Chingonas - custom Lena Kodlina
„Ten projekt jest dość OK - ale następny będzie o niebo lepszy."
Imię: Len, nazwisko: Kodlin. Wszystko jasne - syn słynnego customizera, Freda Kodlina, siłą rzeczy musi budować customowe motocykle. Dokładnie to właśnie robi, ale nie dlatego, że został do w jakiś sposób przymuszony. Nie, jemu po prostu sprawia ogromną radość składanie motocykli według własnego pomysłu.
Len na samym początku planował użyć do napędu pojazdu wysokoobrotowej, temperamentnej włoskiej V2, jednak po pewnym czasie stwierdził, że amerykański, długoskokow i „wysokomomentoobrotowy" silnik bardziej mu leży. Zmianie decyzji na pewno pomógł fakt, że gdzieś w czeluściach ojcowskiego warsztatu leżał sobie - zapomniany przez wszystkich - silnik Buella. Po wielu prośbach tato dał się w końcu ubłagać i silnik oficjalnie zmienił właściciela. Len mógłby też pójść dalej metodą „na litość", wybłagać ojcowskie gotowe elementy i z nich złożyć sobie kompletny motocykl. Jednak rozwiązanie to nie zapewniało pojazdowi najbardziej pożądanej cechy: indywidualności.
Zgodnie z przyjętą koncepcją, motocykla tego nie uda się jednoznacznie zaszufladkować. Nie będzie bowiem należał, ani do kategorii chopperów, ani tym bardziej bobberów. Ma to być po prostu nowoczesna interpretacja dynamicznych cafe-racerów z dużymi, ale wąskimi, 21-calowymi kołami.
Młody Kodlin opracował najpierw ramę, która ma sztywny tył i pod dość znacznym kątem, bo 40-stopniowym, pochyloną główkę. Za przednie zawieszenie posłużył i tak ojcowski produkt. Wide Glide z katalogu podzespołów firmy Kodlin pasował perfekcyjnie do tego projektu. Wystarczyło tylko skrócić lagi o 3 cale i wszystko pasuje jak ulał. Dość skąpe „oblachowanie" podkreśla purystyczną linię motocykla.
Premiera Chingonasa miała miejsce na Custom Chrome Show w Moguncji (Mainz). Zainteresowanie maszyną przerosło wszelkie oczekiwania. Projekt Lena nawet załapał się do grona nagrodzonych w konkursie pod nazwą Arlen Ness Pick, w której to jurorami byli najlepsi customizerzy. Odbierając nagrodę, Len skomentował ten fakt słowami, których zwykle używa jego ojciec, mówiąc:
„Ten projekt jest dość OK - ale następny będzie o niebo lepszy."
Jest to oczywiste. Chingonas to dopiero młodzieńcza etiuda, w której wyraźnie widoczne są jeszcze wpływy ojca. Kodlin junior musi wykorzystać dane mu przez los duże możliwości i wypracować swój indywidualny, niepowtarzalny styl. Wtedy to dopiero może odnieść wielki sukces, podobnie, jak to było w przypadku Kodlina seniora...
„Chingonas" - w ten sposób nazywane są te najniegrzeczniejsze dziewczyny. Takie, z którymi się nie zadziera, bo potrafią kopnąć tam, gdzie boli najbardziej.
Cały artykuł znajduje się w najnowszym, czwartym wydaniu dwumiesięcznika „Chrom&Płomienie".
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarzejak sie zwał tak sie zwał...ale przynajmniej dobrze piszą (nabyłem ten numerek)
Odpowiedzwygląda baaaardzo kozacko:) ale... "chrom & plomienie"?? jak to brzmi... ;/
Odpowiedz