Motocyklista w szpitalu - historia (zbyt) prawdziwa
Leżysz na sali, w której można wędzić oscypki. Znieczulają cię w upiorny sposób, nie czujesz swoich genitaliów, operacja jest równie delikatna jak bycie przejechanym przez wywrotkę Liebherr T 282B, krwawisz 22 godziny na dobę, a po opuszczeniu szpitala media mają cię gdzieś. Zróbcie wszystko, aby nigdy przenigdy nie rozwalić się na motocyklu i nie trafić do szpitala. Mówię poważnie.
Szpital, mimo, że ratuje się tam istniejące życia i przyjmuje na świat nowe, nie jest miejscem w których chcesz przebywać. Ja osobiście wolę stać w kolejce na poczcie za Magdą Gessler niż okupować odrażające szpitalne kojo. Niestety, los (a w zasadzie kierowca bez poszanowania dla zasad ustępowania pierwszeństwa) zmusił mnie, abym udał się królestwa Hipokratesa na operację wyciągnięcia śrub i gwoździa z nogi. Zróbcie wszystko, aby nigdy przenigdy nie rozwalić się na motocyklu i nie trafić do szpitala. Mówię poważnie. Niektórzy trafiają pod najlepsze skalpele w kraju i otaczani są perfekcyjną opieką i nieskazitelną troską. Cóż, ja właśnie ze szpitala wróciłem, i zapewniam was, że w czymś, co wielu nazywa „rzeczywistością” wygląda to nieco inaczej.
Skąd biorą się idiotyczne scenariusze seriali medycznych, w których pacjent leży sam na kolosalnej sali z elektrycznie regulowanym łóżkiem, plazmowym telewizorem, bukietami kwiatów i obrazami na ścianach? Takie coś może zrodzić się tylko w umyśle osoby mającej jedynie luźny kontakt z realnym światem, ponieważ ten wygląda zupełnie odmiennie. Nie potrafię tego ubrać w inne słowa – szpitale to fabryki do zmieniania ludzkiego stanu zdrowia. I podobnie jak w fabryce pod koniec dniówki pracownicy przebierają się w ciasnej, dusznej, paskudnej szatni, podobnie wyglądają szpitalne sale. Mojej z powodzeniem można by użyć do wędzenia oscypków.
Jeśli lądujesz w szpitalnym łóżku jako motocyklista, i jeśli jakimś cudem się to wyda, jesteś skończony. Nie chodzi nawet o to, że współpacjenci będą mieli cię za dawcę, wariata, świra, mordercę, gwałciciela i kogoś, kogo powinno się powiesić za nogi nad autostradą. Stale będziesz zasypywany gradem pytań jaki masz motocykl, jaki miałeś motocykl, czy wrócisz do motocykli, czy się nie boisz i dlaczego w sercu masz szatana zamiast Boga. Potem zaczną się ordynarnie nudne opowieści o posiadanym kiedyś Junaku, kurach, wymionach, remizach, milicji i o jak wiele lepiej było, kiedy krajem rządził pan Jaruzelski. Kolejna obserwacja – nieważne jaki miałeś wypadek. Nieważne jak bardzo był on krwawy, przerażający i jak mocno kostucha się do ciebie przytuliła. Zawsze znajdzie się ktoś, kto miał gorszy wypadek, przy którym twój można porównać tylko do oglądania „Stalowych Magnolii” w upalne, spokojne, niedzielne popołudnie. Możesz też trafić na arogancką, głośną, żywą wersję Wikipedii, która ma opinię na każdy temat, nawet jeśli jest to sposób rozmnażania ryb głębinowych. Usłyszysz wtedy, że najbardziej efektywnie robi to Matronica Holboella. Co nie jest prawdą, ponieważ samiec Matronica Holboella pasożytuje na samicy, wgryza się w jej ciało i staje się pozbawioną wszystkiego oprócz układu płciowego i oddechowego naroślą. A to moim zdaniem cholernie nieefektywne.
Szpital nie jest miejscem, w którym powinno się pielęgnować swoje zdolności społeczne, zawierać przyjaźnie i umawiać się na herbatkę, kiedy już wyjmą wam cewniki. Rzeczą, która nadal pozostaje dla mnie nieodgadniona jest wymienianie się adresami i telefonami w dniu wypisu. Dlaczego, na Boga Stwórcę Wszechmogącego, miałbym chcieć kontaktować się z kimś, kto widział jak sikam do kaczki? Po co to całe szpitalne psiapsiółstwo? Czy to zielona szkoła? Czy ktoś w ostatnią noc w szpitalu powinien mi wysmarować stopy pastą do zębów? Czy ktoś powinien zacząć nucić „Kroplówki już dogasa blask”?
Przed operacją anestezjolog pyta cię w jaki sposób chciałbyś być znieczulony. Prawidłowa odpowiedz to „całkowicie”, ale zaraz po jej udzieleniu usłyszysz „E tam, strzelimy panu w kręgosłup i będzie git”. Tą część z powodów etycznych, moralnych, psychiczno-zdrowotych i podejrzenia, że mogą czytać to osoby nieletnie pominę. Operacja z gatunku metalurgii ortopedycznej czyli wszelkie wszczepiania, zespolenia i wyciągania metalu jest tak samo łagodna i delikatna jak bycie przejechanym przez wywrotkę Liebherr T 282B. Nawet jeśli jakimś cudem środek zobojętniający będzie działał do końca, to tak czy siak będziesz widział jak całe twoje ciało skacze na stole operacyjnym niczym rzeźbiona toporem kłoda. Nie żartuję. Nikt tam nie dba o to, aby było zrobione to subtelnie, a całość przypomina pracę w kuźni.
