie. One nie mają w rzeczy samej nic więcej do roboty. A już ogromnym nieporozumieniem jest zaprzęganie do ludzkich losów tzw. marzeń niespełnionych, gdyż takie nie istnieją!" Decyzja zapadła, jedziemy całą rodziną. Większa załoga znacznie komplikuję wyprawę, no ale nic co ważne nie przychodzi łatwo.
Nasze sprzęty:
Harley Sportster 1200, motocykl, o którym na dzień wyprawy nie mogłem powiedzieć więcej niż to, że jest ładny, ładnie brzmi, daje dużo frajdy i wbrew opinii ludzi nie mających z nim kontaktu, jest to maszyna trwała i bezproblemowa. Mój pierwszy chopper. Tak, zdecydowanie nie jest to motocykl turystyczny, ale w naszym kraju jest najtańszym modelem Harleya i pozwala spełnić moje marzenie. Dlaczego Harley? No wiecie, prawie tak jak w filmach... Maszyna czternastoletnia, przebieg nieokreślony, jednak nie było kasy na jakieś duże przeglądy przed wyprawą. Nie jestem mechanikiem, ale „na oko" wydaje się, że wszystko jest ok, więc zmieniam olej w skrzyni iw silniku i w ten sposób kończę przygotowania motocykla.
VW Golf III rok 1995 TD. Jego kryzys objął jeszcze ostrzej, w ostatniej chwili zmieniam olej i to już koniec. Oczywiście mam wyrzuty sumienia z powodu tak słabego przygotowania pojazdów, ale mój optymizm podpowiada mi, że będzie dobrze. Do kontaktu między pojazdami wykorzystaliśmy kask z wbudowanym Bluetooth firmy Naxa, który zapewnił sprawną komunikację między motocyklem, a samochodem w trakcie podróży.
Nasza załoga:
Marcin, jego żona Baśka i syn Jędrzej.
Dzień 1
Startujemy z Piły 6. czerwca. W drogę wyprawiają nas koledzy i uczestnicy organizowanego przez klub „Husaria" rajdu motocyklowego „Włóczykij". Po deszczowym tygodniu sobota jest słoneczna i to powoduje, że humory nam dopisują. O 9.00 jedziemy w kierunku Szczecina. Po drodze mijamy uczestników odbywającego się w tam zlotu Junaka. Około 14.00 docieramy do Skansenu Słowian i Wikingów w Wolinie. Jak się okazuję skansen od 15.00 jest zarezerwowany na imprezę zamkniętą, ale przez godzinkę możemy go zwiedzić za darmo. Mimo tak krótkiego czasu udało, nam się nie jedno zobaczyć.
Z Wolina jedziemy do Międzyzdrojów zobaczyć promenadę gwiazd. Najpierw jednak udajemy się na plażę, aby przywitać się z morzem. Pogoda nam dopisuje, trochę wieje, ale jest słonecznie. Z Międzyzdrojów mamy jeszcze spory kawałek do naszego noclegu w Darłówku, a że czas coraz szybciej ucieka, więc zbieramy się i jedziemy dalej. W Darłowie jesteśmy około 21.00 i możemy podziwiać malowniczy zachód słońca.
Dzień 2
Niedziela wita nas ponurym niebem, nie wiem czy lada chwila nie zacznie padać, zatem kombinuję sobie buciki przypominające najnowocześniejsze modele z NASA i jedziemy w kierunku Łeby. Parkujemy w miejscowości Rąbki, gdzie przebierając się wyrzucam do kosza razem z moimi super butami, kluczyki do motocykla. Po godzinie poszukiwań zagadka się wyjaśnia, kamień spada nam z serca. Teraz spokojnie udajemy się w kierunku wydm. Żeby się do nich dostać trzeba wykupić bilet wstępu do Słowińskiego Parku Narodowego i odbyć spacerek około 6km w jedną stronę. Oczywiście taki spacer z małym dzieckiem to jak wyprawa na Marsa, korzystamy więc z transportu Melexem. Wydmy to miejsce unikatowe na skalę europejską: wielkie góry plażowego piachu. Pustynia, z której rozciąga się widok na morze z jednej, a na jezioro z drugiej strony.
Naszym następnym celem jest Przylądek Rozewie i znajdująca się tam latarnia. Potem zasuwamy do Gdańska - tam u rodzinki zaplanowaliśmy nocleg.
