Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 2
Pokaż wszystkie komentarze1% o który tak Cię dupa boli jest i tak nietykalny niezależnie od koniunktury. Nie trzeba polityki- wystarczy kasa na papugi. Czasem urządza się widowisko medialne dla gawiedzi, jak już trudno coś ukryć, ale i tak na końcu krzywdy nie ma. Działania donosicieli biją najbardziej w pozostałe 99% okazjonalnie łamiących przepisy, tylko dopóki nie staniesz się celem takiego sygnalisty, to będziesz gardłował za tym. Tak samo działała komuna- dopóki przychodzili po sąsiadów to było OK. Drogi w Polsce to jedna wielka pułapka na kasę frajerów. Las znaków z ograniczeniami prędkości, które na "ostrych" zakrętach zaczynają mieć sens dopiero jak spadnie śnieg. Na drodze biegnącej po obu stronach granicy z Niemcami, na Polskiej stronie zakręty zaczynają być jakimś wyzwaniem, kiedy wartość na znaku przemnoży się x2, a znak stoi przed każdym z nich. Ta sama droga po Niemieckiej stronie i wystarczy znak plus 10% i trzeba się konkretnie starać żeby się zmieścić w obrysie drogi, a znaki stoją tylko tam gdzie są potrzebne. A to tylko jeden z potencjalnie kosztownych polskich absurdów, więc jeśli jesteś, towarzyszu JAQ świętszy od papieża, to rzucaj kamieniem, i donoś na zdrowie. Tylko że po Ciebie też kiedyś przyjdą... :-)
OdpowiedzW punkt. Nawet w skandynawii jezdzi się szybciej. Jeżeli tylko chodnik jest oddzielony od drogi rowem melioracyjnum to od razu mamy podniesienie prędkości do 70km/h. W Finlandii 100 a nawet 110 km/h na drodze jednojezdniowej to wrecz absurd bo niejednokrotnie za zakrętem lub górką stoi stado reniferów. A co do Niemiec czy np Szwajcarii zgadzam sie w 100%. Przejazd z dopuszczalną prędkością przez wiele zakrętów może skończyć się w rowie i nikt jakoś nie robi z tego problemów
OdpowiedzI właśnie dlatego za granicą kierowcy mają respekt dla ograniczeń, bo te mają sens. W Polsce, kiedy na jednym zakręcie ktoś postawi znak z realnym ograniczeniem, to za chwilę zyskuje on sławę "zakrętu śmieci". Co chwila ktoś tam ląduje w rowie, bo nikt tego ograniczenia nie traktuje na serio, po przejechaniu setek innych z idiotycznie zaniżonymi wartościami. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej- podwójne ciągłe w środku lasu na "łuku" o promieniu Księżyca, 40 z powodu braku malowanek, ciuciubabka ze znakami terenu zabudowanego na obszarach podmiejskich, nowa definicja skrzyżowania itd, itp.
Odpowiedz