Ta witryna używa plików cookie. Więcej informacji o używanych przez nas plikach cookie, ich zastosowaniu
i sposobie modyfikacji akceptacji plików cookie, można znaleźć
tutaj
oraz w stopce na naszej stronie internetowej (Polityka plików cookie).
Nie pokazuj więcej tego komunikatu.
Komentarze 7
Pokaż wszystkie komentarzeJest jeszcze ważny temat podatków. Jak się obłoży podatkami, akcyzą... prąd na skalę podobną jak paliwa to ciekawe ile będziemy płacili za oświetlenie mieszkania. A to że państwo nie odpuści to możemy być pewni. I nagle okaże się że jazda na prąd jest piekielnie droga
OdpowiedzMoże dlatego, że liczę sobie prawie 50 wiosen, a na jednośladach jeżdżę od 11 roku życia przeraża mnie wizja elektrycznych motocykli i samochodów. Jednak wiem, że postęp jest nieunikniony i z pewnością prędzej lub później silniki spalinowe pójdą w odstawkę. Wraz z nimi do muzeum odejdzie jednak część czegoś, co ogólnie można nazwać motocyklizmem. Dla mnie motocykl napędzany silnikiem z miksera nigdy nie będzie tym samym motocyklem. Chociaż robię to od dziesięcioleci, to każde odpalenie silnika w motocyklu jest dla mnie jak najpiękniejsza symfonia. Nasłuchuję, jak silnik w miarę rozgrzewania zmienia kulturę swojej pracy, jak pracują jego elementy. Zapach spalin jest dla mnie zaproszeniem na przejażdżkę. Wibracje spalinowego silnika, jego ciepło, a nawet zapach jest tym, czego jak sądzie nigdy nie zazna się na motocyklu napędzanym silnikiem elektrycznym. A na koniec, po wyłączeniu zapłonu słuchanie orkiestry klików i trzasków stygnącego silnika jest czymś, co porównać można do najpiękniejszego utworu muzycznego. Cieszę, że przyszło mi żyć w czasach, kiedy silniki spalinowe są u szczytu. Oby ten czas trwał jak najdłużej.
OdpowiedzZ pewną nieśmiałością chciałbym zauważyć, że pojazdy elektryczne nie są ekologiczne, jak się je często przedstawia i prawdopodobnie nigdy nie będą. Nie chodzi tylko o same akumulatory, które są jakie są ale fakt, że poruszają się na prąd, który w głównej mierze pochodzi z elektrowni węglowych. Oczywiście są kraje, gdzie lwia część energii pochodzi z innych źródeł (głównie atomu) niemniej wciąż większość prądu produkuje się albo z węgla albo z atomu (właśnie). Osobiście sądzę, że elektryki są etapem przejściowym do lepszych energii (może wodór, może coś innego) ale to kwestia odległej przyszłości, bo to się po prostu nikomu nie opłaca, a to właśnie rachunek ekonomiczny decyduje o postępie już co najmniej od kilkudziesięciu lat.
OdpowiedzOK, ale determinizm, pod tytulem "wszystko juz jest przesadzone" i elektryfikacja nastapi chocby skaly sraly, to dosc ryzykowne stwierdzenie, o ile nie ma oparcia w ekonomii. To ze koszt zawsze placi odbiorca koncowy, to wiemy, ale jesli bedzie sie to wiazalo z jego odczuwalnym zubozeniem, to w najblizszych wyborach moze wygrac dowolna partia, ktora obieca powrot do starego porzadku bez zbyt glebokiego siegania do naszych kieszeni- chocby to bylo ugrupowanie satanistyczno-neofaszystowskie... Z kolei "dodrukowywanie" pieniedzy i liczenie na rozbujanie nowych galezi gospodarki to tylko pobozne zyczenie dopoki kasa nie bedzie sie zgadzac u tego, kto ma to sfinansowac, czyli u klienta koncowego. Prosta recepta na sliczna hiperinflacje. A deklaracje politykow? A czego oni juz nie obiecywali dla paru punktow procentowych (w tym przypadku od "zielonych" i naiwnych)?...