Dzień 3
Z bólem serca opuszczamy Gdańsk i otoczeni słodkim zapachem rzepaku kierujemy się w kierunku Malborka. Zwiedzanie największego gotyckiego zamku w Polsce w poniedziałek uniemożliwia obejrzenie wszystkich komnat, sprawia jednak, że wstęp jest trzykrotnie tańszy. Sympatyczny przewodnik oprowadza nas po dziedzińcu oraz ciekawych wnętrzach, zabawnie i malowniczo opowiadając o historii zamku.
Wyjeżdżając z Malborka w kierunku Węgorzewa zaczynamy uciekać przed goniąca nas ciemną chmurą, która po około godzinie testuje moją „pogodoodporność". Po drodze do Węgorzewa cały czas ścigam się z burzą. W czasie gdy nie pada, wieje bardzo silny wiatr pozostawiający na jezdni połamane gałęzie, które wzbudzają we mnie obawę, czy nie dostanę czymś w głowę.W Lidzbarku Warmińskim zatrzymujemy się tylko na chwilkę, gdyż plany zwiedzania krzyżuje powrót mżawki. Wtedy marzyłem już tylko o tym, aby dojechać na miejsce isięwysuszyć.
W Węgorzewie mamy zarezerwowaną kwaterę przez serwis Mapvivo. Nawet motocykl znalazł dla siebie miejsce w garażu gospodarzy. Za oknami szaleje burza, a my wcinamy pyszne gołąbki i czujemy się, jak w niebie.
Dzień 4
Po śniadaniu udajemy się nad jezioro Mamry, gdzie witają nas niemal oswojone bociany i wspaniałe krajobrazy, a stamtąd do miejscowości Stańczyki, aby podziwiać ogromne podwójne wiadukty kolejowe rozciągnięte nad mini rzeczką. Linia kolejowa, która przez nie przebiegała, od dawna jest nieczynna, jednak 36 metrowakonstrukcja, przypominająca swoim rozmachem rzymski akwedukt, robi duże wrażenie. Pogoda tego dnia nam sprzyjała. Ze Stańczyków docieramy do miejscowości Dowspuda, gdzie znajduje się ocalały portyk z pałacu Ludwika Paca. Gdyby nie głupota kolejnych dzierżawców budowli, którzy doprowadzili posiadłość do ruiny, byłby to zapewne jeden z najpiękniejszych pałaców w Polsce.
Z Dowspudy kierujemy się do Bielska Podlaskiego, na spotkanie z Grześkiem, który odpowiedział na nasz apel na Forum Motocyklistów i zdecydował się nas do siebie zaprosić. Około 20.00 jesteśmy już blisko celu. Grzesiu, którego nie mieliśmy okazji wcześniej poznać osobiście, wyjechał na przywitanie nas na rogatki miasta i wraz ze swoją żoną Ulą i potężnym Vulcanem 1.5 eskortował do swojego domu. Korzystając z okazji serdecznie dziękuję za niezwykłą gościnność zarówno Grześkowi i Uli, jak i mamie Grzesia.
Dzień 5
O 10.00ruszamy do Białowieży. Pogoda jest wspaniała. Nigdy wcześniej nie spotkałem w Polsce regionu, tak odrębnego i oryginalnego pod względem architektonicznym. Po drodze do Białowieży zatrzymujemy się jeszcze w Hajnówce, gdzie oglądamy malowniczą cerkiew,tankujemy paliwo oraz robimy zapasy. Białowieża to wspaniałe miejsce. Nie sposób wszystkiego w tej okolicy zobaczyć w jeden dzień. Z wielu atrakcji wybieramy spacer po parku oraz zwiedzanie multimedialnego muzeum. Trochę niepocieszeni faktem, że czas nas goni i musimy już opuścić Białowieżę, kierujemy się do Grabarki. W drodze niespodziewanie spełniło się moje marzenie - spostrzegłem, że właśnie wjechałem na drogę o numerze 66. Wykonałem pamiątkowe zdjęcia oraz zrobiliśmy krótki piknik, żeby uczcić tę chwilę. Najbliższe kilkanaście kilometrów przemierzałem moim Harleyem po Route 66...
Niezwykły klimat sanktuarium w Grabarce potęguje otaczająca nas aura, ciemne chmury, grzmoty i piorunyoddalonej o kilkanaście kilometrów burzy oraz tysiące krzyży z intencjami, niektóre zupełnie nowe, niektóre tak stare, że już obrośnięte mchem i wrośnięte w ziemię. W tym dniu musimy jeszcze dojechać do Lublina, gdzie oczekuje nas Robert, kolejny życzliwy motocyklista poznany dzięki forum.