Niestety, w dniu wypisu nikt nie czekał przed drzwiami z kamerą i dyktafonem. Nikt nie zapytał mnie o stan zdrowia, nie było też kwiatów i transparentów z napisem „Witaj Boczo”. Myślisz, że w chwili opuszczenia szpitala po, bądź co bądź, udanej operacji twoje problemy się skończyły? Jesteś w błędzie. Jeśli podobnie jak ja, będziesz miał upośledzony główny narząd ruchu, a noga ma wszelkie predyspozycje do takiego miana, na każdą, nawet najdrobniejszą czynność codzienną zostanie rzucone nowe, extra-kłopotliwe światło. Oczywiście, że można wynająć prywatną pielęgniarkę, ale o ile na twoim ogródku nie płynie rzeka nafty albo nie wymyśliłeś Google, może być to problematyczne. Co chwilę krwawisz, musisz zmieniać opatrunek siedemdziesiąt razy w ciągu dnia, bezbolesne ubranie skarpety jest równie prawdopodobne jak seks na pierwszej randce z feministką, a uszkodzona kończyna zazwyczaj puchnie do rozmiarów Hondy Goldwing. I tak przez najbliższe kilka tygodni. W całej tej żałosnej sytuacji związanej ze szpitalem i operacją doszukałem się tylko jedne pozytywnej rzeczy. Naukowcy nazywają ją „Morfina”.
Dość narzekania. Jakiś czas temu podjęliśmy temat typowych urazów motocyklistów. Podpowiedzieliśmy wam co i jak należy robić, gdy złamiecie rękę, uszkodzicie kolano, albo gdy jakaś wywrotka odkształci wam bark. Teraz udzielę wam rady najlepszej – róbcie co tylko w waszej mocy aby nie trafić do szpitala. Dobrze się ubierajcie, pracujcie nad techniką jazdy i mocno na siebie uważajcie. W innym przypadku o tym jak głęboko wchodzi rurka cewnika przekonacie się na własnym… no, wiecie – na własnej skórze.
|
Komentarze 32
Pokaż wszystkie komentarzeJedna pasja przez drugą Pasja do pożarnicza obecnie służę w Jrg jako młodszy aspirant Gdyby coś na motocyklu stało się a wiemy że są nawet nie z motocyklisty [ byłem przy kilku w tym jeden dość...
OdpowiedzWitam, miałem tę przyjemność (wieloodłamowe złamanie podudzia ) z bliskim spotkaniem się z astrą , i skończyło się zespoleniem gwoździem wśródszpikowym (i złamanym wiertłem w kości :-) ) 3 ...
OdpowiedzWitam, miałem tę przyjemność (wieloodłamowe złamanie podudzia ) z bliskim spotkaniem się z astrą , i skończyło się zespoleniem gwoździem wśródszpikowym (i złamanym wiertłem w kości :-) ) 3 ...
OdpowiedzWitam , mam wątpliwą okazje do porównania naszej służby zdrowia z .......Brazylijską . Tak, w tak egzotycznym miejscu Doznałem urazu stawu skokowego i spędziłem 3 tyg w szpitalu - z (muszę ...
OdpowiedzAż z ciekawości poszukałem pana zdjęcia, tak jak myślałem jest pan młodą osobą. To widać z tekstu, nie zdążył pan nabrać szacunku do innych ludzi.
OdpowiedzZaczyna się sezon,i powiem coś z drugiej strony barykady. Nawet nie dajecie sobie sprawy jak szybko wypalasz się w robocie gdy co chwilę trafiają "mistrzowie" prostej w wieko od 20-35 lat którzy ...
OdpowiedzPozwolę tu sobie na dygresję, także z drugiej strony barykady. Obawiam się że liczy się i jedno i drugie - i delikatność w stosunku do pacjenta, i jego życie. Naturalnie jak się nie da inaczej to się robi co się da, szczególnie w medycynie ratunkowej, ale i tak odnoszę wrażenie że w Polsce poza nielicznymi prywatnymi szpitalami, pacjentów się traktuje przedmiotowo. Przez 6 lat studiów medycznych lekarze uczą przyszłych lekarzy wielu rzeczy, ale o tym że pacjent to człowiek nie tylko fizycznie ale i emocjonalnie i duchowo, mówią nieliczni i zwykle gdzieś na szarym końcu edukacji. Taka prawda. Najczęściej filozofia w stosunku do pacjenta to - my tu robimy coś z Tobą a ty siedź cicho. Do traktowania pacjentów w sposób cywilizowany dalej mamy długą drogę i wiele czynników się na to składa. Ale wcześniej czy później wylądujemy tam, gdzie obecnie są kraje cywilizowane: ochrona zdrowia - to już usługa, a Pan Doktor, owszem jest szanowany, ale już nie jest Jego Wysokością zastępcą Pana Boga na ziemii, tylko wykfalifikowanym wysoko wyspecjalizowanym usługodawcą. Ci którzy to dobrze rozumieją, zarabiają kupę kasy.
OdpowiedzW całości popieram. Jako pielęgniarka anestezjologiczna pracująca na oddziale intensywnej terapii, asystująca podczas znieczuleń w "kuźni" oraz entuzjastka motocykli. A wszystkim rozczarowanym polecam Animal Planet zamiast seriali prezentujących wyidealizowany, "pseudomedyczny" chłam.
Odpowiedz