Włoskie szaleństwo: Ducati Diavel vs. Ducati Monster S4R
Włosi to prawdziwie szalony naród. Kiedy cały glob nie śpi po nocach i mąci kończynami w powietrzu z powodu kryzysu, błękitnokrwiści z południa Europy patrzą sobie kolejne espresso i budują zwariowane motocykle. Jeśli w twoim garażu stoi małolitrażowe wozidło, którym jeździsz do pracy – urzędu skarbowego albo fabryki skarpet, a łamanie przepisów drogowych jest dla ciebie równorzędne ze zwymiotowaniem na czyimś ślubie, ten test nie jest dla ciebie. Dziś robimy lobotomię włoskiej firmie, która zrodziła na świat te dwa motocykle i sprawdzamy, o co jej tak naprawdę chodziło.
Halo! Patrz się na mnie! / No i co się gapisz?!
Dukaty po prostu dobrze wyglądają. Owszem, w historii tego koncernu zdarzyły się wpadki zwane Multistrada 620 i Paso, ale generalnie większość motocykli z Bolonii jest spektakularnie piękna. Mamy Monstera S4R. To manuskrypt Ducati. Sekretna recepta na Coca Colę. Design tego motocykla jest kultywowany od lat i podlega jedynie drobnym, podyktowanym modą zmianom. Mamy kratownicową ramę, długi zbiornik paliwa, mały, spływający na dół zadupek i dwa wydechy po prawej stronie, idące jeden nad drugim. Klasyka lubianego gatunku. Obok z kolei mamy Diavela. Diavel to nic innego, jak Monster 696, któremu ktoś zapomniał powiedzieć „Hej, stary, nie przesadzaj z tymi sterydami, ok?”. Należą się tutaj brawa, bo udało się zakląć magię włoskiego designu, a jednocześnie ubrać motocykl w masę i muskularność. Jeśli chodzi o splendor, Diavel nokautuje S4R. Przechodnie zawsze poświęcali mu więcej uwagi, wyraźnie będąc pod wrażeniem tylnego kapcia. Który notabene wielkością przypomina Mazury. Obydwa te motocykle mają w sobie coś z eleganckiego oprycha, który chce, abyś go podziwiał, ale kiedy się na niego spojrzysz, zaparkuje ci pięść na twarzy.
Po bułki z szatanem
Oczywiście, obydwa te motocykle cudownie wpisują się w idylliczną wizję atakowania zakrętów na drogach Toskanii. W Ścigacz.pl lubimy jednak doszukiwać się sensu i cywilizacji w najbardziej psychopatycznych motocyklach. Codzienna eksploatacja. No cóż, Monster w mieście, w korkach i w czasie jazdy powolnej zachowuje się jak hiena z ADHD. Szarpie łańcuchem, warczy, trzęsie się i jedyne czego chce, to abyś opuścił strefę 50 km/h i dorzucił do pieca. Siedzi się na nim dziwnie. To bardzo niewielki motocykl, a pozycja nań jest bardzo aktywna, agresywna, przez co słaba jeśli chodzi o komfort. Diavel to trochę inna bajka. Siedzimy niżej, bardziej „w” motocyklu niż „na” nim. A to z kolei płynnie prowadzi nas do bolesnej wady. Hamując, a Diavel dysponuje heblami zdolnymi zatrzymać czas, nasze genitalia są brutalnie miażdżone. Taki rodzaj bardzo szybkiej, ekscytującej, głośnej wazektomii. Na obydwu tych motocyklach wieźliśmy pasażerki. Przeżyły, ale trudno wyraz ich twarzy określić jako zadowolony. Zresztą, czego się spodziewaliście? Monster jest nieco wygodniejszy, ale po ciężkim dniu pracy do domu wolałbym wracać Diavelem. Ma znacznie lżej i precyzyjniej pracujące sprzęgło, a w trybie Urban (o którym za chwilę) łagodnieje i zmienia się w przyjemnego cruisera.
Czerwony lakier i żółte papiery
Silnik Diavela jest ge-nial-ny. To wielkie, złowieszcze kowadło diabeł z powodzeniem mógłby dzierżyć w ręku zamiast wideł. Zresztą uważam, że Testastretta powstał nie fabryce w Borgo Panigale, ale w Tworkach, w piwnicy jakiegoś obłąkańca. Na początku śmiałem się z trybu Urban. Że jest dla mięczaków, że jeżdżą na nim tylko bezużyteczni, strachliwi nieszczęśnicy. Okazuje się, że to najmądrzejsza rzecz w tym motocyklu. Reakcja na gaz jest łagodna, motocykl nie szarpie łańcuchem nawet przy 2 tys. obr/min i cały sprzęt daje się przyjemnie dyrygować. Warto zaznaczyć, że moc ograniczona w tym trybie do 100 KM pozwala przyspieszać szybciej niż sportowe litry z końca lat 90-tych. Tryb Touring oddaje nam całe 162 KM i wyostrza nieco reakcję na gaz, ale nadal zachowując w miarę dobre maniery. Jeśli jesteś naprawdę odważny i dzień rozpoczynasz od wstrzyknięcie sobie Redbulla dożylnie, odpal w mieście tryb Sport. Wiedz jednak, że Diavel odpala w tym momencie wszystkie swoje działa i robi się straszniejszy od Buki z Muminków. A wszystko to przy hałasie, którego potęgę trudno ubrać w słowa. Wyobraź sobie dwa połączone ze sobą single na przelotowych wydechach, połączone w jeden silnik. Naprawdę jest coś pociągającego w tej chaotycznej kakofonii silników Ducati. Znajomy powiedział mi, że Diavel przyspieszając i schodząc z obrotów na ulicy brzmi jak myśliwiec z II Wojny Światowej. Potwierdzam.