Deszcz, który towarzyszył nam od okolic Grabarki przekształcił się w prawdziwą burzę, zrobiło się ponuro i mrocznie, niebo przeszywały raz po raz błyskawice. Postanowiłem nie czekać, tylko przejechać te parę kilometrów wburzy. „Te parę kilometrów" przekształciło się w prawie 80 km, które przemierzałem z prędkością około 60 km/h. Trudno cenzuralnie wyrazić słowami co czułem, gdy na tym odcinku spotykałem ciągnące się po kilka kilometrów fragmenty sfrezowanej nawierzchni. Motocykl świetnie poradził sobie z „próbą wody" ,chociaż kilkakrotnie niebezpiecznie uciekło mi tylne koło. Byłem dumny, że dałem sobie radę w tę trudną aurę. Szkoda, że kombinezon przeciwdeszczowy pękł w „strategicznym" dla mnie miejscu ijuż po pół godziny ulewy siedziałem w wodzie.
WLublinie zatrzymujemy się na pierwszej większej stacji paliw i oczekujemy na Roberta, który już po kilkunastu minutach przebił się przez miasto i do nas dotarł. Robert przyjechał ze swoją żoną Kasią i zaproponował przejażdżkę po malowniczych ulicach starówki. Miasto tak nas urzekło, że zdecydowaliśmy, iż powrócimy jeszcze kiedyś w te miejsca, aby w przeciągu dwóch tygodni dokładniej zwiedzić całą Wschodnią Ścianę Polski.Nasi lubelscy gospodarze oddali nam do dyspozycji pokój w swoim mieszkaniu, nakarmili i pozwolili na ciepły prysznic, który wygrzał mój zmarznięty grzbiet. Serdecznie dziękuję Kasi i Robertowi za okazaną nam życzliwość.
Nasza trasa była już na półmetku, dlatego kolejny dzień postanowiliśmy sobie odpuścić i ustaliliśmy, że przejedziemy tylko niecałe 200 km. Jak na razie nasze pojazdy znosiły wycieczkę dzielnie, nie mieliśmy żadnych awarii i wszystko było super.
Dzień 6
Po smacznym śniadaniu jedziemy do miejscowości Krupe, gdzie znajdują się ciekawe ruinypałacu. W drodze do tego miejsca towarzyszy nam Robert na swojejGS500E. Pałac został zniszczony podczas Potopu Szwedzkiego, lecz to co zostało, pozwala wyobrazić sobie skalę budowli. W tym miejscu żegnamy sięi jedziemy do Zamościa. Na miejscukierujemy się na starówkę, gdzie wcinając lody spacerujemy wśród uroczych kamienic. Stare miasto, niezwykle malownicze trzeba dodać, jest świeżo po remoncie. Nie bez powodu Zamość nazywany jest „Perłą Renesansu" i „Padwą Północy". Po spacerkużegnamy się z Janem Zamojskim i jedziemy do miejscowości Machnów Nowy, gdzie mieszka chrzestna Basi i gdzie przewidzieliśmy nocleg.
Po drodze postanowiliśmy zatrzymać się nad jeziorem i posprzątać w aucie. Decyzja niezwykle spontaniczna i niestety mało rozsądna, zjeżdżając z górki na polankę zorientowaliśmy się że pod trawą znajduje się glina, która za sprawą kilkudniowych opadów zamieniła się w breję, przez którą Harley miał problemy się przebić. Po porządkach motocykl z załączonym pierwszym biegiem trzeba była pchać przez błoto pod górę. Około 17.00 pojazdami ubrudzonymi, jak po rajdzie terenowym, dojeżdżamy do rodziny. Pomimo, że od ostatniego spotkania minęło blisko 20 lat, zostaliśmy przyjęci z iście wschodnią gościnnością. Spokój tego miejsca sprawia, że ma się wrażenie jak, gdyby czas płynął wolniej.
Dzień 7
Wstajemy trochę później niż zwykle, a to za sprawą miło spędzonego poprzedniego wieczoru, który przeciągnął się do późnej nocy. Pragniemy dzisiaj zacząć zwiedzanie od zobaczenia Szumów.Robert z Lublina zaproponował nam przewodnika w postaci swojego kolegi (z forum Suzuki GS 500) Piotrka z Tomaszowa Lubelskiego. Umawiamy się z nim na stacji paliw w Tomaszowie Lubelskim i stądjesteśmy już eskortowani przez niego.
Docieramy do Szumów. Zatrzymujemy sięna parkingu przy sklepie "U Gargamela". Z tego miejsca można w ciągu niecałych dwóch godzin przejść te malownicze progi wodne. Potem Piotr odprowadził nas aż do okolic Jarosławia, tam się żegnamy i już w trójkę jedziemy do Przemyśla.