OdpowiedzMasz rację, jednak problem polega na tym, że obecnie nie zawsze (coraz rzadziej) interes ekonomiczny jest leitmotiv'em działania polityków. Niestety w ostatnim czasie do głosu dochodzą bardzo silne grupy, które momentami działają jak grupy terrorystyczne. Wystarczy wspomnieć o Greenpeeace. Są to tak sile grupy, że potrafią osiągnąć swój cel, bez patrzenia na interes społeczny. Wystarczy prześledzić, co zrobili u siebie Niemcy z elektrowniami węglowymi i atomowymi, zastępując je tzw. odnawialnymi źródłami energii. Zysk dla środowiska okazał się żaden, a koszt dla społeczeństwa ogromny. Nie zmieniło to jednak faktu, iż partia Zieloni uzyskała w ostatnich wyborach w Niemczech historycznie wysoki wynik. Dzisiaj prawa ekonomii można wsadzić między opowieśi z mchu i paproci. Dzisiaj rządzą korporacje i wspierane przez nie grupy, jak choćby Greenpeace.
OdpowiedzTo miala byc odpowiedz na post Konrada, ale cos poszlo nie tak ;-)
OdpowiedzMerytoryczny, wyważony artykuł, przedstawiający problematykę (dosłownie) motocykli elektrycznych w sposób wielowymiarowy. Ja niestety zaliczam się do "dinozaurów", które chowają głowę pod poduszką, zamykają oczy i mają nadzieję, że motocykle elektryczne w końcu się oddalą :D
OdpowiedzWłaśnie zaczynam się zastanawiać co sie dzieje na tym portalu, że od pewnego czasu pojawiają sie całkiem fajne artykuły. Czyżby redakcja miała na stażu jakiegoś studenta :D
OdpowiedzNawet jeżeli wypominamy, że nie w każdym państwie energia elektryczna jest "czysta i zielona" to już teraz pojazdy elektryczne emitują mniej szkodliwych gazów niż ich spalinowe odpowiedniki. Łatwiej o kontrolowane i optymalne warunki spalania oraz oczyszczania spalin w jednej dużej elektrowni, niż w tysiącach silników pracujących w najróżniejszych warunkach. Za to problem wydobycia surowców do baterii wciąż jest poza jakąkolwiek kontrolą, ponieważ często są one importowane z krajów które są słynne z nieprzejmowania się środowiskiem.
OdpowiedzSzwedzcy naukowcy z instytutu IVL policzyli slad weglowy generowany w trakcie produkcji samej baterii do Tesli S. W momencie kiedy zjezdza ona z tasmy produkcyjnej, ma juz na koncie emisje taka jaka generuje przecietny diesel podczas osmioletniej eksploatacji. Istotne jest takze to, ze emisja zwiazana z produkcja wzrasta liniowo wraz z pojemnoscia baterii... Globalnie elektryki degraduja srodowisko bardziej niz spaliniaki, a jedynym zyskiem jest bezemisyjnosc w miejscu eksploatacji. W ostatecznym rozrachunku ekologicznym to takie leczenie otwartej rany przez jej pudrowanie.
OdpowiedzDrogi Konradzie, dlaczego calkowicie pominales aspekt ekonomiczny? Podstawowy problem to "Mikroekonomia" nabywcy, czyli cena elektryk vs. spaliniak, koszt benzyny, ktora mozna kupic za roznice (najczesciej minimum dwukrotna) w cenie pojazdu i ilosc km, ktore kozna na niej pokonac, koszt ladowania w szybkich stacjach, ale takze "makroekonomia", czyli koszty rozbudowy infrastruktury zwiazanej z ladowaniem (przepustowosc), ekwiwalent dla podatkow zawartych w cenie paliw, koszt utylizacji zuzytych ogniw, koszty dotowania doplat do elektrykow i na koniec koszt i sprawnosc globalnych systemow logistycznych, ktore przeciez tez musza byc docelowo oparte o elektryczny transport kolowy.
OdpowiedzCześć, dzięki za komentarz. Tych aspektów jest dużo więcej, ale tak jak napisałem, nie miałem miejsca na szczegółowe poruszanie wszystkich. Zebrałem te, które najczęściej widuję w komentarzach. Te sprawy, o których piszesz, podciągnąłbym pod polityczną decyzję światowych gospodarek, by jednak iść w stronę elektryczności. Oczywiście, jest dużo drożej, przynajmniej teraz, ale nie ma odwrotu. Czasy taniego paliwa też się skończą, raczej prędzej niż później. Pojazdy elektryczne, zarówno w zakupie, jak w eksploatacji dla końcowego odbiorcy powinny tanieć wraz z ich upowszechnieniem. "Jeździć, obserwować", tak bym podszedł do tego tematu, raczej na chłodno. Pozdrawiam!
Odpowiedz