S4R to zupełnie inny pies. Z elektronicznych bajerów wspomagających kierowcę mamy tutaj kierunkowskazy i rozrusznik elektryczny. Kiedy sytuacja zrobi się ”trakcyjnie niekorzystna”, kierowca jest zdany na siebie. Co w pewien sposób potrafi być satysfakcjonujące, podobnie jak satysfakcjonująca może być ucieczka przed chcącym cię pożreć niedźwiedziem. Monster cały czas chce jechać na pełnej bombie, bez zbędnego zamulania i rozczulania się nad manetką. Albo dajesz ognia, albo idziesz do domu. Ośmielę się stwierdzić, że jest to silnik raczej wysokoobrotowy. Dopiero po przekroczeniu 6 tysięcy zaczyna się prawdziwa zabawa. Tenor kręcącego się silnika komplementowany jest przez suche sprzęgło, które bywa głośniejsze od akcesoryjnych Termignoni. Ja fascynacji tym grzechotaniem nie rozumiem, ale o gustach się nie dyskutuje. Po tej planecie chodzą ludzie lubiący o wiele dziwniejsze rzeczy.
A kiedy wyjedziesz z miasta…
… to wcale nie będzie tak różowo. Dziennikarze motoryzacyjni rozpływają się na temat fenomenalnego prowadzenia Diavela, podlewając swoje teorie stwierdzeniami, że jeździ on w zasadzie tak samo jak 1198. Niestety, nie jeździ. To nadal spektakularnie prowadzący się motocykl, mając na uwadze jego genezę i niszę, ale matki fizyki nikt nie oszuka. Z tyłu nadal mamy oponę o szerokości 240mm. I ten tłusty fakt cały czas daje o sobie znać. Mimo tego, Diavel skręca w sposób, o którym jego koledzy mogą tylko śnić. Większą frajdę na zakrętach da ci S4R, choć aby wycisnąć z tego motocykla 100% radochy zakręty trzeba pokonywać szybko, bo to jedyny sposób, jaki ten sprzęt zna. Kiedy jednak wjeździsz się w tego dzikusa i zsymbiozujesz się z jego lekkością i wściekłym L-Twinem, uśmiech na twarzy masz gwarantowany. Chyba, że zacznie padać. Kierowca Diavela ustawia wtedy tryb Urban i kontrolę trakcji na 8, a kierowca S4R szuka stacji benzynowej, na której może spokojnie się rozpłakać. Monster ma dobre hamulce, które działają dokładnie tak jak wyglądają. Diavel ma zestaw, którego z powodzeniem można użyć do wyhamowywania samolotów lądujących na lotniskowcach. Naprawdę, to jedne z najgenialniejszych hebli obecnie montowanych w motocyklach fabrycznych. Oprócz diabelnej skuteczności są chirurgicznie dozowalne.
Bycie nudnym zostawmy innym
Mamy dwa motocykle z tego samego koncernu. Dwa motocykle, które będą miały innych odbiorców, ale z takimi samymi założeniami ogólnymi. I dwa motocykle, które z rzeczownika „szaleństwo” robią czasownik. Zestawienie tych dwóch sprzętów dowodzi jednego. W Ducati nie zaprzątają sobie głowy projektowaniem „normalnych” motocykli, które będą nudne, poprawne społecznie i przyjazne dla sąsiadów. To głośne, szokująco szybkie, ekscytujące, zaskakujące, frapujące motocykle dla ludzi, którzy lubią żyć na krawędzi dopuszczalnych punktów karnych na prawie jazdy. I chwała Włochom za to.
Za udostępnienie Ducati Diavela dziękujemy firmie EURORIDER z Bielska-Białej, dilerowi motocykli Ducati i Triumph na Śląsku.
|
Komentarze 13
Pokaż wszystkie komentarzeDucati Paso ma po prostu inny rodzaj piękna :-) , zresztą jak 999 ( oraz wspomniane w artykule Monster i Diavel)...ale generalnie Pasiak to dość ciekawy motocykl, mało problemowa, długodystansowa ...
OdpowiedzMiałem możliwość przez tydzień jazdy Diavelem. Ten motocykl zrobił na mnie duże wrażenie, nie piszę tu o mocy (w swoim mam 140 KM) ale o lekkości w prowadzeniu. Pierwsze kroki myślę sobie dużo moto...
OdpowiedzWpełni zgadzam sie co do siedzenia na Devilu, gdyby nie to dziwne wcięcie w moto, zamiast miejsca dla kierowcy to można by jeszcze nawet pojeżdzi (mój tłusty za tam nie pasował ;) FAKTYCZNIE ...
OdpowiedzWpełni zgadzam sie co do siedzenia na Devilu, gdyby nie to dziwne wcięcie w moto, zamiast miejsca dla kierowcy to można by jeszcze nawet pojeżdzi (mój tłusty za tam nie pasował ;) FAKTYCZNIE ...
Odpowiedzbo juz ztatusiales:P
Odpowiedzs4r kosztuje używany ok ~20k, diavel ~50k, nie lepiej było porównać diavela z s4rs, albo czymkolwiek nowszym w podobnej cenie
OdpowiedzNie wierzcie plotkom, hamulce w Monsterze oczywiście są słabsze niż w Diavelu, jednak i tak 100 razy lepsze niż w ja-psach... A o reszcie się nie dyskutuje, podoba się czy nie kwestia ...
Odpowiedz