Na starówce w Przemyślu spotykamy Wojaka Szwejka oraz niedźwiadka, symbol tego miasta. Dzień się kończy, a niebo znowu zaczyna pokrywać się chmurami. W miejscowości Cisna w sercu Bieszczad znajdujemy camping, na którym bardzo życzliwa gospodyni zaoferowała nam sporą przyczepę kempingową w promocyjnej cenie. Idziemy spać w momencie, gdy za oknami znowu leje deszcz.
Dzień 8
Kolejnego dnia zwiedzanie zaczynamy od Soliny. Znajdująca się tam zapora jest najwyższą budowlą hydrotechniczną w Polsce. Przegania nas uporczywa mżawka. Przed nami spory kawałek drogi, opuszczamy Bieszczady i jedziemy w Pieniny, a dokładniej do Czorsztyna. Do celu docieramy wieczorem i wreszcie po całym dniu mżawki wychodzi słoneczko. Zamek o tej porze jest zamknięty dla zwiedzających. Jedziemy do miejscowości Kacwin, gdzie zarezerwowałem nocleg. Nie jesteśmy już na Wschodzie, więc o wylewnej życzliwości możemy tylko pomarzyć, ale ważne, że nocujemy pod dachem, ponieważ po dniu w deszczu mam ochotę wreszcie wyschnąć. Jeszcze tylko jedzonko i spanie.
Dzień 9
Startujemy około 10 rano, aby zobaczyć zamek w Niedzicy. Przy jego zwiedzaniu trzeba uważać, żeby nie natknąć się na straszącego tam podobno ducha. Potem w drogędo Zakopanego.
Wjeżdżając do miasta na remontowanym fragmencie jezdni obok dworca PKS pęka nam opona w Golfie. Żeby dostać się do „zapasówki", przekopujemy połowę bagażnika. Po kilkunastominutowych perypetiach jedziemy jednak dalej. Krupówki trochę przypominają Jarmark „Europa", można tu kupić wszystko, od zwierząt po artykuły spożywcze.
W planach mieliśmy wyprawę na Gubałówkę, a że nie mamy za dużo czasu, dlatego jedziemy kolejką w obie strony. Zakopane według mnie jest przereklamowane, a może to ja oczekiwałem czegoś innego. Wyjeżdżamy bez większego żalu o 18.00.Aż do zjazdu na Wadowice jest duży tłok i jedziemy z maksymalną prędkością 50 km/h. Ponieważ jesteśmy spóźnieni względem naszych planów, jedziemy tak długo, na ile starczy nam siły. Nocleg wypadł na stacji paliw w Bielsku Białej.
Dzień 10
Kolejnego dnia czeka nas głównie jazda, wyjeżdżamy wcześnie i drogami szybkiego ruchu oraz autostradami pędzimy aż do Tych, gdzie uzupełniamy prowiant i naprawiamy koło w Golfie. Po dwóch godzinach poszukiwań odnajdujemy grób Ryszarda Riedla, który bardzo chciałem odwiedzić, oddając tym samym szacunek artyście. Ponownie wskakujemy na autostradę, którą lecimy do Krapkowic na krótką wizytę u rodziny, a potem dalej aż do miejscowości Laski w Sudetach, gdzie przewidzieliśmy nocleg.
Dzień 11
Tego dnia jedna z większych atrakcji dla naszego syna, czyli zwiedzanie dawnej kopalni złota w miejscowości Złoty Stok. Trasa jest niezwykle zróżnicowana i obejmuje zwiedzanie z przewodnikiem podziemnych sztolni, chodnika śmierci, Sztolni Czarnej wraz z podziemnym wodospadem orazprzejażdżkę podziemnym pomarańczowym tramwajem. Atrakcji jest jeszcze dużo więcej i nie sposób wszystkiego spamiętać.
Ze Złotego Stoku jedziemy do Paczkowa, zwanego polskim Carcassone. Naszym celem na dziś jest jeszcze odwiedzenie zamku Książ. By tamdotrzeć, musimy przejechać przez Wałbrzych.
Nie znam historii i atrakcji tego miasta, ale miałem okazję jechać tymi strasznymi drogami. Zapewne prężnie działają tam kluby Afryki i BMW GS, bo jazda innym pojazdem, niż terenowy, jest co najmniej trudna. Po kolejnym ostrym szarpnięciu kierownicą w dziurze, marzę tylko o tym, abyszybko wyjechać z tego miasta. Późniejmarzę już tylko, aby wyjechaćw jednym kawałku. Żeby tradycji stało się zadość do zamku Książ spóźniamy się i jesteśmy pół godziny po zamknięciu.
