Po dwóch tygodniach zmagań na ziemiach Ameryki Południowej, zawodnicy osiągnęli upragnioną linię mety. Niestety nie wszyscy, a Ci którzy przetrwali, automatycznie mogą się czuć zwycięzcami.

Wygrali ze słabościami własnych organizmów, obrali odpowiednią taktykę i rozłożyli siły na poszczególne etapy. Wierzyli w siebie i mieli odpowiednie wsparcie techniczne, a i tak to wszystko nie miałoby odzwierciedlenia w finalnym wyniku, gdyby nie dawka szczęścia. Jego brak odczuli zawodnicy ze wszystkich kategorii. Od motocykli, aż po auta ciężarowe. Przez co przeszli (przejechali zawodnicy)?

Jubileuszowa, 40. edycja rajdu Dakar. 337 pojazdów łącznie, z czego 190 motocykli i quadów. Najbardziej utytułowany Stephan Peterhansel zwyciężył sześciokrotnie na motocyklu i aż siedem razy samochodem. Trasa przebiegała przez trzy kraje. Start w Limie (Peru), potem Boliwia i finisz w argentyńskiej Cordobie. 14 odcinków, prawie 9.000 km, z czego ponad połowa to odcinki specjalne i wydmy. Pięć dni rajdu na wysokości ponad 3.000 metrów, gdzie gęstość powietrza niekorzystnie wpływa na zawodników, jak i na silniki. Zawodnicy z 54 krajów i aż 11 kobiet.

(źródło: Dakar.com)

Choć tegoroczna edycja rajdu była postrzegana, jako najtrudniejsza z dotychczasowych, to jednak liczba zawodników, którzy osiągnęli wymarzony cel w postaci linii mety była dość spora, co jest tylko dowodem na to, iż zawodnicy coraz to lepiej przygotowują się do pustynnych zmagań, a sprzęt którym dysponują wykazuje większą żywotność. Trzeba również wspomnieć o ekipach serwisowych, dbających o pojazdy, mające tak trudną trasę do przebycia. Ale wróćmy do samych zawodników. Z 89 motocyklistów na linii startu, metę osiągnęło 85, więc mój kalkulator stwierdził, iż zaledwie czterech odpadło z rywalizacji. Niestety wśród nich jest jeden z naszych motocyklistów, pochodzący z Lublina - Jakub Piątek, z ekipy Duust Rally Team. Jadący motocyklem KTM RR450 zawodnik musiał zrezygnować już na drugim etapie rajdu, za sprawą awarii silnika.

Najszybszy z Polaków okazał się Maciej Giemza z Orlen Team i uplasował się na 24. pozycji. Paweł Stasiaczek (Duust Rally Team) był 55., natomiast Maciej Bedrysz 57. Gratulacje Panowie. Oby tak dalej. Zwycięzcą całego rajdu został Austriak - Matthias Walner z fabrycznego zespołu Red Bull KTM Factory Team i przejechanie całej trasy zajęło mu 43 godziny, 6 minut i 1 sekundę.

(źródło: Dakar.com)

Drobna ciekawostka. Ostatni zawodnik w osobie Gerryego Van Der Była dojechał do mety ze stratą aż 79 godzin, 55 minut i 51 sekund. Istna przepaść, ponad 3 dni…lecz i tak jest w gronie wygranych, gdyż dojechał.

Czas na quady.

Wygrał jadący Yamahą Raptor 700, Czilijczyk - Ignacio Casale, z łącznym czasem przejazdu 53 godziny, 47 minut i 4 sekundy i prowadził praktycznie od początku, do samego końca.

¡Mañana @IgnacioCasale inicia la carrera más importante del año! #VamosCasale #Dakar2018 > https://t.co/vItW8giZYY pic.twitter.com/DUmXVZGQjl

— Red Bull Chile (@redbullCL) 5 stycznia 2018

Kamil Wiśniewski (Sonik Team) zajął rewelacyjne 13. miejsce.

Jadący Can - Am`em zawodnik z Wyszkowa zaczął piąć się w górę z 35. pozycji po pierwszym odcinku, więc wynik jest tym bardziej imponujący. Biorąc pod uwagę fakt, iż był do dopiero drugi start Kamila w Dakarze i niestety pod nieobecność swojego mentora - Rafała Sonika.

Wynika z tego, że 50% polskiej reprezentacji quadowej ukończyło rajd, gdyż jak pewnie dobrze wiecie, a my pisaliśmy o tym wcześniej, Rafał Sonik za sprawą złamanej nogi musiał wrócić do Polski, zaliczając niestety tylko pięć odcinków tego historycznego rajdu po bezdrożach.

Nie był jedynym pechowcem w stawce quadów, gdyż na 49 startujących, flagę z szachownicą ujrzało tylko 32 zawodników.

Teraz wszystkich zawodników czeka zdecydowanie zasłużony odpoczynek, po morderczej wyprawie, po czym powrót do ostrego treningu, by za rok znów uczestniczyć w walce o przetrwanie i wygraną w 41. Rajdzie Dakar.

Końcowa stawka w kategorii motocykli:

Końcowa stawka w kategorii quadów: