Ścigacz.pl: Jak wyglądała postawa rywali? J.B.: Mieliśmy trochę nerwową sytuację od samego początku. Kolega, z którym w zeszłym roku jechałem w teamie Kawasaki, bardzo chciał ze mną wygrać. Zdarzały takie dziwne historie, że na przykład przyjeżdżaliśmy na metę odcinka, a meta była zablokowana przez zespół rywali. Po prostu stali sobie, odbili kartę i nie dawali nam możliwości wjazdu na metę. Potem były próby rękoczynów. Sędziowie to widzieli i ta nerwowa sytuacja też wpłynęła na stosunek do Polaków, nawet tych startujących w samochodach.
Na pierwszym odcinku było tak, że dotarliśmy na linię mety, a po pół godziny później organizator dopiero ją ustawiał. My oczywiście chodziliśmy, jeździliśmy i szukaliśmy. Po tym przyjechali nasi rywale, przyprowadzeni przez tego organizatora, bo zdążyli się zorientować, że on jedzie na linię mety i stwierdzili, że oni też byli pół godziny wcześniej na tej linii. Widząc, że nasi rywale mieli kilka razy dachowania w naszej obecności, praktycznie od czwartego dnia zdecydowałem, że najlepiej będzie, jak wyprzedzimy ich, będziemy jechali swoim tempem i nie będziemy mieli za wiele kontaktu. Ograniczamy w ten sposób ryzyko spotkania i tego, że ich turlający się quad będzie dla nas zagrożeniem. Dodajmy jeszcze zakończenie, które stało się wielkim skandalem. W wyniku bezpodstawnego i bezprawnego uznania protestu na polskiego kierowcę, wszyscy polscy zawodnicy poszli do organizatora z oświadczeniem, że odmawiamy startu i oczekujemy wyjaśnienia. Organizator odmówił, a zatem polscy zawodnicy odmówili startu. My, mając 7 godzin przewagi nad następnymi zawodnikami niemieckimi, pozwoliliśmy sobie na chwilowy brak startu. Wieczorem przyszliśmy po wyniki końcowe. Okazało się, że wszyscy jesteśmy zdyskwalifikowani. Na to nasi bezpośredni rywale, młody Niemiec wraz z ojcem stwierdzili, że to niemożliwe, abym ja przegrał prowadząc z przewagą 7 godzin. Jak on teraz pokaże puchar w domu mówiąc, że przegrywał o 7 godzin, a trofeum wygrał dlatego, że innych „wysiudali" z rywalizacji. Zaczęła się wielka awantura. Zerwano wyniki, opóźniono rozdanie nagród. Po godzinnych obradach przywrócono nas na pierwsze miejsce wraz z Krecikim. Na drugim miejscu byli Niemcy, na trzecim Francuzi. Mimo wszystko jestem zadowolony. Jakby nie było, jest to wygranie Croatia Trophy trzeci raz z rzędu w kategorii quadów. Tutaj pojawiły się zarzuty, że chciałem za wszelką cenę udowodnić, że najlepszym quadem jest Yamaha. Całe szczęście, że ja całym swoim życiem zawodowym udowadniam, że nie ma jednego najlepszego pojazdu, a tym bardziej w quadach nie ma takiego pojazdu. Na pierwszym, drugim i trzecim miejscu były ekipy na różnych quadach. Jestem bardzo zadowolony z tego, że jestem dealerem Yamahy. Nie dlatego tylko, że Yamaha mi pomaga. Po prostu poprzez Yamaha Quad Club mogę przekazywać swoje doświadczenia. Przed rajdem byliśmy na spotkaniu z klientami, który kupili quady Yamahy, teraz na spotkaniu będziemy opowiadali, uczyli, co i jak należy robić w terenie. Każdy taki rajd, to jest mnóstwo nauki. Ścigacz.pl: Wasze plany na ten sezon? J.B.: Moim zdaniem głównym zespołowym wydarzeniem dla naszego Grizzly Teamu jest rajd Berlin - Wrocław. Impreza rusza 30 czerwca i ma to być na prawdę bardzo duże wydarzenie. Ma się ono rozpocząć w samym centrum Drezna, miasto ma zostać zamknięte do dyspozycji zawodników, będzie parada i inne atrakcje oraz prolog, aby pokazać ten sport ludziom. Potem Zgorzelec, na chwilę w Czechach. Potem już tylko polskie poligony. Meta jest 7 lipca na poligonie drawskim. Ten „Mały Dakar", bo Berlin-Wrocław dorobił się takiej renomy, zapowiada się bardzo ciekawie i będzie bardzo nagłośniony. Będziemy jechali w składzie 3-osobowym, czyli Krecik, Mirek Zezik oraz ja, choć może ktoś jeszcze dołączy do nas. W sferze marzeń i planów przyszłościowych mam zamiar przejechać Dakar quadem, ale coś mi się to przesuwa. Dakar to jednak kolosalne wyzwanie finansowe. Jest to wydatek z pojazdem i przygotowanie na poziomie 300 000 zł. Ścigacz.pl: Jak oceniasz polskie imprezy offrodowe, jeśli chodzi o organizację i stopień trudności, odnosząc jest np. do Croatia Trophy? J.B.: Myślę, że nie ma się czego wstydzić. Ostatnio słyszałem o Poland Trophy, że jest to impreza znakomicie przygotowana. Nie mamy jednak dzikiej przyrody, dżungli, terenów bez ludzi, gdzie nikomu nie będziemy zagrażali. Uważam jednak, że nasze rajdy są doskonałą szkołą przygotowującą do najtrudniejszych imprez. Jeździmy kawałki na nawigację wg. road booka, jeździmy na nawigację poszukując znaczków, wiec to wyrabia odruchy i konieczne umiejętności, które potem przydają się w najtrudniejszych warunkach. Rajdy odbywające się na poligonach, np. Orzysz, Nowa Dęba są bardzo podobne do Croatia Trophy i pozwalają przygotować się na najgorsze. Tutaj nie powstydzilibyśmy się wobec kogokolwiek. Imprezy za granicą różnią się tym, że są bardzo kosztowne. Budżet, oprócz pojazdu i jego przygotowania, musi wynosić minimum 10 000 zł na zawodnika. Trzeba dojechać te 1300 km, mieć na wpisowe (1400 Euro/zespół). W zamian za to utrzymuje się numer startowy oraz wyżywienie. Ścigacz.pl: Bardzo dziękujemy za rozmowę! J.B.: Dziękuję bardzo. | |
Komentarze 1
Poka¿ wszystkie komentarzeNiestey byly nieciekawe zadymy z innym zespolem na quadach z PL. Szkoda bo to wszystko zepsulo tylko zabawe i ducha rywalizacji.
OdpowiedzJa sie ciesze ze wygral Mr Quad. Znam tego goscia osobi¶cie i powiem tylko ze jest swietnym czlowiekiem i najlepszym mozliwym w Polsce ambasadorem quadów. Reszta mnie nie interesuje.
Odpowiedz