Z dziennika Micka - sobota
Prosto z toru Losail przez cały weekend Grand Prix Kataru nasz wysłannik specjalnie na czytelników Ścigacza przesyła najciekawsze obserwacje zza kulis.
Yamaha górą
Kto by się tego spodziewał, do jutrzejszego, pierwszego w historii nocnego wyścigu MotoGP, z pierwszego rzędu ruszą aż trzy Yamahy YZR-M1 i żadnej z nich nie dosiądzie Valentino Rossi. Od dawna powtarzam, iż decyzja „Doktora" o przerzuceniu się na ogumienie Bridgestone może okazać się kluczową dla jego kariery - w obie strony. Tak czy inaczej jedna jaskółka wiosny nie czyni, więc nie ma co z wyniku Włocha robić afery narodowej.
Problemami siedmiokrotnego mistrza świata w ogóle nie przejmują się pozostali jeźdźcy Yamahy. Konferencja prasowa, która odbyła się tuż po zakończeniu sesji kwalifikacyjnej, upłynęła pod znakiem serii żartów, głównie autorstwa Colina Edwardsa, jednak nie brakowało także poważnych akcentów.
„Czy ktoś widział moją żonę?" - rozpoczął Edwards. „To taka fajna blondynka z dużymi cyckami, powinna gdzieś tu być." Sala konferencyjna zalana została falą śmiechu, po czym Amerykanin przeszedł do konkretów. „Tej zimy pracowaliśmy bardzo ciężko. Kiedy ma się wokół siebie tak wspaniały zespół, który robi wszystko o co go poprosisz, to nie masz najmniejszych problemów z motywacją. Wszyscy pytają mnie teraz skąd biorę motywację, ponieważ tak naprawdę jestem starym prykiem. Mógłbym być ojcem Jorge." - dziennikarze znów wybuchli śmiechem, po czym Lorenzo przytulił się na chwilę do siedzącego obok Edwardsa i chciał nawet poczęstować go swoim lizakiem. „Herve Poncharal to świetny gość, który zbudował wyśmienitą ekipę. Mają za sobą kilka ciężkich sezonów, jednak dają z siebie wszystko i teraz będziecie pewnie mówić: „Yamaha jest najlepszym motocyklem w stawce bo zdominowała kwalifikacje", ale prawda jest taka, że jutro będziemy musieli cholernie mocno się postarać i dać z siebie wszystko aby znów być w czołówce. Nie jest tajemnicą, że brakuje nam sporo jeśli chodzi o prędkość maksymalną. Podczas trzeciej rundy w Estoril otrzymamy nowy silnik z pneumatycznym rozrządem i z pewnością będzie lepiej, ale póki co musimy zacisnąć zęby i pójść jutro na maksa. Musimy zaryzykować."
Zapytany przez prowadzącego konferencję weterana sal prasowych Grand Prix, Nicka Harrisa, czy odpowiada mu jazda przy sztucznym oświetleniu, Colin zaskoczył nawet samą dziennikarską legendę. „Tak, bardzo mi się to podoba i chciałbym ścigać się w takich warunkach podczas każdego wyścigu. Czy jesteś w stanie załatwić to u organizatorów?"
Lorenzo jak w domu
Musielibyście zobaczyć Jorge Lorenzo podczas dzisiejszej konferencji. Uśmiech od ucha to ucha, pewny krok, błysk w oczach. Jeszcze nie wystartował nawet w swoim pierwszym wyścigu MotoGP, a w królewskiej klasie już czuje się jak do niedawna w 250ccm. Jorge z pewnością nie brakuje pewności siebie, przez niektórych nazywanych arogancją. Choć niektórzy nie przepadają z tego powodu za młodym Hiszpanem, ja miałem już okazję poznać go bliżej i będę bardzo szczęśliwy jeśli „Lorenzo Land" zagości na stałe w MotoGP, zarówno na torze, jak i za kulisami. Biorąc jednak to wszystko pod uwagę, nie ma się co dziwić, że Valentino Rossi zażyczył sobie podzielonego garażu. „Marzyłem o tym, a teraz sen stał się jawą." - w tradycyjny dla siebie, nieco filozoficzny sposób, wyjaśniał zawodnik zespołu Fiat Yamaha. „Już podczas pierwszej Grand Prix udało nam się wygrać w kwalifikacjach, więc dzisiaj cały zespół musi świętować. Oczywiście jutro faworytem będzie Casey Stoner, ale ja dam z siebie wszystko."
Uśmiech nie znikał także z twarzy kolejnego debiutanta w MotoGP, Jamesa Toselanda, który dopiero na dwie minuty przed końcem sesji stracił wymarzone, debiutanckie pole position. „Nieźle jak na zawodnika World Superbike, prawda?" - zażartował Brytyjczyk. „Spędziłem wiele wspaniałych lat w mistrzostwach motocykli produkcyjnych ale podjąłem ryzykowną decyzję aby zamienić wspaniałe życie w WSB na wspaniałe życie w MotoGP. Dzisiejszy rezultat nie byłby możliwy gdyby nie wspaniała ekipa i Herve Poncharal. Dziękuję im bardzo serdecznie, że nauczyli mnie w kilka miesięcy jak powinno jeździć się prototypem Grand Prix."
Zapytany o opony kwalifikacyjne, JT przyznał. „Miałem dzisiaj trzy komplety. Wiedziałem, że jestem w stanie zejść poniżej 1:54, ale na moim najszybszym okrążeniu nieco przyblokowali mnie zawodnicy ekipy Gresini Honda i już nic nie mogłem zrobić. Gdyby ktoś powiedział mi, że zadebiutuje w wyścigu MotoGP z pole position, to nie uwierzyłbym, ale dzisiaj jestem bardzo szczęśliwy i zrobię wszystko, abyśmy spotkali się tutaj tez jutro." - czy do tego dojdzie? Odpowiedź za 24 godziny.
Na czym polega tajemnica Stonera?
Marco Melandri, którego przez lata miałem okazję poznać jako jednego z najbardziej sympatycznych, najskromniejszych i najspokojniejszych zawodników na paddocku MotoGP, widziany był dzisiaj jak z wściekłością trzaska tylnymi drzwiami garażu zespołu Ducati Marlboro.
Nie ma się jednak co dziwić. Casey Stoner bez problemu na identycznym motocyklu przewodzi stawce, a Melandri, Elias i Guintoli zamykają tyły. Jeden z członków zespołu Alice Ducati powiedział mi dzisiaj w tajemnicy, że motocykle satelickie niczym nie różnią się od maszyn fabrycznych. Dlaczego więc Casey radzi sobie tak wyśmienicie, a Marco, Toni i Sylvain męczą się niemiłosiernie?
Teoria, którą usłyszałem dzisiaj z ust kilku różnych osób wydawałaby się wręcz niedorzeczna, gdyby nie stały za nią autorytety moich rozmówców. Livio Suppo wyjaśnił krótko. „Każdemu wydaje się, że jeśli wsiądzie na Ducati Desmosedici to bez problemu dotrzyma kroku Caseyowi, ale tak nie jest. Marco przekonał się o tym bardzo boleśnie i teraz jest wściekły. Presja jazdy u boku Caseya po prostu go niszczy, a dzieje się tak dlatego, że Marco nie rozumie jakim cudem ktoś jest w stanie tak pędzić tym motocyklem."
Podobnie jest w przypadku zespołu Alice Ducati. Inżynier, odpowiedzialny za każdą śrubkę w maszynach Luisa d'Antina i znający na wylot model Desmosedici GP8 potwierdził mi dzisiaj, iż na tym etapie, maszyny fabryczne i prywatne w ogóle się od siebie nie różnią. Zapytany o przyczyny słabych wyników, jeden z mechaników zażartował z kolei: "Bo nasi zawodnicy są do kitu." - po czym rozwinął już bardziej poważnie. „Podczas gdy Casey jest na czele stawki, oni nie mogą dogadać się z motocyklem i po prostu im odbija. Nie potrafią w żaden sposób wytłumaczyć jakim cudem można aż tak zapierniczać maszyną, z która kompletnie nie mogą się dogadać."
Wszystko wskazuje na to, iż w chwili obecnej bycie zespołowym kolegą Caseya Stonera to bardziej przekleństwo niż błogosławieństwo, jednak czas pokaże czy pozostali jeźdźcy Demo będą w stanie dogadać się z swoimi maszynami. Nikt nie ma w końcu wątpliwości, ze są szybcy.
Wariactwa część dalsza
Zazwyczaj dziennikarze rzutem na taśmę są w stanie zaliczyć krótkie odprawy z wszystkimi czołowymi zawodnikami, gdyż te odbywają się jedna po drugiej każdego dnia po zakończeniu jazd. Dzisiaj jednak kilkuset najbardziej renomowanych przedstawicieli mediów z całego świata kręciło się w pełnej konsternacji po paddocku z nadzieją, że uda się im od kogoś wyciągnąć jakieś wypowiedzi. O spotkaniach z Caseyem Stonerem, Valentino Rossim czy Nicky'm Haydenem nikt nie został poinformowany i armia żurnalistów musiała czekać prawie do drugiej w nocy na pierwsze informacje prasowe z oficjalnymi wypowiedziami jeźdźców. W przeciwieństwie do zawodników, niektórzy z nas bardzo cieszą się, że już jutro nocna Grand Prix Kataru dobiegnie końca, a za trzy tygodnie harmonogram wróci do normy podczas drugiej rundy w Jerez de la Frontera. Póki co przed nami jeszcze gwóźdź programu, czyli trzy niedzielne wyścigi. Zostańcie z nami!
Komentarze 2
Poka¿ wszystkie komentarzeNic dodaæ nic uj±æ!! rewelacja ;)))
OdpowiedzMiód relacja!!!
Odpowiedz