Zbliża się wieczór kolejny nocleg zarezerwowany przez Mapvivo mamy w miejscowości Sierpnica. Wszyscy są już skonani, jemy kolację i edytujemy trasę na kolejne kilka dni.
Dzień 12
Dzięki namowom gospodarza rezygnujemy ze zwiedzania pierwotnie wybranego Walimia, w zamian wybieramy się do Osówki oddalonej od naszego noclegu o mniej, niż 2km. Osówka to fragment tajemniczej budowli z okresów III Rzeszy. Przeznaczenia tych okazałych budowli do dzisiaj nie ustalono. Stamtąd lecimy w kierunku Karpacza, przejeżdżając przez Wałbrzych. Tym razem udaje nam się jednak zwiedzić Książ! Do Karpacza docieramy dopiero około 18.00, spacerujemy znanymi drogami odwiedzamy zbudowany w norweskim stylu kościółek Wang. Jedziemy na północ.
Temperatura w granicach 5 stopnioraz zmęczenie sprawiają, że około 23.00 zatrzymujemy się na stacji paliw w Kożuchowie i tam zostajemy na nocleg.
Dzień 13
Rano dzwonimy do kolegi, który według naszych informacji mieszkał w okolicach Zielonej Góry. Okazało się, że było to kilka kilometrów od naszego noclegu, zbieramy się szybko i jedziemy na spotkanie, udało się nam nawet załapać na kawę i śniadanko. Pozdrawiamy Tomka z rodzinką.
Zostało ostatnie kilkaset kilometrów, które dzielą nas od domu. Niepokojąco zaczyna popiskiwać tylne koło w Harleyu, a to za sprawą kończących się klocków, no ale jadę dalej, unikając korzystania z tylnego hamulca.
Zatrzymujemy się jeszcze w Gnieźnie. Odpoczywamy, wcinającbeztrosko lody na wzgórzu Lecha.
Ostatnim miastem na naszej trasie jest Kłecko, gdzie zatrzymujemy się na kilka dni. Czeka nas jeszcze tona prania i dwa dni sprzątania samochodu, ale my myślimy raczej o pysznym domowym obiedzie.
Dwa dni później docieramy do Piłyi kolejne dni poświęcamy wyłącznie leniuchowaniu.
Jesteśmy dumni, że udała się nam nasza podróż. Wbrew przewidywaniom, obyło się bez ofiar i rozwodu. Pojazdy sprawdziły się rewelacyjnie. Harleynie zawiódł, dzielnie i bez żadnych kaprysów przebył liczącą 3900 km trasę. Oczywiście pewne materiały eksploatacyjne się zużyły, ale po prostu góry i kilometry zrobiły swoje. Tylna opona będąca przed wyjazdem w dostatecznym stanie, została totalnie zajechana, tak samo zużyły się tylne klocki. Linka od prędkościomierza ukręconana autostradzie jeszcze przed Opolem, musi byćoddana do regeneracji. Mimo tych usterek jestem dumny z tego, jak motocykl zniósł tą trasę.
Podziękowanie:
Dobrym duchem naszej wyprawy był znany polski producent akcesoriów motocyklowych firma NAXA, która pomogła zrealizować naszą podróż i udowodniła, że nie zawsze najważniejszy jest zysk, lecz liczą się także pewne wartości wspólne dla wszystkich nas - motocyklistów.
|
Komentarze 8
Pokaż wszystkie komentarzeWidzę, że wiele osób o tym myśli. Ja dzięki mojej żonie, która na urodziny (pięćdziesiąte) kupiła mi motocykl odbyłem sam podróż dookoła Polski w sierpniu tego roku. Przejechałem z Poznania przez ...
OdpowiedzŚwietna trasa! Gratuluję! W przyszłym roku może uda mi się powtórzyć Waszą wycieczkę. Jeśli kiedyś będziecie chcieli powtórzyć podobną trasę, to zapraszam do siebie. Mieszkam 10km od Kożuchowa i ...
OdpowiedzDziękuje za zaproszenie, nigdy nic nie wiadomo :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzJesteście niesamowici. super wyprawa, waszą relację przeczytałem jednym tchem. W przyszłym roku też marzy mi się taka wyprawa, dzięki wam nabrałem większej pewności co do powodzenia takiej wyprawy....
OdpowiedzWasze komentarze to miód na moje serce :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzJestem pod wielkim wrażeniem waszej wyprawy ! I moim marzeniem jest zwiedzenie Polski na motorze:) ale najpierw to muszę kupić motor :P Wielkie gratulacje i serdecznie pozdrawiam !
OdpowiedzMy naturalnie rowniez zapraszamy, jezeli bedziecie w okolicy. Trzymajcie sie!
Odpowiedz